Zakończenie nr. 2

8.5K 336 194
                                    

"'Cause you brought out the best of me

A part of me I'd never seen

You took my soul wiped it clean

Our love was made for movie screens" - Kodaline


W momencie, gdy zamknął oczy do pokoju wpadła Barbara i rzuciła na niego jakieś zaklęcie, bo jego ciało pokryła mglista bańka, a on sam uniósł się w powietrzu, kilka cali nad łóżkiem.

- Barb? - Hermiona rzuciła głucho widząc kobietę z rumieńcem na policzkach i błyszczącymi oczami. Wyglądała jakby nie spała od kilku dni.

- Chyba to ogarnęłam. - Rzuciła z entuzjazmem. - Chyba mogę mu pomóc...

Była Gryfonka poderwała się z siedzenia i utkwiła w ciemnowłosej kobiecie intensywne spojrzenie.

Barbara Adams spędziła przy łóżku Dracona trzy doby co chwilę rzucając jakieś zaklęcia i sprawdzając, czy działały. Jego ciało zdawało się jednak dobrze reagować na jej leczenie, a gdy do pomieszczenia wszedł Stanley Ashbury, który miał dosyć łamania przez nią regulaminu, napotkał zimne spojrzenie Hermiony.

- Ash, spróbuj jej przeszkodzić, a osobiście Cię zamorduję. - Zagroziła z uwagą obserwując poczynania Kanadyjki.

Szef Munga zwiesił ramiona i westchnął cicho. Przecież nie mógł odmówić Minister Magii.

Draco kilka dni później otworzył oczy z poczuciem, że zapadł w bardzo głęboki sen, który okazał się koszmarem.

Hermiona siedziała na fotelu obok jego łóżka i spała niespokojnym snem, a gdy skierował na nią spojrzenie, doszedł do wniosku, że musiała stracić kilka kilogramów. Wyglądała smętnie.

- Draco? - Mruknęła obudzona nagłym ruchem. - Jak się czujesz? - Wymamrotała i przejechała dłonią po zmęczonej twarzy.

- Całkiem nieźle. - Odparł z uśmiechem i sięgnął do jej ciepłej dłoni. - Co jest grane? - Zapytał, a gdy pomieszczenia wpadła Barbara, wiedział, że znowu odnalazła rozwiązanie. Była niesamowitą kobietą pełną determinacji.

- Będziesz musiał przyjmować eliksiry przez długi czas, ale myślę, że wszystko będzie dobrze... - Powiedziała a on miał ochotę rozpłakać się ze szczęścia.

Długo rozmyślała nad tym, jak mu pomóc czując, że jej przeładowany mózg potrzebuje już odpoczynku - nawet Thomas, który z reguły nie wtrącał się w jej pracę, zaczął się o nią martwić. Popadła w jakiś dziwny stan katatonii i nie przyjmowała do siebie żadnych bodźców, bo tak u niej wyglądało skupienie. A on doprawdy nie wiedział jak ją z tego wyciągnąć, bo był Mugolem. Po kilku dniach jednak ocknęła się nagle i wybiegła z domu znikając na dłuższy czas. Zadzwoniła co prawda do męża po niedługim okresie wyjaśniając mu, że odkryła lekarstwo na chorobę Dracona. Przyjął to z ulgą, bo zaczął podejrzewać, że powoli traciła rozum.

- Synku... - Narcyza wpadła w jego ramiona, gdy szykował się do opuszczenia Munga i stał właśnie na korytarzu z Nottem i o czymś rozmawiali ze śmiechem.

Pani Stanfield rzadko pozwalała sobie na takie rozhisteryzowanie, ale widząc go oddychającego i żywego, rozpłakała się jak dziecko.

- Mamo... - Mruknął, ale zamknął ją w uścisku. - Już wszystko jest w porządku...

A ona roześmiała się przez łzy dziękując Merlinowi, że los kiedyś zesłał na jego drogę Barbarę Adams, którą miała ochotę ozłocić.

- Jesteś gotowy? - Hermiona pojawiła się nagle przy jego boku i złapała go za rękę czując jak zmęczenie i skutki stresu ostatnich tygodni powoli zaczęły ją dopadać. Była blada, ale uśmiechała się z radością.

- Tak. - Odparł patrząc na nią z czułością i niedługo potem znaleźli się w domu, który jeszcze nigdy nie wydawał mu się tak wspaniałym i przytulnym miejscem.

