2. Wiedział, że lubiłam leniwe dni w domu.

513 144 105
                                    

Dzisiaj obudziłam się z potwornym bólem głowy. Odkąd nie spałeś obok otoczona byłam chłodem i pustką. Popatrzyłam na powleczoną pościel. Nadal miałam naszą ulubioną poszewkę w czerwone róże. Kupiliśmy ją razem – pamiętałam to doskonale. Ująłeś mą twarz w ciepłe dłonie i powiedziałeś, że te kwiaty będą symbolem mojej delikatności oraz piękna. Wiedziałeś, że w to uwierzyłam. Pionki, którymi zagrałeś zachwiały całą równowagę. Obecnie brzydziłam się patrzeć w lustro, bo nie byłam dla Ciebie wystarczająca. Chciałabym wiedzieć, czy naprawdę tak o mnie myślałeś? Odbywałam własną pokutę za grzechy, których nie znałam.

Wiele razy zastanawiałam się, czy ktoś zajmował teraz miejsce w Twoim łóżku, które dawniej należało do mnie? W głowie tworzyłam najróżniejsze scenariusze, jak posyłasz ten piękny uśmiech innej kobiecie i szepczesz jej do ucha cichutkie: „dzień dobry, najdroższa". Oddałabym wszystko, aby znów być tą jedyną. Uczucie zazdrości i bezradności władały moim ciałem, a przecież oboje wiedzieliśmy, że nie byłam samolubna.

Sięgnęłam po telefon leżący na drewnianej szafce w celu sprawdzenia godziny. Pięć po dziewiątej. Uznałam, że przyda mi się jeden dzień wolnego, więc wystukałam na szybko wiadomość do szefowej z zapytaniem o takowy. Po niecałej minucie dostałam pozytywną odpowiedź. Niechętnie wstałam i udałam się do kuchni, aby zrobić śniadanie.

Przygotowałam wszystkie potrzebne produkty do zrobienia „grzybka", którego tak uwielbiałeś. Zwykły omlet potrafił przynieść Ci tyle radości. Kiedy tylko docierał do Ciebie jego zapach, budziłeś się w trybie natychmiastowym, ciesząc się jak małe dziecko. Patrzyłam na Twoją osobę z narastającą we mnie dumą. Czar jednak prysł, gdy odszedłeś.

Usiadłam do stołu, trzymając w jednej ręce talerz, a w drugiej sztućce. Westchnęłam i w ciszy zaczęłam konsumować swoje dzieło. Już wiedziałam, dlaczego tak bardzo go lubiłeś. Robiony był z miłością. Nie zmieniłam przepisu, a „grzybek" obecnie smakował mdło i po paru kęsach musiałam przerwać jedzenie. Nie miał już w sobie miłości.

Moje rozważania przerwał dźwięk muzyczki dochodzącej z telefonu. Sięgnęłam po przedmiot i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Miałam złudną nadzieję, że to ty. Nie chciałam być naiwna, jednak mimo tego klasyfikowałam się na pierwszej pozycji w tej kategorii. Dalej posiadałam Twój numer. Domyślałam się, iż go zmieniłeś w wypadku, gdybym Cię szukała. Nie robiłam tego.

— Tak, słucham?

— Wzięłaś dzień wolny? — Po drugiej stronie usłyszałam głos rudowłosej pieguski. — Czemu mnie nie poinformowałaś? Też bym tak zrobiła.

Poczułam, jakbym nie spełniała się nawet w roli przyjaciółki. Chciałam powiedzieć, że ją kocham, ale od dawna te słowa nikły mi w gardle. Nie poświęcałam jej czasu i nie tłumaczyłam niczego, odsuwając się od niej. Dziewczyna dbała o mnie i zamartwiała się na śmierć, a ja potrafiłam jedynie myśleć o Tobie. Byłeś samolubny, zajmując mnie całą.

— Leniwy dzień w domu. — Uśmiechnęłam się pod nosem na własne słowa.

To był nasz slang. Po raz pierwszy użyłam go w rozmowie z kimś innym. Oboje kochaliśmy takie dni. Wspólnie leżeliśmy pod kołdrą w ramionach ukochanej osoby, oglądając mało ważne seriale. Definiowałam to, jako moje ulubione zajęcie. Byłeś mym prywatnym hobby, w którym zdobyłam tytuł mistrza. Osiągnęłam najwyższy poziom i chciałam wspinać się wyżej. Pragnęłam odkrywać kolejne piętra przez resztę swojej egzystencji. Czemu mi na to nie pozwoliłeś? Czy opuściłeś mnie dlatego, bym nie mogła się dalej rozwijać? A może właśnie to był powód. Samorealizacja. Brak pasożytnictwa.

