05

15.5K 431 968
                                    

Trzymając w dłoniach w połowie zjedzone kebaby i śmiejąc się tak głośno, że każdy przechodzień zwracał na nas uwagę szliśmy ulicą Marszałkowską. Muszę przyznać, że dawno nie czułam się taka szczęśliwa, jak przez te 2 dni spędzone z Michałem. Cały czas odnosiłam wrażenie, jakbym znała go całe życie. A przecież znaliśmy się mniej niż 48 godzin...

- Ej, Marcela! Wyszło jakieś nieporozumienie z mojej strony - powiedział, przeżuwając kawałek bułki.

- Co?

- No tak, zaprosiłem cię na kawę, albo herbatę, więc muszę dotrzymać słowa.

- To gdzie mnie zabierasz, w takim razie?

- Do mojej ulubionej kawiarni - zaczął - to nie żaden Starbucks, ani Costa, tylko Green Caffé Nero.

- To też moja ulubiona - rzuciłam cicho.

- Co tam mamroczesz? - zapytał, zbliżając swoją głowę do mojej i śmiejąc się.

- Że to też moja ulubiona! - krzyknęłam mu do ucha.

Chłopak zaczął udawać, że stracił słuch.

- Teraz to już w ogóle nic nie słyszę! - wrzeszczał tak głośno, że znaleźliśmy się w centrum uwagi wszystkich.

- Zamknij się - lekko uderzyłam go otwartą ręką w plecy.

To był błąd, ponieważ pare sekund później poczułam rękę chłopaka na moim pośladku i lekkie pieczenie. Przeszedł mnie dreszcz.

- Cholera, co on ze mną wyrabia - pomyślałam.

- Ręce przy sobie głupku - pogroziłam brunetowi palcem.

Michał podniósł obie ręce w geście poddania się i kontynuował jedzenie kebaba, uśmiechając się pod nosem.

***

Weszliśmy do kawiarni znajdującej się na Placu Konstytucji.

- Dzień dobry! - powiedział głośno, uśmiechając się do wszystkich klientów.

Zauważyłam, że chuda blondynka za ladą nerwowo poprawiła swój fartuszek i przygładziła włosy.

- Możemy usiąść w palarni? - zapytał chłopak.

- Możemy - odparłam, zdejmując kurtkę i kładąc ją na oparcie krzesła po mojej prawej.

Mój towarzysz nie miał czego z siebie zdjąć, ponieważ miał na sobie jedynie szarą bluzę, a na głowie czapkę z daszkiem, spod której wystawały niesfornie kosmyki jego włosów.

- Co chcesz? Ja stawiam.

- Poproszę espresso special w takim razie - odparłam.

- Dobra, zaraz wracam - chłopak uśmiechnął się i poszedł w kierunku lady.

Po chwili wrócił niosąc z jednej ręce moją kawę, a w drugiej kubek z różową cieczą.

- Dziękuje. Co wziąłeś? - zapytałam, odbierając mój napój.

- Herbatę - usiadł naprzeciwko mnie i upił łyka - Lipton Tropical fruit, zdecydowanie najlepsza.

- W takim razie na zdrowie - powiedziałam, unosząc moją małą filiżankę lekko do góry.

Michał uśmiechnął się i wyjął z kieszeni paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Uważnie obserwowałam, jak wkłada szluga do ust, jak jego końcówkę muska ogień, pojawiający się wszędzie delikatny, szary dym...

- Wiesz - z zamyślenia wyrwał mnie jego aksamitny głos - często tu bywam, zażyło mi się nawet napisać numer o tym miejscu.

- Daj przeczytać! - zrobiłam maślane oczy, widząc nieprzekonaną minę bruneta.

Raz się żyje | MATAWhere stories live. Discover now