***

- Nie mogę już dłużej leżeć, Draco, plecy mnie bolą... - Zirytowany głos Hermiony rozległ się w sypialni, na co tylko parsknął śmiechem i odłożył na nocny stolik grubą książkę o prawie cywilnym. Bardzo go relaksowało czytanie suchych regulacji prawnych.

- Lekarz Ci kazał odpoczywać. Nasz syn potrzebuje jeszcze trochę czasu o tu. - Powiedział i dotknął z miłością jej dużego brzucha.

- Nie kazał mi jednak przyklejać się do łóżka na stałe. - Mruknęła i podniosła się z posłania z jękiem.

Wszystko ją bolało, począwszy od pleców a skończywszy na spuchniętych stopach. Jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek sądził, że ciąża to cudowny stan powinien z nią na ten temat porozmawiać. Niechybnie dostałby przy tym po łbie.

- Jeszcze tydzień, może dwa i Scorpius będzie z nami, kochanie. Bądź dzielna. - Rzucił z uśmiechem i dodał: - Zrobię Ci coś do jedzenia.

- Przestań mnie tuczyć Malfoy, bo już i tak wyglądam jak balon. - Zdenerwowała się a w jej oczach zalśniły łzy. Przez te hormony zrobiła się niestabilna emocjonalnie.

- Jesteś najbardziej seksownym i uroczym balonem jakiego widziałem. - Powiedział i przyciągnął ją do siebie całując czule jej słodkie usta. - Nie złość się... - Wymruczał a ona się poddała.

Kochała go tak bardzo, że czasem nie mogła oddychać. Pozwoliłaby mu na wszystko.

Gdy udało mu się dojść do siebie po pobycie w Mungu, niedługo potem okazało się, że jest z nim w ciąży. Nie wiedziała, czy się ucieszy, bo przecież cały czas wzajemnie sobie wmawiali, że najbardziej liczą się dla nich kariery i życie zawodowe.

Jednak choroba bardzo zmieniła jego perspektywę i nie dość, że ożenił się z nią niecałe dwa miesiące później, to przyjął wiadomość o dziecku z ogromną radością. Martwił się jednak o nią, w końcu była Ministrem i nie wiedział, czy głowie rządu przysługuje urlop macierzyński. Chyba jeszcze nie było takiego przypadku z historii.

Okazało się jednak, że nie mogła pozostać na stanowisku, co na początku trochę ją bolało, ale szybko się otrząsnęła. I tak była jednym z lepszych Ministrów jacy kiedykolwiek zasiadali na Pomery Street. Postanowiła więc skupić się na rodzinie, a potem zastanowić się, co chciałaby robić w życiu...

***

- Zachowujesz się dokładnie tak samo jak wtedy, gdy rodziłam Jamesa... - Ginny wpatrywała się w zdenerwowanego mężczyznę z uśmiechem.

- Wciąż idea porodu nieźle mnie przeraża. - Odparł i przejechał dłonią po włosach próbując okiełznać drżenie rąk. - Tym razem jednak chodzi o moje dziecko, więc wiesz...

Siedzieli na korytarzu w świętym Mungu, bo Hermiona absolutnie zabroniła mu być przy sobie. Nie chciała, żeby widział jak rodzi dziecko tłumacząc się tym, że nie chce by ich życie seksulane umarło śmiercią tragiczną, gdy zobaczy jak wychodzi z niej mały człowiek. Zgodził się z nią, ale bardziej dlatego, że mocno jej na tym zależało, a on po prostu nie chciał się kłócić z ciężarną.

- Merlinie... - Mruknął, gdy usłyszał głośny krzyk swojej żony dochodzący zza drzwi. - To musi być straszne... - Wzdrygnął się, a gdy na końcu korytarza pojawił się Teo uśmiechnął się lekko.

- Urodziła już? - Ciemnowłosy były Ślizgon podszedł do nich trzymając w dłoni uroczego małego pluszowego misia.

- Jeszcze nie...

Dokładnie w tym momencie uchyliły się drzwi od sali porodowej i wyszła z niej uśmiechnięta uzdrowicielka mówiąc pewnie:

- Gratuluje panie Malfoy. Ma pan pięknego, zdrowego syna.

Kiedy wszedł do środka i zobaczył swoją bardzo zmęczoną ukochaną, która w ramionach trzymała ich nowonarodzone dziecko pozwolił by łzy popłynęły po jego twarzy.

Draco Malfoy w tym momencie poczuł, że nareszcie jest kompletny.

Twoja Na Zawsze // DramioneWhere stories live. Discover now