1. Wiedział, że lubiłam muzyczne wieczorki.

824 179 179
                                    

Poruszałam leniwie biodrami w rytm starej, jazzowej piosenki. Na drewnianym podeście umiejscowionym w rogu pomieszczenia tańczyli ludzie, uśmiechając się do siebie nawzajem. Stojąc za ladą i serwując napoje, przyglądałam się im z wielką zawziętością. Biła od nich czysta radość i szczęście, które były najpiękniejszymi darami ludzkości. Bawili się na parkiecie, nie zważając na wiek partnera bądź jego umiejętności. Cieszyli się chwilą, tworząc nowe, wspólne wspomnienia. Robili to, co piątek w „Spodeczku", czyli małej, przytulnej kawiarence na obrzeżach miasta, gdzie pracowałam.

Moje wargi uniosły się delikatnie. W takich momentach miałam ochotę wziąć aparat i uchwycić te wszystkie piękne uśmiechy na różnorodnych fotografiach. Nie zdawali sobie z tego sprawy, ale każdy z nich był oddzielnym, wyjątkowym dziełem sztuki, które razem tworzyły zapierającą dech w piersiach wystawę. Kochałam muzyczne wieczory. Miały swój klimat i niepowtarzalność, gdzie dodatkowo można było delektować się przyjemnymi dźwiękami gitary.

Ty też grałeś na tym instrumencie. Pamiętam, jak pewnego lata zepsuł nam się samochód, więc przyszliśmy tutaj, oczekując na pomoc drogową. Wspólnie „odkryliśmy" tę kawiarnię. Wyciągnąłeś gitarę z bagażnika, usiadłeś przy stoliczku i zacząłeś umilać nam pobyt. Twoje palce sprawnie poruszały się po strunach, jakbyś dzielił się ze światem cząstką siebie. Moje oczy przepełnione były prawdziwym zachwytem, a wręcz adoracją do Twojej osoby. Nauczyłeś mnie, jak ważnym aspektem życia jest ekspresja uczuć. Bez okazywania siebie oraz samorealizacji zanikamy w społeczeństwie. Popijałam wtedy gruszkową latte, która później stała się naszym stałym zamówieniem w „Spodeczku".

Dzisiaj zrobiłam tych kaw już dwadzieścia, uśmiechając się do kolejnych klientów. Kiedyś to my nimi byliśmy. Wewnętrznie przeradzałam się w coraz większą ruinę. Ból to najlepszy sprawdzian rzeczywistości. Im mocniej zrani, tym stabilniejsza będzie później Twoja postawa. Byłam tym jednym wyjątkiem, który potwierdzał regułę. Nie zadałeś mi bólu. Ty mnie pochłonąłeś w całości, pozwalając na rozpoczęcie procesu samo destrukcji. Wyhodowałam Cię w moim sercu jak kwiatuszka, najpiękniejszego, a zarazem najbardziej trującego. Nie zerwałam Cię, więc dlaczego została jedynie uschnięta ziemia?

   — Zamówienie na stolik piętnaście — zawołała z kuchni szefowa, a ja od razu ruszyłam do okienka po odbiór.

Przełożyłam jedzenie na tackę i sprawnym krokiem skierowałam się do dzisiejszych gości zasiadających we wcześniej podanym miejscu.

Pamiętam, że był to Twój ulubiony stolik. Powtarzałeś, że gdybym usadowiła się na krześle po prawej, widać byłoby parkiet, na którym działyby się cuda jednoczące daną społeczność. Natomiast, kiedy ulokowałabym się na lewo, moje oczy dostrzegłyby piękno wykonywanej pracy. Ujrzałabym ludzi, uwijających się jak mrówki, by zapewnić komfort sobie i własnej rodzinie. Twojej uwadze nie umknął nawet najmniejszy szczegół. Chciałam widzieć to, co ty, dlatego zazwyczaj siedziałam na Twoich kolanach, słuchając jak szeptałeś mi do ucha sekrety tego świata, o których wiedzieliśmy tylko my.

   — Państwa zamówienie. — Rozłożyłam starannie talerze, patrząc, czy niczego nie pominęłam.

Kobieta z mężczyzną grzecznie mi podziękowali. Wyglądali na zgraną, kochającą się parę. Mogłam wyczytać to z ich oczu oraz sposobu, w jaki na siebie spoglądali. To kiedyś byliśmy my.

— Chciałam jeszcze tylko życzyć wam szczęścia. — Uśmiechnęłam się do obojga. — Pasujecie do siebie.

Dziewczyna o jasnych włosach zarumieniła się, a chłopak subtelnie ujął jej rękę.

