5. Wiedział, że nie lubiłam ludzkiej ślepoty.

282 106 70
                                    

   Bywają takie ciche dni zapomnienia, gdy człowiek ma szansę odetchnąć od cierpienia. Nazywałam je „przygotowaniem do nadchodzącej burzy". Ludzka psychika przypominała mi morze. Czasem widzimy sztorm, jednak nigdy nie wiemy, kiedy takowy nadejdzie. Innym razem patrzymy na spokojną taflę wody i kołyszące się na niej łódki. Ale któż zgadnie, co pod tą osłoną się znajduje? Potrafimy ukryć emocje pod peleryną niewidką, tak samo, jak morze jest w stanie zataić tajemnice swych wód. Tylko wytrwali je poznają.

   Rodzimy się bez żadnych uprzedzeń. Początkowo mamy czystą kartkę, której jeszcze nikt nie zdążył bezczelnie zamazać. Dopiero po czasie zaczynamy rozumieć zło tego świata. „Im mniej wiesz, tym spokojniej śpisz", to powiedzenie zawsze wzbudzało we mnie niemałą konsternację. Nie potrafiłam się w pełni z nim zgodzić, jak i zaprzeczyć. Twoje odejście nie ułatwiło mi tego wyboru. Miałam tyle pytań, na które nie mogłeś dać odpowiedzi. Czy poczułabym ulgę, gdybym je uzyskała? Uważałam, że nie. Nadal kwestionowałabym siebie bez ładu i składu, doszukując się siódmego dna. Taka jest specyfika reakcji społeczeństwa na odrzucenie, a ja doznałam go dogłębnie.

   Kiedy szłam przez miasto, znowu starałam się skupić na prawie niedostrzegalnych elementach. Poprzednio patrzyłam na dobro, dzisiaj padło na zło. Nie zdawałam sobie sprawy, jak mocno mnie to zaboli. Przed oczami pojawiają nam się zapewne scenariusze z przemocą fizyczną. Jednak, gdy zagłębimy się w temat, zobaczymy coś znacznie gorszego. Mianowicie — człowieka, wyniszczającego psychicznie drugiego.

   Mijałam moją ulubioną kwiaciarnię na skrzyżowaniu dwóch, dosyć ruchliwych ulic. W tym czasie pasy przemierzał zgarbiony staruszek, podpierający się drewnianą, wylakierowaną laską. Światło zmieniło swój kolor na czerwony, jednak mężczyzna nie zdołał dojść do drugiego końca drogi. Do moich uszu dotarł głośny ryk klaksonu oraz krzyki niecierpliwiącego się kierowcy. Pieszy śmiertelnie wystraszony wywrócił się na jezdnie.

— Rusz się, dziadu! — Do oczu napłynęły mi łzy, gdy nieudolnie starał się podnieść w akompaniamencie kolejnych uwag.

   Ludzie będą się usprawiedliwiać, wymieniając powody, przez które zrezygnowali z pomocy. „Spieszyłem się" i „Nie miałem czasu" to tak dobrze znane nam sformułowania. Nie chciałam żyć w takim społeczeństwie.

   Wchodząc do marketu w celu kupienia produktów potrzebnych do zrobienia kolacji, byłam świadkiem kolejnego, otwierającego mi oczy zdarzenia. Mała dziewczynka biegała po całym sklepie, wołając, iż zgubiła mamusię. Dorośli zignorowali dziecko, dodatkowo je popychając. Niezdarna istotka zanosiła się głośnym płaczem, ale ludzie wydawali się głusi. Słyszymy to, co jest dla nas wygodne.

   Takie drobne, codzienne sytuacje obrazują nasze prawdziwe podejście, jakim wzajemnie się obdarowujemy. Lekceważenie. Ignorancja. Ślepota na nieszczęście drugiej osoby. Chęć zemsty. Wyśmiewanie. Głęboko wierzyłam, że cierpi nie tylko człowiek, któremu zadawany jest ból, ale również i osoba go wyrządzającą.

   Chciałam wyleczyć każdą chorobę. Pragnęłam zabrać ciężar z barków wszystkich mijających mnie ludzi. Posyłałam ciepły uśmiech nieznajomym, ukazując moją spokojną taflę na morzu. Jednak na jego dnie znajdowało się Twoje imię, które pochłaniało jak wir i ciągnęło w dół do piekieł wspomnień.

