23. Wakacyjny romans - część 1

3 0 0
                                    

- Jedziesz.
- Nie ma mowy.
- Malina, nie wygłupiaj się. Jedziesz.
- Zostawcie. Mnie. W. Spokoju.
- Żebyś tyle energii wkładała w ćwiczenia, ile wkładasz w blokowanie drzwi, to może być wyglądała jak ta Whooper Woman – mama stanęła nade mną z niezadowoloną miną.
- Whooper to hamburger, masz na myśli Wonder Woman – poprawił ją tata.
- Malina już jest Whooper Woman – dodała Róża.
Wszyscy mieli skrzyżowane ręce i okrutne spojrzenia.
- Przecież powinnaś się cieszyć, będzie tam Samuel – uśmiechnęła się mama.
- On jest mi obojętny. Chcę spać.
Siedziałam na walizce, którą zastawiłam drzwi wyjściowe. Spakowałam się, bo jeszcze wczoraj myślałam, że wyjazd z Michałem, Samuelem i Kingą jest świetnym pomysłem. Potem spojrzałam w lustro. Jak wspominałam naszą prawie randkę, na której tańczyliśmy i śpiewaliśmy, wyglądałam jak Emma Stone, a śpiewałam i poruszałam się trzy razy lepiej. Jednak kiedy przypominałam sobie, że jestem zwykłą Maliną, która stęka, kiedy wstaje z kanapy, czar prysł.
Zrobiłam z siebie idiotkę.
Od tego czasu się nie widzieliśmy. Byłam pewna, że Samuel teraz krzywi się na myśl, że doszło między nami do czegoś takiego. Gdybyśmy dali się ponieść, jeszcze byśmy się jakoś przytulili. Może nawet pocałowali... nie, to jeszcze nie ten etap. Kto normalny by chciał mnie całować.
Nie wiem co robić.
Naprawdę.
- Zatrzymamy się na lody – westchnęła mama.

Kinga nawet nie była zła, że musiała na nas czekać. Wpakowała się do samochodu z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Jedziemy nad jezioro! - powiedziała śpiewnie. - To fantastyczne, prawda?
- Ta, świetne.
Jechaliśmy do domku rodziców Samuela. Na tydzień. Przez bite siedem dni będę musiała udawać interesującą osobę. Kto umie udawać tak długo? A nawet jeśli mi się to uda, to jak mam pokazać swoje szynki w kostiumie kąpielowym? Nie przeszkadzają mi, kiedy jestem na wakacjach z dziewczynami. Ale teraz będzie z nami Samuel. Kompleksy postanowiły o sobie przypomnieć.
Po godzinie jazdy zatrzymaliśmy się na herbatę. I lody.
Siedziałam z Kingą na karuzeli, która stała tuż przy kawiarnianym ogródku, w którym siedzieli rodzice.
– Co jeśli toaleta jest tuż przy pokoju? Wszystko będzie słychać – pokręciłam głową. – A jeśli Samuel to brudas? Nie chcę znać go od tej strony.
– W razie czego powiesz, że się źle czujesz i wrócisz jeszcze dzisiaj z twoimi rodzicami.
– Ale chłopaki tam są dopiero od dwóch dni, zdążyliby już zrobić bałagan, który by mi wszystko o nich powiedział?
– Miejmy nadzieję.

Nie zrobili. Może dlatego, że rodzice Samuela jeszcze tam wypoczywali. Mieli zostać do jutra. Jedna noc z potencjalnymi teściami, dam radę. Chyba.

Kiedy przyjechaliśmy, od razu wyszedł po nas Michał i otworzył bramę. Ogród był niewielki, ale jak się po chwili okazało, z tyłu domu zmieściły się ławy ogrodowe i obszerny stół. Staliśmy w salonie, rozmawiając o... sama nie wiem o czym. Wyobrażałam sobie nasze śniadania na świeżym powietrzu. Nagle na górze rozległo się tupanie. Wtedy po małych schodkach zaczęły schodzić nogi ubrane w ciemne jeansy. Potem do nóg dołączył tułów w koszulce z Flashem, a na koniec głowa ozdobiona brązowymi, fruwającymi włosami. Gdy oczy Samuela zatrzymały się na mnie, uśmiechnęłam się. Kobieto, stój, nie, przestań. Miałam zamiar uśmiechnąć się zalotnie, ale ja nigdy się tego nie nauczyłam. Chyba że interesują go trzy podbródki, gdzie usta to jeden z nich, wtedy mogę mieć szansę.

– Malinko, podziękuj ładnie – powiedziała mama, kiedy ojciec Samuela wręczył mi dodatkowe klucze.
Musiał mi pomachać nimi przed nosem, bo byłam zapatrzona w jego syna, jakbyśmy zaraz mieli wyjechać i walczyć z potworami.
– Podziękowałam – wymamrotałam. W końcu coś tam odruchowo odburknęłam.
– Nie słyszałam – mama wzruszyła ramionami.
Mama zawsze traktowała mnie jak opóźnionego cielaczka, ale mogłaby chociażby udawać przy ludziach, że skończyłam już dwanaście lat.
- Zostaniecie na obiedzie? - zapytała mama Samuela.
Nie, nie, nie, nie.
- Z przyjemnością – odparł tata.
Oczywiście.
Mama upokorzyła mnie tylko trzy razy. Nie wliczając opowieści z dzieciństwa. Ale ja sama też siebie nie oszczędzałam.
Jak każdy żyjący człowiek musiałam skorzystać z toalety. Nacisnęłam przycisk spłukiwania, ale wbrew moim oczekiwaniom z muszli wydobyło się jedynie pryknięcie. To nie działa w tę stronę, klozecie.
Nacisnęłam spłuczkę jeszcze dwa razy. Potem trzy.
Nic.
Woda leciała cichym strumyczkiem, jedynie muskając masę papieru, która tam zalegała. Mama mówiła, żebym przestała sobie robić papierowe siedzonka i najwyraźniej miała rację. Nigdy tego nie spuszczę w takim tempie. Trzeba iść po pomoc. Ale najpierw umyć porządnie ręce.
Szczęśliwie mama Samuela była w kuchni, kiedy reszta towarzystwa siedziała na zewnątrz.
- Przepraszam... - zaczęłam nieśmiało.
Mama Samuela była starsza od mojej mamy. Właściwie o to nie trudno, skoro moja mama miała tylko trzydzieści trzy lata i nie widać, żeby kiedyś to miało się zmienić. Ta kobieta miała calusieńkie siwe włosy, ale siwe w bardzo stylowy sposób. Kiedy tylko wycisnęła resztkę cytryny do dzbanka, spojrzała na mnie z przyjaznym uśmiechem.
- Tak, Malinko?
Malinko. Jak miło. Szkoda, że muszę tak bardzo zepsuć nastrój.
- Ja... Chyba... Wydaje mi się... Właściwie... Spłuczka nie działa – wydusiłam.
Mama Samuela spojrzała na mnie badawczo.
- Jacek! - zawołała. - Chodź tutaj, klozet znowu się zaciął.
Słyszeli to wszyscy.
Wszyyscy.
Musiałam wybrać się z panem Jackiem do toalety i obserwować, jak podnosi klapę, przyglądając się lecącej wodzie.
- Trzeba kilka razy szybko przycisnąć, wtedy ruszy – wyjaśnił z uśmiechem.
Mogłam na to wpaść i oszczędzić sobie upokorzeń. Teraz w ich rozmowach będę figurować jako „ta grubcia, co nie wie jak działa spłuczka".

Malina nie biegaWhere stories live. Discover now