7. Przedstawienie

374 47 27
                                    

 Shiana niemalże nie pamiętała uczucia kropli deszczu, spływających po skórze. Zaczęła za to rozumieć, dlaczego ludzie pochodzący z nieco bardziej słonecznych miejsc niż Irinei także znajdowali powody do narzekań.

Żar lejący się z nieba bezlitośnie osiadał na jej ramionach, zamieniając blady, niemalże przezroczysty odcień skóry we wściekle czerwony, zaogniony do granic możliwości. Każdy dotyk bolał, a słony pot nieustannie podrażniał tworzące się rany i pęcherze. Całe ciało dziewczyny było trawione przez gorączkę, a mięśnie drżały przy ruchach, niezdolne do podjęcia jakiejkolwiek pracy.

Pierwsze tygodnie podróży przypominały drogę przez mękę, a Shiana zaczynała powoli wątpić, że podjęła dobrą decyzję. W chwilach trzeźwości umysłu miała ochotę przeklinać wysłannika Aesira, który podsycił budzącą się w niej iskrę buntu i pragnienia zmian w mizernym dotychczas życiu. Modliła się do Nevelli, błagając ją o ratunek, o wyrwanie ze szponów okrutnego gorąca, odbierającego nie tylko siłę, ale — przede wszystkim — zmysły.

Kiedy gorączka zaczęła stopniowo ustępować, a klarujące się myśli na powrót zdominowały świadomość dziewczyny, zrozumiała, że los się do niej uśmiechnął. Zewsząd otaczali ją życzliwi ludzie, a żar, który niemalże doprowadził do jej śmierci, miał także pozytywne aspekty; nie musiała, choć raz, martwić się o odzież i ciepły posiłek. Nie musiała martwić się o nic; podróżująca trupa aktorów, która zgodziła się zabrać ją i Flynna ze sobą, zapewniała wszystko, czego potrzebowali do przeżycia. Shiana wiedziała, że nigdy nie zapomni ich wyrozumiałości i ciepła, niemającego nic wspólnego z nieubłaganym gorącem Pustyni Ihvirskiej. Traktowali ją jak swoją; nie oczekiwali od niej jakiejkolwiek zapłaty, choć była skora oddać im większość pieniędzy, zostawionych jej przez Virrena. Pragnęli jedynie, by pomagała w codziennych obowiązkach, którymi dzielili się z zaskakującą sprawiedliwością.

— Ach, obudziłaś się! — powiedziała Darmila, żona właściciela taboru, Mirtena.

Była piękną kobietą — ciemnowłosą, wysoką i smukłą, chociaż nikt nie mógłby odmówić jej kobiecego powabu. Shiana czuła się przy niej jak mała dziewczynka, która dopiero czekała na moment rozkwitu.

— Jak się czujesz? Lepiej?

— Odrobinę — przyznała i uśmiechnęła się nieśmiało. — Pęcherze zaczynają się goić.

Darmila pokiwała głową, po czym podeszła do jednego z kufrów i wyciągnęła z niego kolorowy szal. Wręczyła go dziewczynie i pogładziła ją po włosach w iście matczynym geście. Biła od niej czułość, która wydawała się Shianie nieco dziwna; niezależnie od tego, jak obcy by nie byli — ona i jej brat — wciąż traktowała ich jak własne dzieci. Może dlatego, że sama ich nie posiadała? A może dlatego, że była po prostu dobrą osobą, jakich nie spotykało się zbyt często?

— Owiń się tym i wyjdź na zewnątrz — zachęciła Darmila. — Mirten planuje nowe przedstawienie, a twój brat chyba chciałby wziąć w nim udział.

— Flynn? — zdziwiła się Shiana, a starsza kobieta zachichotała. — Mogłam się domyślić...

— Zapewne nigdy nie podejrzewałaś, że dane wam będzie podróżować z aktorami, a to dość... ryzykowna profesja. Niezbyt dochodowa, w każdym razie — zaśmiała się, a dziewczyna uniosła brwi ze zdziwieniem.

Zarówno Darmila, jak i Mirten wyglądali na niezwykle zadowolonych z życia. Robili to, co kochali, a otaczający ich artyści także nie narzekali na los. Shiana podejrzewała, że miało to ogromny związek z umiejętnościami całej trupy, a także z wyjątkowo dobrym okresem. Niemniej ciężko było zaprzeczyć oczywistym faktom — przyjęcie dwójki sierot nie stanowiło dla nich żadnego problemu.

AesirWhere stories live. Discover now