9. Gwiazdy

301 47 28
                                    

 Ralia spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie oczekiwała, że podróż z Casparem Silveriusem okaże się tak... cicha. Kojarzyła go jako rozgadanego, niemalże porywającego w swoich wypowiedziach. Zawsze miał coś do dodania, nawet jeśli nie był znawcą tematu. Dziwnym trafem nikomu to nie przeszkadzało; lubili go słuchać, choćby ze względu na melodyjny głos i piękną dykcję, właściwą księciu.

Mimo to nie mogła powiedzieć, żeby cisza jej przeszkadzała. Towarzyszyła jej niemalże zawsze, od kiedy tylko zaczęła podróżować po świecie — sam na sam z myślami. Także i tym razem starała się zapomnieć o obecności mężczyzny, ale czuła na sobie jego spojrzenie zdecydowanie zbyt często, by umieć je w pełni zignorować. Czasami przyłapywała się na tym, że sama miała ochotę zacząć rozmowę, byleby nie musieć zastanawiać się, dlaczego się jej przyglądał.

Spodziewała się dziesiątek pytań. Spodziewała się podejrzliwości, nieufności, czegokolwiek, co nie byłoby milczeniem. Nie wiedziała, czy próbował w ten sposób uśpić jej czujność. Sprawić, by zapomniała o towarzystwie i zdjęła maskę chłodnej, majestatycznej statuetki, odsłaniając prawdę, kryjącą się pod spodem. Wiedziała natomiast, że nie tylko on zaliczał się do osób sprytnych. Jeśli liczył, że — prędzej czy później — uda mu się ją złamać, mylił się.

— Ściemnia się — powiedział cicho Caspar, a ona zerknęła na niego kątem oka.

Nawet nie zauważyła, kiedy się z nią zrównał; jego kary koń poruszał się niemalże bezszelestnie, zupełnie jakby sam też nie chciał przerywać przejmującej ciszy. Okolice wysuszonego Jeziora Iv nie cechowały się różnorodnością, a nieliczne stworzenia, które zdołały zasiedlić surowe ziemie, należały do tych z gatunku praktycznie niewykrywalnych, jeśli ktoś nie zwracał na nie szczególnej uwagi.

Ralia szczerze nie cierpiała tych terenów. Pustynia na południe od Świątyni Aesira wydawała się dużo żywsza, a i krajobraz zmieniał się częściej. Z kolei droga do Erhadu przypominała raczej pustkowie, zapomniane i nieubłagane dla każdego, kto wkraczał na nie bez przygotowania. Dnie bywały tutaj nieznośnie gorące, a noce lodowate i wietrzne, co jedynie potęgowało obraz skrajnie nieprzyjaznego miejsca.

— Sądzisz, że to dobry pomysł, aby się tu zatrzymywać? — spytała z powątpiewaniem, a Silverius wzruszył ramionami.

— Nie zajdziemy dużo dalej — stwierdził i spojrzał w stronę słońca, gasnącego powoli na horyzoncie. — Lepiej rozbić tutaj obóz. Noc zapowiada się wyjątkowo nieprzyjemnie.

Edelaan nie spytała, dlaczego tak uważał. Znał te okolice lepiej niż ona; pochodził przecież z Erhadu i pokonywał tę trasę znacznie częściej. Ralia nie potrafiła sobie nawet przypomnieć, kiedy ostatni raz zapuściła się tak daleko na wschód.

Nie zaprotestowała, gdy zatrzymał konia i zeskoczył z niego z gracją. Westchnął ciężko, kiedy jego stopy dotknęły ziemi pierwszy raz od wielu godzin. Uśmiechnęła się pod nosem, dostrzegając grymas bólu na twarzy księcia, po czym sama zsunęła się z siodła z ulgą. Rozejrzała się wokół; otaczały ich jedynie nieliczne korzenie i wyschnięte drzewa, świetnie nadające się na opał. Jedno z nich wydawało się także odpowiednie, aby przywiązać do niego wierzchowce.

Ralia przerzuciła wodze przez łeb Frilli, jej ukochanej klaczy, po czym poprowadziła ją do konara. Gdy miała pewność, że zwierzę nie odbiegnie, zdjęła siodło i zaniosła je kawałek dalej, gdzie Caspar zdążył już zostawić swoje rzeczy, nie przejmując się ogierem, który odszedł kilka kroków w poszukiwaniu trawy.

— Zajmę się ogniskiem — wymamrotała cicho, a Silverius spojrzał na nią zdziwiony.

Być może nie spodziewał się, że odezwie się z własnej woli. A może zaskoczyła go jej inicjatywa.

AesirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz