10. Wiedział, że pojawi się On.

158 48 24
                                    

To był ten dzień — jeden, niepowtarzalny, przepełniony wyczekiwanym od dawna szczęściem. Usiadłam przy biurku, znajdującym się w mojej sypialni o piaskowych ścianach. Kolor beżowy zawsze mnie jakimś sposobem wyciszał, jednak dzisiaj już nie było to potrzebne. Może czas na remont? Prawdopodobnie. Rozprostowałam nogi i wyciągnęłam czystą kartkę z drukarki. Wiedząc, że to był ten dzień, zaczęłam pisać.

Witaj, moje piękne wspomnienie,

   Muszę przyznać, że długo na Ciebie czekałam, jednak opłacało się w każdym, nawet najmniejszym stopniu. Zaraz wszystko wyjaśnię. Ale najpierw — znasz to uczucie, gdy przypominają Ci się najwspanialsze momenty Twojego życia? Takie, dla których chcesz rano wstawać z uśmiechem. Mi właśnie przelatują przed oczami.

Pamiętam, jak wymęczony tata po całym dniu pracy wchodził do domu i zabierał mnie uśmiechnięty na rolki. Pamiętam, jak babcia opowiadała mi najcudowniejsze i najbardziej absurdalne opowieści miłosne o biednej dziewczynie i księciu. Pamiętam, jak mama śpiewała mi wszystkie piosenki z filmów Disney'a. Pamiętam, jak razem z koleżanką z osiedla zabrałyśmy lalki z naszych pokoi i zaczęłyśmy je sprzedawać na szczytny cel. Pamiętam, jak szłam tak uśmiechnięta, że ktokolwiek by mnie nie minął na ulicy, również zaczynał się śmiać. Pamiętam, jak malowałam laurki dla tatusia i zanosiłam mu z nadzieją, iż zobaczy. Pamiętam, jak biegałam nago po plaży i nie bałam się swoich „niedoskonałości". Pamiętam, jak mówiłam zawsze prawdę i nie udawałam nikogo, bo byłam tylko(i aż) dzieckiem. Patrzyłam na ludzi pod pryzmatem dobroci serca, jak robią to te małe istotki. Jakiekolwiek moje dzieciństwo by nie było — dobrze jest być dzieckiem, posiadać taką czystą duszę.

Teraz jestem dorosła, i co dalej? Mogę powiedzieć tylko to, że nadal chodzę uśmiechnięta po ulicy, ale już nikogo śmiechem nie zarażam. Robię regularnie przelewy na szczytny cel, jednak inni mówią, że to za mało. Noszę miano „infantylnej", bo kocham bajki Disney'a i lubię fantazjować. Nie maluję już laurek i nie chodzę na rolki, bo nie mam dla kogo i z kim. Mam problem z pokazaniem się w kostiumie kąpielowym, co dopiero nago. Uzależniona od kłamstwa, oszukuję się sama przed lustrem. Patrzę na ludzi pod pryzmatem dobroci serca, jednak oni mają już inne priorytety. Bo dobrze było być dzieckiem.

   Ale wiesz, takim dziecięcym dorosłym też można być. Bo jeśli znajdziesz szczęście, ukojenie i najzwyklejszą radość — nagle zachce Ci się żyć. Wszystkie wyżej wymienione rzeczy wrócą nim się obejrzysz. Bardzo tego pragnę i w końcu widzę drogę, którą mam iść, by to osiągnąć.

   Wiem, że będzie ciężko. Przecież zawsze na ścieżce oblewani zostajemy cierpieniem, a przyodziani bólem. Może będę walczyć o to resztę życia, ale uwierz mi, kiedy mówię, że warto. Bo każdy człowiek zasługuje na takiego ogromnego kopa w pupę, który powie mu: „Do przodu, idź przed siebie".

   Chcę znowu być sobą. Chcę być tą dziewczyną, która ze wzruszenia płacze w kościele i z zawstydzenia zakrywa to rękawami. Chcę być tą dziewczyną, która miłuje ludzi bezinteresownie i prawdziwie. Chcę być tą dziewczyną, która uwielbia bajki i snuje opowiastki. Chcę być tą dziewczyną, która Cię kocha, ale już bez bólu i Ciebie obok. Rozumiesz, prawda?

   Jak już wiele razy mówiłam: „Świat jest zbudowany na przeciwieństwach". Z miłością za rękę idzie nienawiść. Z bólem radość, a z cierpieniem — ulga. Powtarzali mi codziennie, że po burzy wychodzi słońce. Początkowo wierzyłam, później już się tylko z tego śmiałam. Ale nigdy nie wątpiłam w teorię, którą tu podałam, bo gdziekolwiek bym nie spojrzała — jest równowaga.

