8. Masz urodziny

3 0 0
                                    

Kiedy grzebałam po cichu w torebce Róży, w której zawsze ukrywa przed wszystkimi mleczne cukierki, do salonu weszła mama. Już wiedziała o wpadce z escape roomem.

- Jak tam twój nowy znajomy?
- Pewnie leczy traumę – wyciągnęłam garść cukierków i po cichu wsunęłam rękę do kieszeni.
Mama zmierzyła mnie swoim bezglutenowym spojrzeniem.
- Zaraz twoje narządy wewnętrzne zamienią się w ciastka.
- Znowu to samo? - dołączyła do nas Róża. - Malina, mama ma rację, jeszcze chwila i będziesz płakać tymi słodyczami.
- A potem będę je jeść – wzruszyłam ramionami.
- I zaczniesz płakać, że jesteś strasznie gruba – dodała mama.
- I zjesz ich jeszcze więcej – powiedziała Róża. - A na koniec zamienisz się w tatę.
Oddałam cukierki Róży.
- Bardzo ładnie – pochwaliła mnie mama.
- A wiesz, że jutro masz urodziny? - chciałam odbić piłeczkę i zabrzmieć groźnie.
- Przestałam mieć urodziny, kiedy przyszłaś na świat.

Mimo że mama nie lubiła obchodzić swoich urodzin, przypominających jej o nadchodzącej starości i niedołężności, z pewnością spodoba jej się przyjęcie, które razem z ciotko-kumpelką, Gają, jej urządzamy. Mają być znajomi, prezenty, jedzenie, dobra muzyka, jedzenie, wygodne fotele i jedzenie. To powinno się mamie spodobać na jej czter... trzydzieste trzecie urodziny. Po tylu latach powinnam się już nauczyć, które urodziny świętujemy.

- Mam nadzieję, że nie robicie dla mnie żadnej niespodzianki – dodała.
- Gdzie. Nie. Coś ty. Porozmawiamy później, umówiłam się z Kingą – wyszłam szybko z domu i ruszyłam do kawiarni.
Szczęśliwie było ciasto marchewkowe.
- Znalazłam rozwiązanie naszego problemu – powiedziała Kinga. - Ale ci się to nie spodoba.
- Wal – powiedziałam przeżuwając.

Naszym zadaniem było „zaśpiewanie na scenie". Wymyśliłyśmy to w czasach, kiedy wyjąc piosenki z High School Musical planowałyśmy wystąpić w Mam Talent. I wygrać oczywiście. Dobrze, że nasi rodzice nie chcieli nas wspierać w naszych planach, bo teraz musiałabym mieć na imię Julieta i piec ciastka w Argentyńskiej wiosce.

- Wystąpimy na imprezie twojej mamy.
Kawałek jedzenia utknął mi w gardle.
- Wiesz, że tam będą ludzie.
- To najbliższa rzecz sceny, jaką mamy – wzruszyła ramionami.
Kinga była jedną z tych cichych osób, które śpiewają niemal zawodowo, jednak udają, że tego nie wiedzą, więc korzystają z każdej okazji, żeby „przypadkiem" pokazać światu, jaki mają zniewalający głos. Problem w tym, że ja nie mam takiego sekretu i tak jak wiadomo, że fałszuję, ja naprawdę fałszuję.
- Ty śpiewasz, ja jestem chórkiem – powiedziałam.
- Jeśli nie ma innego wyjścia... - usta mówiły jedno, ale oczy krzyczały „no ja myślę".
Kim ja jestem, żeby nie spełniać marzeń swojej przyjaciółki.

Przyjęcie miało odbyć się w domu Gai, do której mama miała później wpaść „na kawę". Dobrze, że mama jest taką damą, że zawsze z domu wychodzi ubrana na tyle elegancko, żeby móc nagle wpaść na jakieś wydarzenie, gdy zajdzie taka potrzeba. Co ciekawe, w życiu mamy często taka potrzeba zachodzi.
Pewnych rzeczy nigdy nie zrozumiem.

Z samego rana tata dał mamie prezent. Specjalnie z nim poszłam do sklepu i dopilnowałam, żeby kupił coś ładnego i romantycznego, bo ostatnio podarował jej aparat do mierzenia ciśnienia. Jakiś cel w tym miał, nawet gdzieś przeszła przez jego głowę myśl, że wygląda to jak pierścionek, a skoro tak, to jest to bardzo elegancki podarunek.

Jednak tata nie posłuchał mojej najwyraźniej wątpliwej jakości rady, żeby dać go, kiedy będzie odpowiedni moment. Może po prostu tata uznał, że śniadanie będzie tym odpowiednim momentem, żeby wręczyć mamie prezent z takim samym namaszczeniem, jak kiedy podaje pilota od telewizora. A żeby nie było zbyt uczuciowo, teraz drugą ręką trzymał kanapkę. Mama wyjęła z ozdobnego pudełka delikatny, srebrny naszyjnik, trochę niepasujący do jej piżamy.
- Po co tyle pieniędzy wydałeś? - mama wpasowała się pytaniem w atmosferę sytuacji.
- Masz przecież urodziny – tata próbował się bronić. Aż mu okulary z nerwów podskoczyły.
- Piękny, dziękuję – powiedziała swoim robotycznym tonem, używanym zwykle do chwalenia moich osiągnięć. - Coś jeszcze mnie czeka?
- Nie, nic, a nic – odpowiedzieliśmy chórem.

Malina nie biegaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz