czyli dlaczego beelzebub i gabriel mieli swoją małą wpadkę, a anthony nie może palić w domu ojca
to najlepszy trash, jaki zrobiłem, change my mind. głównie niewysłowiona biurokracja i disfamily (chyba rozdział h, moje autorskie dzieło)
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Stukanie eleganckich lakierek rozbrzmiewało po całej klatce schodowej, zapewne przeszkadzając w popołudniowych zajęciach większości mieszkańców Versacw Home. Ich właściciel jednak się nieszczególnie tym przejmował, po prostu szedł przed siebie, ze słuchawkami wbitymi w uszy.
Nieco żałował, że musiał się przeprowadzić. Właściwie, to bardzo żałował, ale niewiele mógł z tym zrobić. Podjęto taką decyzję i skończyło się na tym, że musiał znosić pudła wypełnione po brzegi jego ubraniami, roślinami i płytami do tego obrzydliwie sterylnego mieszkania na drugim końcu świata.
Otworzył sobie drzwi za pomocą łokcia i przedarł się do salonu
— Teraz twoja kolej, aby się tym zająć.
i ignorując ambitną dyskusję rodziców, prowadzoną zaraz obok.
— Jeśli zajmowałaś się tym siedemnaście lat, wytrzymasz jeszcze jeden rok.
W zwyczajnej sytuacji zapewne dołączyłby się do dyskusji i powiedział coś od siebie,
— Zrozum, że teraz będzie mi przeszkadzał, do cholery.
ale tego dnia po prostu nie miał siły. Chciał po prostu zamknąć się w swoim nowym pokoju i przesiedzieć tam najbliższe siedem miesięcy, aż uzyska pełnoletność i się wyprowadzi. Po prawdzie, nie wiedział gdzie, ale był pewien, że rodzice w razie potrzeby wyślą mu przystępną sumę pieniędzy. Okrągłą sumę.
I nie ważne, że sam nie wie, co potem ze sobą zrobi, zawsze może wyciągać środki na utrzymanie od rodziców. Jest cudownym pasożytem.
— Anthony? — przez dudniącą muzykę usłyszał przeraźliwie miękki głos, od jakiego go zemdliło. Teraz będą chcieli go wciągnąć do rozmowy, genialnie.
Otworzył oczy i poprawił okulary, w milczeniu zerkając to na ojca, to na matkę, którzy mieli czelność wejść do jego pokoju i zakłócić chwilę błogosławionej samotności.
— Nie będziesz tęsknił za mamą? —zaczął Och Jaki Święty i Idealny Gabriel, pochylając się nad nim i obdarzając łagodnym uśmiechem.
Stara sztuczka, zawsze stosowana przez dorosłych. Nabrałby się na nią dziesięć lat temu, ale nie teraz.
— Raczej nie — skwitował, rzucając tamtemu spojrzenie pełna litości. Mógł wymyślić coś lepszego, naprawdę. Jakkolwiek się postarać, chyba, że już naprawdę był tak ograniczony, iż nie potrafił, a to oznacza, że w pełni zasługiwał na ten wzrok.