14. Kino

3 0 0
                                    

W zeszłym tygodniu kompletnie zapomniałyśmy o słoiku. Róża chorowała, Kinga miała dużo pracy, a ja byłam pijana. Myślałam, że wszystko stracone i będziemy robić za Różę prace domowe nawet za jej dzieci, ale wykazała się wyrozumiałością. Myślę, że możliwość wyśmiewania się z nas jest cenniejsza niż lekcje. Dlatego kiedy wylosowałyśmy „przefarbuj się na zupełnie inny kolor", Róża poszła z nami do sklepu i sama wybrała farbę. Kinga dostała czerwoną, ja niebieską. Postanowiła też, że dopóki włosy nam nie wyschną, nie będziemy mogły się zobaczyć.

Po tym, co widziałam na Pintereście spodziewałam się, że będziemy wyglądać nowocześnie. Jak młode osoby, pewne siebie i swojej tożsamości. Tak, właśnie tak. Może założę dzięki temu bloga. Niebieskie włosy to będzie mój znak rozpoznawczy.

- Nie chcę wam przeszkadzać, byłam w okolicy, dlatego wpadłam - babcia zajrzała do mojego pokoju. - Farbujesz dziewczynom włosy?
- Takie zadanie – wyjaśniła Kinga.
- Mam nadzieję, że to się zmywa – mruknęła pod nosem Róża.
Chyba że jednak trzeba będzie zmienić tożsamość i wyjechać do tego Meksyku.
Kiedy Róża wysuszyła nam włosy, razem z babcią przyglądały nam się ze skrzywionymi minami.

- Myślałam, że się lubicie – powiedziała babcia, siedząc na moim włochatym fotelu.
- Chyba żartujesz – zerwałam się z krzesła już wiedząc, że jednak bloga nie założę.
Zwykle przeglądając się w swoim lustrze w kształcie symbolu Batmana czułam się jakbym mogła podbić świat. Teraz miałam poczucie, że świat usiadł na mnie swoimi ciężkimi pośladkami i nie zamierza się nigdzie ruszyć.
- Dlaczego są zielone? - wydusiłam.
- Jesteś złotą blondynką, można się było tego spodziewać – odparła babcia, przeżuwając ciastko. - Trzeba było wybrać mocniejszą farbę.
- Chcesz się zamienić? - zapytała Kinga, przeczesując jaskrawoczerwone kosmyki. - Nawet Wiśniewski by się tego wstydził.
- A my idziemy dzisiaj do kina. Z Michałem i Samuelem.
Zapadła niezręczna cisza.
- Ale do naszego? - upewniła się Kinga. - Tam nikogo znajomego nie spotkamy.
Oby.

Trzeba było odkurzyć moją kolekcję kapeluszy, którą wykorzystywałam bardziej na konwenty, niż normalne życie, ale może jednak życie blogerki jest mi pisane.
- Aleście się odstawiły – powiedział Michał, jak tylko nas zobaczył.
- To przez włosy – mruknęłam.
- Coś się zmieniło?
- To chyba oczywiste.
- No... nie. Kształt, kolor? Daj jakąś podpowiedź.
- Są kolorowe – podszepnął mu Samuel.
- Rzeczywiście – pokiwał energicznie głową. - Ale może nie noś tego kapelusza, wyglądasz trochę jak babcia Eleonora.
Dzięki.

Poszliśmy na Logana, przy czym szczęśliwie udało nam się uniknąć seansu z dubbingiem i gromadki rodziców z małymi dziećmi niewiedzących, na co się piszą.
Kiedy tylko światło zgasło, mogliśmy wyjąć prowiant. Ja kupiłam krakersy, Kinga chrupki, a chłopaki przynieśli po czekoladzie. Ponieważ kino nie należało do tych wielkich, sala także nie sprzyjała poczuciu swobody. Mając wokół siebie innych ludzi, przeprowadzaliśmy stałą operację pod tytułem „otwórz jedzenie tak, żeby nikt ci nie zwrócił uwagi".
Film się zaczął, a jakaś para za mną nie mogła przestać się całować. Idą na film, i to nie byle jaki film, a wolą zajmować się obślinianiem sobie twarzy. Co gorsza, lepiej słyszałam ich mlaskanie, niż dialogi. Co za dużo, to niezdrowo.
- Kinga, gapimy się.
Nie trzeba było jej dwa razy powtarzać. Odwróciłyśmy się do zakochanych, czyli nastoletniej dziewczyny i jej podejrzanie dojrzale wyglądającego chłopaka.
Wpatrywałyśmy się w nich przez dobre pół minuty, aż w końcu zauważyli, że coś się dzieje. Miałam swoją groźną minę, co chyba poskutkowało, bo odkleili się od siebie i nie odrywali oczu od ekranu.
Zapomniałyśmy przed filmem otworzyć jednej paczki rozpychaczy ud. Powoli ją rozdzierałam, przeżywając właśnie najtrudniejsze chwile w moim życiu. Bo kiedy bohaterowie przez chwilę nic nie mówią, słychać każde możliwe chrupnięcie. A ja akurat trafiłam na momenty częstej ciszy. Widzowie razem ze mną co chwilę zamierali, pozwalając, żeby nachosy rozmiękły im w ustach.
- Daj jednego – szepnął do mnie Michał.
Wytrącił mnie ze skupienia, więc podskoczyłam. Z paczki wydostały się pokruszone chrupki, które wylądowały na głowie chłopaka przede mną.
Rozejrzałam się ostrożnie, czy ktoś to zauważył. Wszyscy byli skupieni na swoim przeżuwaniu. Dobrze.
Nie mogłam strzepnąć tego wszystkiego z jego włosów, od razu by zauważył. Dlatego usiadłam na skraju fotela i nachyliłam się, udając, że sięgam po coś do torebki. Wtedy zaczęłam chuchać. Nie wpadłam na to, że zdmuchując okruszki, zrzucę je na jego twarz. Chłopak odwrócił się, najwyraźniej oczekując wyjaśnień. Ja wtedy odwróciłam się w stronę całuśnej młodzieży. Nie miał mnie o co oskarżyć, więc wrócił do oglądania, a ja wreszcie mogłam spokojnie jeść.

Po seansie staliśmy pod kinem czekając na mamę Kingi, ponieważ uparła się, że jest za zimno, żebyśmy wracali komunikacją. Nie narzekam. Ale nagle zobaczyłam coś strasznego.
- Kinga – szepnęłam konspiracyjnie, dźgając ją łokciem. - Patrz.
Kinga wzięła głęboki oddech.
- Dobra, ćwiczyłyśmy to. Pamiętasz jeszcze scenariusz?
- Kiedy odgrywałyśmy te scenki, nie miałam na sobie śmiesznego kapelusza i wodorostowych kłaków – odparłam ze zdenerwowaniem.
- Ale patrz, jest lepiej. Mamy ze sobą dwóch chłopaków. Możemy udawać, że jesteśmy na randce.
- Ale może nie podejdzie? Może w ogóle nas nie zauważy?
- Co tak szepczecie? - nachylił się nad nami Michał.
- Tam. Jest. Maciek – wymamrotałam.
Każdy były chłopak powinien być oznakowany, żeby nie dało się na niego tak przypadkiem wpaść.
Serce waliło mi jak głupie, kiedy się zbliżał. Był z jakąś dziewczyną. Może poznał ją zagranicą. Może ją przywiózł ze sobą tutaj i zamierzają zaraz znowu wyjechać, zwiedzać świat. A na konwent do Anglii to nie chciał ze mną polecieć.
- Malina – Kinga przywróciła mnie do rzeczywistości.
- Dobra, plan jest taki – odwróciłam się do chłopaków, żeby poprosić
o przysługę. - Gdzie Samuel?
- W toalecie.
- Zbliża się – ponagliła mnie Kinga.
O nie.
- Ekhm, Michał, udawaj proszę, że jesteś moim chłopakiem – wydusiłam.
- Maciek się zbliża, zaraz nas zobaczy.
Zamiast Sama Winchestera z krwi i kości mam niskobudżetowego Castiela. Spokrewnionego ze mną. 
- Muszę cię dotknąć? - zapytał z obrzydzeniem.
- Cicho, idzie tu – powiedziałam z uśmiechem, udając, że się świetnie bawię.
Zauważył nas. Szedł w naszą stronę. Oddychał. Nie.
- Malina – uśmiechnął się szeroko. - Kinga, cześć.
- Cześć – odpowiedziałyśmy dzidziusiowym chórkiem.
- Co tutaj robisz? - zapytałam, chcąc przejąć kontrolę nad rozmową.
- Idę na film.
Kto by pomyślał, w kinie filmy oglądać. Weź się w garść Malina, bo przegrasz z kretesem.
- My już byliśmy – pokiwałam energicznie głową.
Nastała chwila ciszy.
- Właśnie, pewnie nie znasz Moniki – przedstawił nam dziewczynę o lśniących, brązowych włosach.
- Malina – powiedziałam, ściskając jej gładką dłoń, chyba przez przypadek na moment pozbawiając jej dopływu krwi. - A to jest Michał, mój...
- Kuzyn, tak, poznaliśmy się już – Maciek podał Michałowi dłoń, uśmiechając się przy tym sympatycznie.
Kiedy oni się widzieli? No kiedy? Dlaczego wspomnień nie można usunąć?
Właściwie to dobrze, że nie zdążyłam go przedstawić jako swojego chłopaka.
- Sorki – wymamrotał Michał.
- Cześć – po chwili dołączył do nas Samuel.
Ponieważ nie wiedziałam, kim dla Maćka jest Monika, chciałam mu zafundować podobne rozterki i patrzyłam na Samuela z czułym uśmiechem, żeby można było pomyśleć, że coś nas łączy.
Nie jestem żałosna.
- Właściwie to dobrze, że się widzimy – powiedział Maciek, poprawiając okulary.
Zmienił oprawki. Wygląda lepiej. A ja mam glony na głowie.
- Dobrze?
- Napisałem do ciebie w lutym. Przepraszam za to, kumpel miał urodziny, a ja dostałem nowy telefon i źle przepisałem numer.
No tak. Dobrze, że nie odpisałam.
- Domyśliłam się – odparłam.
Nie, nie domyśliłam się. Przez następne trzy dni obmyślałam w jaki sposób będę go spławiać, kiedy wróci do Warszawy i będzie chciał znów się zejść. Ale nie jestem zdesperowana, już nie potrzebuję Doctora, żeby przebrać się za Rose. Teraz to ja jestem Doctorem, mam już swoją muszkę.
- Musimy lecieć, bo się spóźnimy na film – powiedział Maciek. - Do zobaczenia.
Oby nigdy.

Malina nie biegaWhere stories live. Discover now