Ty też tak robiłeś, kiedy czułam się niepewnie. Skupiałeś całą uwagę na mnie, sprawiając, że miękły mi nogi, a policzki piekły jeszcze bardziej niż wcześniej. Gdy wiedziałeś, że byłam niespokojna, składałeś na wierzchu mojej dłoni mokry pocałunek. Czytałeś mnie jak książkę, Twoje własne arcydzieło. Mogłeś zrobić ze mną wszystko, czego byś tylko zapragnął, jednak skorzystałeś z opcji ucieczki.

Wróciłam za ladę i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Kolor brązowy zdecydowanie tu dominował. Momentami przetarty był żółtymi prześwitami, które kojarzyły mi się z przedzierającym chmury słońcem. Wystrój wpasowywał się w gusta większości, dlatego mieliśmy sporo klientów. Przywiązywali się do tego miejsca, tak samo jak my lata temu.

Można było posądzić mnie o autoagresję. Zamiast odciąć się od wspomnień, dbałam o nie jak o najwspanialszy skarb. Pielęgnowałam każdą zadaną przez Ciebie ranę. Liczyłam na to, że kiedyś się jeszcze spotkamy, a ja wtedy pokażę Ci, ile przeszłam. Pamiętałam wszystkie nasze rozmowy. Powtarzałam je w głowie jak mantrę. Chciałam zatrzymać jak najwięcej Ciebie we mnie, abyś przynajmniej stamtąd nie był w stanie uciec.

   — Skończyłaś zmianę — zwróciła się do mnie szefowa, przerywając trwające w mojej głowie wspominki. — Leć do domu.

Posłałam jej zmęczony uśmiech. Siwowłosa kobieta o niebieskich tęczówkach, która prowadziła tę kawiarnie była moją drugą rodziną. Rozmowy z nią przynosiły mi ulgę. Przypominały mi o wymianach zdań prowadzonych z Tobą. Teoretycznie znałam każdy Twój pogląd, a praktycznie codziennie mnie zaskakiwałeś. Pokazałeś mi, że wszyscy mieli coś do zaoferowania. Byli warci świata. A czy ja byłam warta Ciebie?

Rozwiązałam powolnym ruchem swój fartuszek. Kiedyś się z niego śmialiśmy. Narysowana na nim różowa babeczka w rzeczywistości smakowała naprawdę źle. Ubrudziłeś sobie czubek nosa jej kremem. Przybliżyłam się wtedy do Ciebie i delikatnie wytarłam masę. Po raz pierwszy to ty byłeś tym, co się rumienił.

Poszłam za zaplecze w celu pożegnania się ze znajomymi. Nie pracowałam sama. Była tu ze mną moja najlepsza przyjaciółka, która nie chciała zostawić mnie choćby na chwilę. Zawsze mówiłeś, że nasza przyjaźń była piękna; zbudowana na wzajemnej miłości. Podkreślałeś, że takie relacje nigdy się nie kończą. W takim razie, na czym zbudowana była nasza?

   — Pójdziesz prosto do domu, bez zbędnego szwendania się, tak? — upewniła się ruda pieguska, najbliższa mi osoba.

   — Tak. — Przytaknęłam, po czym mocno ją uścisnęłam.

Pomachałam do reszty i szybkim krokiem podążyłam do wyjścia. Nie lubiłam końców. Przypominało mi to o dniu, w którym odszedłeś. Moje gorzkie łzy czekające tylko na znak, iż niepotrzebnie się wylały. Niestety, nigdy takiej wiadomości nie uzyskały. Nie byłam zła, kwiatuszku. Chciałam dla Ciebie jak najlepiej.

Zimny wiatr otulił moją twarz. Zaczerpnęłam świeżego powietrza, przyglądając się przez okno pozostałym w środku. Najwytrwalsi nadal tańczyli. Dawało mi to nadzieję. Możliwość odkupienia. Nawiedzały mnie myśli, że nie byłam dla Ciebie wystarczająca. Czy to prawda? Miałam tyle pytań i zero odpowiedzi.

Pokonałam schody, na których kiedyś się przewróciłam. Zdarłam skórę z łokcia, a ty zakleiłeś mi to plasterkiem i pocałowałeś w czoło, mówiąc, jaką to byłam niezdarą. Teraz już się zmieniłam. Szkoda, że nie widziałeś, jakich postępów dokonałam.

Oddalając się od „Spodeczka", uśmiechnęłam się niemrawo. Lubiłam muzyczne wieczorki. Ty z resztą też.

Psujesz Mi Pogodę. Where stories live. Discover now