10.Pain

326 38 26
                                    

Bywały dni, kiedy wszystko powracało. Każdy obraz z przeszłości wracał do niego i uświadamiał, jak bardzo Yoongi mu pomógł. Nie wytrzymałby tego długo. Pomimo swojego zaparcia i chęci normalnego życia, inni mu to utrudniali. Miał chwile zwątpienia. Czy to wszystko ma sens? Brak ojca. Częściowy brak matki, która po stracie męża wolała przepić żale, nie zwracając uwagi na swoje dziecko, które cierpiało. Dniami i nocami. Nie tylko z powodu braku uwagi, ale i tego co działo się w szkole. Nie chciał do tego wracać, a jego umysł sam plątał mu figle.

©©©

– Część, młody. Nie widzieliśmy się jeszcze dzisiaj – zakpił jeden z chłopaków. – Dawaj pieniądze, albo skończysz jak ostatnio – warknął, trzymając ofiarę za koszulkę. Po jego policzkach spływały pierwsze łzy.

– Dawaj! Czego nie rozumiesz? – krzyknął drugi, przygniatając go do ściany.

– Nie! Nie mam... Przepraszam – odrzekł przez łzy. – Zostawcie mnie, proszę – powiedział bezsilnie. Sam nie wierzył, że dadzą mu spokój.

– Czyli wybierasz taką karę – odpowiedział, śmiejąc się szyderczo. Sięgnął po wielki kubeł zimnej wody i wylał go wprost na młodszego. Reszta zebrała się i zadawała mu kolejne ciosy. Pamiętał już tylko, jak zostaje na posadzce cały mokry i we krwi.

©©©

Szatyn wszedł do klasy, spuszczając głowę w dół. Podejrzliwy wzrok ludzi przepalał go na wylot. Słyszał, jak jakaś dwójka śmieje się cicho. Przywykł już do tego. Usiadł tam, gdzie zawsze, w pustej ławce na samym końcu klasy. Wiedział, że wyszydzają go palcami. To była dla niego norma. Norma, że każdy ostrzega nowych, aby nie siedzieć koło tego szatyna. Tak, całe lata siedział sam. Był skazany na brak kogokolwiek. Nie miał taty. Mamy prawie też. Został sam sobie z szkolnymi problemami, o które nikt nie dbał. Nikt nie wiedział, co robią mu inni, gdyż za każdym razem ukrywał to pod grubą warstwą makijażu, żeby nic nie miało prawa ujrzeć światła dziennego. Matka nigdy o to nie wypytywała, będąc pod wpływem alkoholu, albo po prostu nie zwracała na taki "szczegół" uwagi.

Wiedział co go spotka po skończeniu tej lekcji, tym samym ostatniej dzisiaj. Jako pierwszy wydostał się z klasy, mając małą nadzieję na litość ze strony prześladowców. Chciał wyjść z tąd jak najszybciej, chcąc uciec zanim tamci go dorwą. Na co on liczył...? Tuż po przekroczeniu wielkich drzwi, został pociągnięty za kołnierz i usadzony na ziemi za szkołą. Bał się. Jak zawsze.

– C-czemu mi to robicie? Sprawia wam to radość? – zapytał, krztusząc się już łzami. – Czemu...

– Mam do tego pełne prawo, więc zamknij się, młodziaku – warknął, zadając pierwszy cios w twarz szatynowi. Ten jęknął boleśnie, znów czując ten okropny ból i strach.

– Pieniądze. Dawaj kasę, albo skończysz jak ostatnio!

– Nie mam... Nie mam z czego wam dać – powiedział osłabionym głosem.

– Wiesz, co cię czeka – odpowiedział, śmiejąc się.

Znowu poczuł jak znowu spływa po nim zimna woda, a potem mocne uderzenia w brzuch. Następne. Kolejne. I tak przez dziesięć minut. Bronił się jak zwykle. Próbował to zrobić. Nigdy się nie udało. Jego słabe kości i brak mięśni nie pozwalały mu na wydostanie się pośród pięciu napastników. Wiedział bardzo dobrze, że kiedyś mogą posunąć się do dużo gorszych czynów, ale mu to było obojętne. Jego życie nie miało dla niego już sensu. Wolał znaleźć spokój poza ziemią, niż cierpieć na niej.

Let's drink it! || jikook/kookminWhere stories live. Discover now