W moim sercu już też się znalazła. Tak bardzo szukałam tej podręcznikowej ulgi, a tak naprawdę potrzebowałam stabilizacji. Postrzegam Cię teraz, jak to piękne wspomnienie, które kiedyś bolało, obecnie się leczy i kiedyś wyleczy. Chyba po prostu musiałam spaść na dno, wybudować sobie tam domek, uznać, że jest brzydki i wybić się na szczyt.

To nie tak, że już na nim jestem. Będę pnąc się ku górze jeszcze lata, jak nie wieczność. Rana zostaje, jednak warto przykleić na nią plasterek(jeśli będzie za mały, to polecam szycie — trochę boli, ale jak widzisz —do przeżycia).

Tak na koniec Ci jeszcze wspomnę, że już nie potrzebuję Twoich rad i miłości. Znajdę ją, gdzieś, pijącą kawę w Jego ulubionej kawiarni.
Gdzieś, śpieszącą się rano do pracy(być może w „Spodeczku"). Ona po prostu będzie, a ja wraz z Nim będziemy ją pielęgnować.

Ale jeśli się nie uda — będę czekać na następną. Mówią, by nie pokazywać raju, jeżeli potem się go spali. A co jak powiem, że gdzieś tam daleko czeka na ciebie ten wieczny, ten prawdziwy, ten nietykalny?

Mam nadzieję, kwiatuszku, że szukasz tego raju. A może już znalazłeś? Tego nie wiem, jednak nadal Ci kibicuję i jestem pewna, że Ty mi też.

Przenoszę Cię do krainy wspomnień, w której już nic nie boli, nikt nie płacze i nie ma cierpienia. Bo właśnie tego Ci życzę.

Czekam na moment, w którym starzy i pomarszczeni spotkamy się tam na górze. Opowiem Ci wtedy, jak wielkich rzeczy tu dokonałam — poczynając od dzisiejszego dnia.

Przesyłam tysiąc słów,
Twoje piękne wspomnienie."

   Otarłam delikatnie dłonią policzki, po których zdażyło spłynąć kilka łez. Ale nie tych złych. Tych prawdziwie pięknych. Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam na beżowe ściany.

   — Jestem spokojna — powiedziałam szczerze z uśmiechem.

Bo taka też byłam tego dnia. Stabilna. Spokojna. Czekająca.

Zwinęłam list w rulonik, wstając powoli z krzesła. Miałam ściśle określony plan. Weszłam do kuchni i zaczęłam szukać butelki z korkiem. Spośród kilku wybrałam tę najładniejszą — z niebieskawego szkła. Kolor ten podobno oznacza stabilność i spokój, czyli coś, czego tak bardzo pragnęłam.

Zarzuciłam na siebie sweter, zakładając jednocześnie buty. Nie mogłam zmarnować ani minuty. Zamknęłam drzwi, po czym wybiegłam z kamienicy, jak poparzona. Ludzie obdarzali mnie krytycznymi spojrzeniami, jednak ja już pozwoliłam sobie być sobą. Tą prawdziwą sobą. Tą zakręconą sobą. Tą sobą, którą kochałam.

Biegłam, ile sił w nogach, by zdążyć na godzinę dziesiątą rano. To miało ogromne znaczenie. Kiedy ujrzałam mój cel, którym była pobliska rzeka, spojrzałam na zegarek.

09:56

   — Dobry czas — wysapałam, ledwo łapiąc oddech.

Cztery minuty i zawita nowy rozdział. Cztery minuty starej mnie. Tej niedobrej, cierpiącej, raniącej, chorującej mnie.

Duży krok? Zdecydowanie. Czy byłam pewna? Zdecydowanie. Najważniejsze — czy chciałam tego? Zdecydowanie.

09:59

Nie wahając się, umieściłam kartkę w butelce i szczelnie zamknęłam. Przynajmniej miałam nadzieję, że szczelnie. Uśmiechnęłam się i spojrzałam ku górze.

   — Dziękuję — wyszeptałam, jakby ktoś z nieba mi się przyglądał.

10:00

Włożyłam przedmiot do wody, patrząc jak odpływa. Pożegnałam się, a teraz byłam gotowa zasiać nowe kwiatki w sercowym ogrodzie. Już wyrzuciłam cały balast. Byłam wolna.

   — Udało się? — Usłyszałam niski głos, na którego dźwięk poczułam rozsadzającą mnie radość.

Odwróciłam się i oczywiście — stał tam On. A ty dobrze wiedziałeś, że się pojawi i pozwoliłeś mi w końcu być sobą. Będę wdzięczna na wieki. Za wszystko.

-

10:00 = 1000 (wyjaśnienie w interpretacji)

Psujesz Mi Pogodę. Where stories live. Discover now