Trzymając w dłoniach w połowie zjedzone kebaby i śmiejąc się tak głośno, że każdy przechodzień zwracał na nas uwagę szliśmy ulicą Marszałkowską. Muszę przyznać, że dawno nie czułam się taka szczęśliwa, jak przez te 2 dni spędzone z Michałem. Cały czas odnosiłam wrażenie, jakbym znała go całe życie. A przecież znaliśmy się mniej niż 48 godzin...
- Ej, Marcela! Wyszło jakieś nieporozumienie z mojej strony - powiedział, przeżuwając kawałek bułki.
- Co?
- No tak, zaprosiłem cię na kawę, albo herbatę, więc muszę dotrzymać słowa.
- To gdzie mnie zabierasz, w takim razie?
- Do mojej ulubionej kawiarni - zaczął - to nie żaden Starbucks, ani Costa, tylko Green Caffé Nero.
- To też moja ulubiona - rzuciłam cicho.
- Co tam mamroczesz? - zapytał, zbliżając swoją głowę do mojej i śmiejąc się.
- Że to też moja ulubiona! - krzyknęłam mu do ucha.
Chłopak zaczął udawać, że stracił słuch.
- Teraz to już w ogóle nic nie słyszę! - wrzeszczał tak głośno, że znaleźliśmy się w centrum uwagi wszystkich.
- Zamknij się - lekko uderzyłam go otwartą ręką w plecy.
To był błąd, ponieważ pare sekund później poczułam rękę chłopaka na moim pośladku i lekkie pieczenie. Przeszedł mnie dreszcz.
- Cholera, co on ze mną wyrabia - pomyślałam.
- Ręce przy sobie głupku - pogroziłam brunetowi palcem.
Michał podniósł obie ręce w geście poddania się i kontynuował jedzenie kebaba, uśmiechając się pod nosem.
***
Weszliśmy do kawiarni znajdującej się na Placu Konstytucji.
- Dzień dobry! - powiedział głośno, uśmiechając się do wszystkich klientów.
Zauważyłam, że chuda blondynka za ladą nerwowo poprawiła swój fartuszek i przygładziła włosy.
- Możemy usiąść w palarni? - zapytał chłopak.
- Możemy - odparłam, zdejmując kurtkę i kładąc ją na oparcie krzesła po mojej prawej.
Mój towarzysz nie miał czego z siebie zdjąć, ponieważ miał na sobie jedynie szarą bluzę, a na głowie czapkę z daszkiem, spod której wystawały niesfornie kosmyki jego włosów.
- Co chcesz? Ja stawiam.
- Poproszę espresso special w takim razie - odparłam.
- Dobra, zaraz wracam - chłopak uśmiechnął się i poszedł w kierunku lady.
Po chwili wrócił niosąc z jednej ręce moją kawę, a w drugiej kubek z różową cieczą.
- Dziękuje. Co wziąłeś? - zapytałam, odbierając mój napój.
- Herbatę - usiadł naprzeciwko mnie i upił łyka - Lipton Tropical fruit, zdecydowanie najlepsza.
- W takim razie na zdrowie - powiedziałam, unosząc moją małą filiżankę lekko do góry.
Michał uśmiechnął się i wyjął z kieszeni paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Uważnie obserwowałam, jak wkłada szluga do ust, jak jego końcówkę muska ogień, pojawiający się wszędzie delikatny, szary dym...
- Wiesz - z zamyślenia wyrwał mnie jego aksamitny głos - często tu bywam, zażyło mi się nawet napisać numer o tym miejscu.
- Daj przeczytać! - zrobiłam maślane oczy, widząc nieprzekonaną minę bruneta.
CZYTASZ
Raz się żyje | MATA
FanfictionSpędzająca każdą wolną chwilę nad książkami, studentka prawa Marcelina za namową przyjaciółki postanawia zaszaleć i pójść na słynne warszawskie schodki... • 03.04.20 ~ 20.07.20