— Prawie jak za dawnych czasów — powiedziała ostrożnie. — Trzymaj się, do zobaczenia jutro.

Po tych słowach rozłączyłam się i zjadłam kolejny kawałek omleta. Już nie potrzebowałam rozmów z ludźmi, bo zakochałam się w swojej samotności. Powtarzałeś mi, że każdy człowiek zasługuje na to, aby poczuć się dobrze w swoim otoczeniu, a nie by się w nim zgubić. Dlaczego więc pozwoliłeś na moją zgubę?

Splotłam mój żywot z Twoim tak mocno, że nie byłam w stanie go teraz rozplątać. Czasami w życiu trzeba zaakceptować, że brniesz przez nie, jako niezależna od nikogo jednostka. Mnie do tej pory udało się uzyskać stan, gdzie wiedziałam, że już za późno na poddanie się. Płynęłam dalej i to wcale nie dlatego, że czas leczył rany.

Prawdę mówiąc, jedynie pchał mnie bardziej do krainy nicości. Z utratą bliskiej osoby trzeba się pogodzić. Ważne jest to, aby znaleźć coś, co będzie przynosiło nam ulgę, pewnego rodzaju złagodzenie. Czas nie miał znaczenia. Naprawdę, nie miał. Minęło trzysta sześćdziesiąt pięć dni, a ja nadal nie zmieniłam swojej wieczornej rutyny, jaką było ciche płakanie w łazience.

Dawniej po prostu nie chciałam zaakceptować Twego odejścia. Zaprzeczałam rzeczywistości w takim stopniu, że zgubiłam sens bytu. Teraz czekałam na moment, kiedy zagoi się wielka, postrzałowa rana w sercu, którą niemo mi zadałeś. Nigdy nie zdobyłeś się na odwagę, aby popatrzeć mi w oczy i powiedzieć: „żegnaj", a ja tak bardzo tego potrzebowałam. Potrzebowałam pogodzenia się z samą sobą.

Rozłożyłam się na kanapie w salonie, przeglądając kanały telewizyjne. Po obejrzeniu odmóżdżajacych oper mydlanych sięgnęłam po książkę. Czasami prosiłeś mnie, bym przeczytała na głos fragment danej powieści, który mi najbardziej przypadł do gustu. Prowadziliśmy dyskusje, które były najwartościowszymi wspomnieniami. Nauczyły mnie wszystkiego, czego szkoła czy studia nigdy nie zdołały. Brakowało Cię tutaj. Zamiast ciepła, czułam zimne dreszcze. Twoja ręka już mnie nie obejmowała. Musiałeś odejść, prawda?

Pod wieczór, gdy za oknem zapadła ciemność i włączyły się latarnie, skierowałam się do łazienki. Wspięłam się na pralkę, po czym usiadłam na niej z podkulonymi nogami. Zawsze tak robiłam po odbytych z Tobą kłótniach. Dawałam upust emocjom, poprzez głośny szloch i krzyk. Kiedy byłeś w mieszkaniu, puszczałam wodę z kranu, abyś tylko mnie nie usłyszał. Bezsensownie, gdyż ty i tak wiedziałeś. Dawałeś mi ochłonąć, a następnie wchodziłeś do pomieszczenia. Szeptałeś mi do ucha, jak bardzo mnie kochasz i składałeś na moich ustach cichą przysięgę swoimi, że nic nas nie rozdzieli. Nauczyło mnie to, że każda obietnica musi być wypowiadana na głos.

Ludzie mówili, że byłam histeryczką. Odpowiadałam im Twoimi słowami. Takie osoby, widzą to, co chcą widzieć. A ja pragnęłam ujrzeć Ciebie, co nie było mi dane. Czy to tworzyło sens?

Nie miał już kto wejść do mojej łazienki. Nie marnowałam wody z kranu, aby nikt się nie dowiedział. Nie miałam powodu do krzyku i nie chciałam żadnych innych pocałunków. Żyłam ciszą, którą wypełniał niebyt.

W czasie, gdy ciężkie łzy opuszczały moje oczy, mocząc policzki, pomyślałam znowu o naszych leniwych dniach w domu. Lubiliśmy je oboje.

Psujesz Mi Pogodę. Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin