1

83 7 2
                                    

Artur Mitchell był osobą bardzo zorganizowaną. Zawsze posiadał plan. Tym razem było tak samo. Miał przyjechać do Trenwil tylko na rok, przeprowadzić przesłuchanie, wystawić sztukę, zgarnąć należne mu pieniądze i wrócić do swojej posiadłości w oddalonym o tysiąc kilometrów od Trenwil, Breakstone. W swoim życiu grał wiele ról, był artystą, lekarzem, adwokatem, polincjantem a teraz i przez najbliższe dziesięć lat miał być reżyserem i pisarzem. Do tego miał się ograniczać, do grania roli, a wychodziło mu to świetnie. Doskonale zdawał sobie jednak sprawę, że do jego obowiązków jako reżysera i pisarza nie było czekanie w tej cholernej poczekalni. Miał wyjść zaraz po tym jak Panna Cambel zniknęła mu z oczu.  Mimo to usiadł na końcu korytarza pod drzwiami jednego z gabinetów. Cały czas zapach krwi drażnił jego wyczulone zmysły. Nie mógł się tego pozbyć.

Cholerny szpital.
Cholerna poczekalnia.
Cholernie przyjemny zapach krwi.

Przymknął oczy i oparł głowę o ścianę odchylając się lekko w tył. Czas dłużył się nieubłaganie. Artur siedział jednak niczym posąg. Nie ruszał się. Siedział oparty prosto niczym struna, napięty do granic możliwości.

Julii został wykonany rentgen i rezonans, okazało się, że doznała lekkiego wstrząśnienia mózgu i poza drobnymi otarciami, nic oprócz rany głowy nie wymagało opatrzenia. Drwa szwy i po krzyku. Dostała również środki przeciwbólowe.
- Kiedy będę mogła wrócić do domu? - zapytała kobieta, kiedy lekarz przeglądał w skupieniu jej kartę pacjenta.
- Samodzielnie? Na pewno nie przez najbliższą dobę - odpowiedział nadal skupiony na karcie. - Może jednak pani zadzwonić po kogoś z rodziny. Wtedy mógłbym wystawić pani wypis. Samej pani stąd nie wypuszczę.

Mężczyzna był w podeszłym wieku, przypominał jej raczej dobrego wujka z dorodnym wąsem niż lekarza. Julia zacisnęła nerwowo dłoń w której trzymała zakrwawioną haftowaną chusteczkę.

No to klops.

Pomyślała. Jej rodzice mieszkali we Florencji. Julia wyprowadziła się od nich w wieku dwudziestu jeden lat, aby rozwijać swoje zdolności aktorskie. Liczne kursy, staże, szkolenia, aż w końcu dostała etat w miejskim teatrze w Trenwil. Miasto liczyło sobie około trzydziestu tysięcy mieszkańców. Nie była to jakaś wielka metropolita, jednak Julii to wystarczało. Mogła grać, to liczyło się najabradziej. Dodatkowo jej sytuacja majątkowa nie była najgorsza. Posiadała własne mieszkanie w centrum miasta. Nie mogła również liczyć na pomoc kogokolwiek innego z rodziny, miała tylko rodziców. Oboje byli jedynakami, a dziadkowie z obu stron zmarli już dawno temu. Julia nie chciała zostawać w szpitalu na noc. Czuła się już lepiej, leki odrobinę ją otumaniały, jednak czuła się o niebo lepiej niż dwie godziny temu.
- Proszę nich mnie Pan wypisze, zamówię taksówkę. Zadzwonię do sąsiadki aby pomogła mi wrócić bezpiecznie do mieszkania.
Julia patrzyła błagalnie na mężczyznę ten westchnął przeciągle.
- Wy młodzi, zawsze wam się wydaje, że wiecie wszystko lepiej. Ale no coż. - wzruszył ramionami. - Pani decyzja, będzie to jednak wypis na żądanie. Co oznacza, że szpital nie będzie odpowiadał za Pani późniejszy uszczerbek na zdrowiu wynikający z przedwczesnego opuszczenia szpitala. Rozumiemy się?
- Tak, dziękuję. - Brunetka uśmiechnęła się delikatnie i podpisała wszystkie dokumenty.
Wyszła z gabinetu i rozejrzała się po poczekalni. Chciała tylko znaleźć wyjście, jednak coś bardzo dziwnego przykuło jej wzrok. Artur Mitchell siedział z zamkniętymi oczami na jednym z krzeseł.

Zasnął? Czekał tutaj na mnie?

W mgnieniu oka Julia znalazła dla siebie szansę. Odwróciła się czym prędzej i nie oglądając się za siebie opuściła budynek. Podeszła do krawężnika i usiłowała złapać taksówkę.
- Jeśli ma Pani skłonności samobójcze to drugi raz nie będę Pani ratował.
Usłyszała za plecami a jej kark owiał zimny dreszcz. Powoli odwróciła się. Artur Mitchell stał mniej niż metr przed nią. Przełknęła gorączkowo ślinę.
- Nie, oczywiście, że nie mam skłonności samobójczych! - oburzyła się. - Usiłuję tylko złapać taksówkę.
- Odwiozę panią.
Nie zabrzmiało to jednak jak propozycja. Artur wpatrywał się w skupieniu w Pannę Cambel. Wydawała mu się taka drobna, bezbronna.

KrwawięWhere stories live. Discover now