   Wracając do domu, moje myśli krążyły wokół wiersza, na który ostatnio trafiłam — „Na śklenicę malowaną" Miaskowskiego. Piękne dzieło, przedstawiające tę ludzką niedbałość, nieświadomość płynącego czasu. Nieoddzielnym elementem egzystencji jest przemijanie. Feniks, powstały z prochu i tak się z powrotem w niego obróci. Poczynając od nietrwałych materiałów do naszego żywotu, nic nie jest wieczne. Jednak mimo tej bezsensowności, powinniśmy korzystać z tego, co dostajemy.

— Jestem! — zawołałam, zamykając za sobą drzwi wejściowe.

   Od ponad roku mieszkałam sama, jednak zawsze witałam się w nadziei, że będziesz siedział rozłożony na kanapie, popijając popołudniową gruszkową kawę. Ten napój zawsze będzie kojarzył mi się z Tobą i „Spodeczkiem". Tak naprawdę, każdy aspekt mojego życia sprowadzał się do Ciebie i do wspomnienia Twych pięknych oczu. Niestety bolało jak diabli.

   Kiedy smutek osiągnie punkt kulminacyjny, twoja postawa ulega zupełnej zmianie. Przyzwyczajasz się do bólu, a z czasem udaje ci się go nawet polubić. Początkowo samotność nie daje ci spokoju, trapi cię w ciągu dnia i nocy. Potem zaczynasz ją kochać, uwielbiać całym sercem. Dzieje się tak, bo gdy jesteśmy sami, nikt nie jest w stanie nas zranić. Zaczynamy czuć się bezpiecznie zdystansowani. Po tak długim czasie nadal nie potrafiłam się od tego uwolnić. Miałam jedną dłoń przykutą niewidzialnym łańcuchem, a w drugiej trzymałam do niego klucz, który nie pozwalał się użyć.

   Pragnęłam Cię nie lubić. Brzydzić się tym, co zrobiłeś i ile kosztowałeś strat. Od dawna chciałam Ci to powiedzieć, kwiatuszku, jednak nie byłam do końca gotowa. Teraz otwarcie przyznałam, że czekam na dzień, w którym obudzę się z myślą, iż jesteś piękną przeszłością i czuję się z tym dobrze. Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś opuścił moją głowę i wracał jedynie na święta w momentach wielce melancholijnych.

   Nie każdy człowiek cię zrozumie. Czasem nawet twój terapeuta nie pojmie. Przyjmij to na spokojnie, ponieważ to są tylko ludzie, mający takie same odczucia, jak i ty. Kiedyś wydawało mi się, iż nikt poza mną nie będzie w stanie udźwignąć moich problemów. Nic bardziej mylnego. Moja przyjaciółka nosiła ciężar ze mną, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna. Prawdziwa przyjaźń cię znajdzie, a kiedy już staniesz z nią twarzą w twarz, od razu poznasz, że to właśnie ona.

   Uśmiechnęłam się na myśl o kochanej rudej piegusce. Ta dziewczyna to moja nadzieja. Pokładałam w niej tyle, że sama dziwiłam się, gdzie to wszystko chowa. Była promieniem słońca, który nawet przez zasłoniętą roletę wdarłby mi się do serca. Postanowiłam do niej zadzwonić i odłożyć na bok samotność.

   Zanim jednak wybrałam jej numer, usiadłam do komputera w celu wyszukania kontaktu do pobliskiego hospicjum, znajdującego się jedynie pięć minut stąd. Moim oczom ukazały się fotografie, doszczętnie łamiące mi serce. Przepisałam ciąg cyfr, klikając przycisk „zadzwoń".

— Hospicjum dla dzieci, Anna przy telefonie. W czym mogę pomóc? — Usłyszałam dziewczęcy głos po drugiej stronie słuchawki.

   Zanim odpowiedziałam, wzięłam kilka głębokich wdechów.

— Dzień dobry, dzwonię z zapytaniem — zaczęłam, odchrząkując. — Kiedy mogłabym poczytać dzieciom?

— Jako wolontariat ze studiów? — zapytała kobieta, przerywając ciszę, która zapadła po mojej wypowiedzi.

— Nie.

   Po podaniu swoich danych i krótkim zapoznaniu się z zasadami odsunęłam telefon w celu zakończenia rozmowy.

— Zapomniałam! Chciałabym jeszcze zapytać, dlaczego Pani to robi? — Dotarł do mnie głos Anny, jednak zahipnotyzowana kliknęłam czerwoną słuchawkę.

   Czyniłam to, gdyż nie lubiłam ludzkiej ślepoty na nieszczęście innych i każdy dookoła mnie to wiedział. Zwłaszcza ty, moja dawna miłość.

Psujesz Mi Pogodę. Onde histórias criam vida. Descubra agora