3. Demony

500 69 51
                                    

 Shiana czasami czuła się niewidzialna, chociaż ból i nieznośne zimno nie pozostawiały złudzeń — wciąż żyła, a w jej sercu tliła się nadzieja, że los w końcu się do niej uśmiechnie. Niektórzy nazwaliby ją niepoprawną optymistką, ale ona wiedziała, czym naprawdę były podyktowane jej myśli. Niezależnie od tego, jak ciężkie było życie, nie mogła się poddać — nie, dopóki Flynn, jej brat, wymagał opieki.

Spojrzała niechętnie na drewnianą misę leżącą u stóp. Padający deszcz zapełnił ją wodą, a dziewczyna doszła do wniosku, że nie powinna liczyć na więcej. Ulice świeciły pustkami, nie licząc pojedynczych osób przemykających pomiędzy rozmaitymi sklepikami. Nikt jednak nie zamierzał poświęcić jej nawet chwili uwagi, nie wspominając już o podzieleniu się jedzeniem czy nawet pieniędzmi. Musiała odejść z pustymi rękami — po raz kolejny. Przełknęła ślinę na myśl o czekającym na nią bracie, który zapewne z utęsknieniem wyczekiwał jej powrotu. Od kilku dni polegali na życzliwości otaczających ich ludzi, którzy zechcieli obdarować ich resztkami albo nawet czerstwym, paskudnym chlebem.

Nevello, pozwól nam przetrwać, pomyślała smętnie Shiana, choć w jej prośbie nie było przekonania. Pamiętała czasy, gdy wierzyła, że Bogini przyjdzie na ratunek, zaoferuje swojej córce pomocną dłoń, ale... Nic takiego się nie wydarzyło, a dziewczyna nie miała sił się modlić — już nie. Była zdana tylko na siebie i łut szczęścia.

Wstała z klęczek i podniosła miskę z ziemi. Zakręciło jej się w głowie, częściowo od zmiany pozycji, w której przebywała od wielu godzin, a częściowo z głodu oraz wycieńczenia. Zmusiła się do zrobienia chwiejnego kroku, podpierając się dłonią o zimną, chropowatą ścianę, po czym westchnęła drżąco.

Zawroty głowy ustąpiły, a ona ruszyła przed siebie tak szybko, jak pozwalało jej na to zmęczenie. Przemykała kolejnymi uliczkami, od czasu do czasu omijając pojedyncznych ludzi. Starała się zignorować ich pełne pogardy spojrzenia, co okazywało się znacznie łatwiejsze niż jeszcze kilka lat wstecz. Shiana nie wiedziała nawet, kiedy jej życie zaczęło wyglądać w ten sposób. Nie potrafiła wrócić myślami do momentu, gdy po raz pierwszy wyszła na ulicę z zamiarem zdobycia środków koniecznych do przetrwania. Pierwsza kradzież wydawała się tak odległa, jak czasy, w których nie musiała martwić się o każdy kolejny dzień.

— Uważaj, jak leziesz. — Ktoś warknął na nią, gdy poślizgnęła się na mokrej nawierzchni i zahaczyła o niego ramieniem. — Ścierwo...

Shiana spuściła wzrok i wymamrotała pospieszne przeprosiny, ruszając w dalszą drogę, zanim naraziła się na większe niebezpieczeństwo niż kilka nieprzyjemnych słów. Za dobrze znała ten ton, by choćby pomyśleć o próbie kradzieży czy wyłudzenia pieniędzy. W dzielnicy, w której każdy cieszył się dobrym zdrowiem i majątkiem, tacy jak ona nie byli mile widziani. Strażnicy dokładali wszelkich starań, aby trzymać ich z dala od wyższej kasty. Nie mieli jednak oczu dookoła głowy, co dawało jej jakiekolwiek szanse na przetrwanie; już dawno odnalazła ścieżki i przejścia, prowadzące za mury miejskie, gdzie życie wyglądało zupełnie inaczej niż to, do którego przywykła.

Irinei było piękne. Zasłynęło jako miasto królewskich wybrańców — tych, którzy zostali uznani przez królową Virię za najznamienitszych. Miało stanowić najjaśniejszy punkt Yirelle, rywalizując tym samym nawet z Erhadem, stolicą sąsiedniego państwa — Darenaru. Szybko okazało się, że życie w cieniu imponujących murów, nawet jeśli nie było w nim miejsca na szlacheckie wygody, dawało nadzieję. Większość szlachciców wzbraniała się przed jakimkolwiek kontaktem ze światem poza murami. Traktowali podobnych Shianie ludzi z pogardą, może nawet obrzydzeniem. Byli jednak nieliczni, którzy wpatrywali się w nich z ciekawością właściwą małym dzieciom, dopiero poznającym otoczenie.

AesirWhere stories live. Discover now