af

116 6 8
                                    

   Cita1932

liczyłem na coś więcej, za dużo dzisiaj dostałem miłego, a to jest za mało depresyjne

Stukała palcami po klawiaturze, starając się skupić na pracy, chociaż nie było to łatwe.

   Właściwie było awykonalne.

   O pierwszej w nocy, po wypitych dwóch kawach nie była w stanie zasnąć na całkiem wygodnej kanapie i pod całkiem ciepłymi kocami, a jej organizm zamiast tego niepowetowanie domagał się, aby zrobiła coś produktywnego. Pytaniem tylko było, co?

   Zajmowanie się papierami nie wchodziło w grę, zwłaszcza, że był ledwie wrzesień, wszelakie druczki zostały już dawno wypełnione, aby mogła się później cieszyć wolnością. Nie było sezonu, czego najbardziej na świecie żałowała w tej chwili. Miała ochotę utonąć w papierach i procesach, zamiast siedzieć w pustym mieszkaniu - lub gorzej, mieszkaniu męża - zastanawiając się, co powinna ze sobą począć i dlaczego przyszło jej do głowy, aby wyrzucić Crowleya, który swoją oryginalną egzystencją był w stanie zapełnić sporo ciszy i przestrzeni apartamentu na przedmieściach Liverpoolu.

   Zanurzyła palce we włosach, usiłując przywołać do porządku swoje zmysły chociażby szarpiąc za ciemne kędziory z całej siły.

   I want it all, I want it all, I want it all and I want it now

   Rozległo się z sąsiedniego pokoju przy akompaniamencie gitary. Chyba już sobie przypomniała, dlaczego nie chciała przez pewien czas gościć syna pod swoim dachem.

   — Chryste — usłyszała za sobą zaspany głos i pozwoliła sobie na delikatny uśmiech. Teraz przynajmniej nie tylko ona cierpiała. — Jak ty go wychowałaś, do cholery?

   Bardziej wyczuła ugięcie się jasnego atłasu niż zobaczyła, jak przysiada się do niej nie kto inny niż Gabriel. W szlafroku, z roztrzepanymi włosami wyglądał zupełnie nie tak, jak go zapamiętała. Właściwie od dobrych szesnastu lat nie widziała go w takim stanie i jakoś nie żałowała. Jeszcze bardziej niż zwykle wyglądał... Gabrielowo.

   — Układasz pasjansa? — zajrzał w monitor, dość nieuprzejmie jak na jej gust. I gdzie się podziały pańskie maniery, panie Purgatory?

   — Po prostu czekam na gwiazdkę i kolejną falę klientów — wzruszyła ramionami i zatrzasnęła gwałtownie komputer, pozostawiając salon w mroku rozświetalnym jedynie przez latarnie uliczne i blask dobywający się spod drzwi Crowleya.

   — Nie wiem, czy odpowiednim jest życzyć komuś rozbicia rodziny — odparł mężczyzna, w ten znajomy sposób marszcząc brwi. O dziwo musiała przyznać, że bachor był do niego zaskakująco podobny. A przynajmniej z wyglądu i niektórych gestów, jakich nikt nie może sobie wypracować - je się po prostu odziedzicza.

Ducks and Tulips | Good Omens - TrashOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz