Prolog

179 12 2
                                    

***

Był bardzo ciepły dzień jak na listopad. Nie padało, nie dało odczuć się podmuchów wiatru, wszystko było jakby zamrożone w tej jednej nieskazitelnej chwili. Chwili przed tragedią. Wszystko jakby zwolniło. Nawet ludzie poruszali się w zwolnionym tępie. Julia nie spojrzała na jezdnię, była bardzo zabiegana, spieszyła się na próby w teatrze miejskim. To było jej marzenie, razem z grupą znajomych aktorów tetralnych miała wziąć udział w przedstawieniu "Królowa Elfów" . Nie spojrzała na jezdnie i był to jej największy błąd. Gdyby tylko była bardziej uważna. Próbowała usprawiedliwić swój pośpiech tym, że nie spała za dobrze ostatniej nocy. Musiała przecież zdążyć na przesłuchania, chciała zagrać główną rolę kobiecą i czuła, że ma na to niemałe szanse. Zrobiła więc nieopatrznie krok, a za nim następny wchodząc na jezdnię. Chciała jak najszybciej stanąć w drzwiach teatru. Brakowało tylko dwóch metrów. Dwa przeklęte przez nią w późniejszym czasie metry.

Huk... I wszystko ucichło.
Papierowy kubek upadł, a herbata wylała się z niego i popłynęła w stronę chodnika.
Pisk opon, samochód zatrzymał się po gwałtownym hamowaniu. Stał odwrotnie do kierunku jazdy, po przeciwnej stronie ulicy. Wpadł w poślizg. Wściekły kierowca wyszedł z auta.
Julia nie była pewna czy to przeżyła, czy tylko ogląda wszystko z boku, jakby z zaświatów. Czuła, że otacza ją zimno, coś na kształt śmierci. Wszystko wydarzyło się zbyt szybko. Szarpnięcie, wylana herbata, ból, szum, nieznośny szum w uszach, wręcz ogłuszający. Jednak coś się nie zgadzało. Miała wrażenie, że nie tak powinna pachnieć śmierć. Czy jej wątpliwości miały jednak jakikolwiek sens? Jak tak naprawdę mogła pachnieć śmierć? Rozkłającym się ciałem. Tak sądziła Julia, śmierć powinna kojarzyć się ze stechlizną i rozkładem a nie z przyjemnym zapachem mięty i pieprzu i na Boga nie powinien ten zapach aż tak się jej podobać. Zamrugała powoli.

Ja żyje! Dzięki Ci Boże, już zawsze będę uważać. Przysięgam!

Właściciel samochodu gniewnie zbliżył się do kobiety.
- Oczu Pani nie ma!? Mogłem panią zabić! - wrzasnął. - Zapłaci Pani za szkody w moim samochodzie już ja tego dopilnuję, pozwę panią! - warknął wściekły.
Julia jakby przy pomocy skrzydeł podniosła się z asfaltu. W rzeczywistości pomogły jej umięśnione męskie ramiona. Jej głowę i kolana przeszedł okropny ból. Omało co a upadłaby, ale poczuła w czymś oparcie. A raczej w kimś.
Podniosła wzrok i spod przymróżonych powiek dostrzegła mężczyznę który przytrzymywał ją aby nie upadła. Był wysoki.
- Najbliższe przejście dla pieszych jest dopiero za następną krzyżówką, a ta ulica należy do deptaka. Co oznacza, że jest to miejsce ruchu pieszych, to Pan powinien uważać.
Powiedział szorstko nieznajomego mężczyzna. Julia skupiła się na nim, zadawała sobie pytania.

Co tak naprawdę się stało? Dlaczego jeszcze żyje?

-Jestem dodatkowo pewien, że przekroczył Pan prędkość, na pewno chce Pan iść z tym do sądu? Przegra Pan.
Nieznajomy taksował właściciela pojazdu spojrzeniem, dopóki ten nie poddał się.
- To ona wlazła mi pod koła, nie będę ponosił odpowiedzialności za jej głupotę - warknął kierowca, wsiadł do auta i odjechał. Srebrne BMW oddaliło się od miejsca zdarzenia.
- Pamiętam jego numery, jeśli Pani zechce, może to Pani zgłosić na policję.

Mężczyzna spojrzał pytająco w oczy Julii, ta tylko zrobiła skwaszoną minę i chwilę późnij zwymiotowała na garnitur.
- Szlag by to - mruknął mężczyzna.
Dziewczyna zachwiała się. Nie potrafiła zrozumieć co się dookoła niej dzieje. Wszystko zlewało się w niewyraźną plamę i śmierdziało wymiocinami.
- Chyba ma Pani wstrząśnienie mózgu, niestety próbując Panią uchronić przed pędzącym autem, nie uchroniłem Pani głowy przed uderzeniem.
- To nic... muszę tylko... na chwilę... usiąść - wybełkotała ledwo zrozumiale.
Mężczyzna spełnił jej prośbę i pomogł usiąść jej na krawężniku.
- Powinna Pani pojechać do szpitala.
- Nieee... ja mam przesłuchanie. Muszę iść na przesłuchanie. Ma być tam jakiś nadęty reżyser od siedmiu boleści, nie mogę się spóźnić - mruknęła i poruszyła się niezgrabnie próbując wstać, mężczyzna jednak powstrzymał ją.
- Myślę, że nie jest on na tyle nadęty i zrozumie, że miała Pani wypadek. Zawiozę Panią do najbliższego szpitala.
- Nic mi nie jest.- Kobieta wstała powoli. - To tylko... - Zachwiała się. -... chwilowa niedyspozycja.
Mężczyzna prychnął z jej nieodpowiedzialnej postawy.
- Byłem świadkiem Pani wypadku i uchroniłem Panią przed rozjechaniem przez pędzące auto, niech pozwoli mi Pani zawieźć się do szpitala. Nie chcę być odpowiedzialny za uszczerbek na Pani zdrowiu, tylko dlatego, że odpuściłem i nie zawiozłem Pani na odpowiednie badania.

KrwawięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz