07|Brooke

219 61 50
                                    

Audrey Brooke właśnie go zobaczyła.

Stał na środku ulicy i zbierał rozsypane jabłka do torby. Audrey kochała jabłka.

Był zupełnie inny. Może po prostu Audrey zapamiętała go inaczej. I jego widok nie powinien jej dziwić, przecież pan Atwood mieszkał w Spotswood. A jednak było w nim coś, co niepokoiło Rey. Był taki jasny, ale nie lśniący. Był niby wesoły ale też bardzo smutny. Był przystojny ale nie dla Audrey. Być może dlatego, że dawno go nie widziała. Być może dlatego, że nigdy nie widziała go w szortach. Być może dlatego, że w liceum był jej nauczycielem od fizyki.

Mimo to Audrey Brooke podeszła do niego i jakby się uśmiechnęła. Profesor włożył do torebki ostatni owoc i spojrzał w jej stronę.

- Cześć, Audrey. Miło cię widzieć. - powiedział i posłał jej zmęczony półuśmiech.

- Dzień dobry, panie profesorze. Mogę panu jakoś pomóc?

- Nie, dzięki. Jak tam u ciebie? Masz już jakiegoś chłopaka? Pamiętam, że raczej z nikim się nie umawiałaś.

Źrenice Audrey Brooke lekko się rozszerzyły. I w tym pytaniu nie byłoby nic dziwnego, gdyby pan Atwood dwa lata temu nie siedział przy biurku ucząc ją wzorów. Był jej nauczycielem. Nie powinien pytać co u niej. Nie powinien pytać o jej chłopaka. Nie powinien z nią rozmawiać o takich sprawach.

Jednak to podobało się Audrey. Że nie traktował jej jak dziecka, chociaż był osiem lat starszy.

Nie zmieniało to jednak faktu, że nie chciała mu odpowiadać. Co pana Atwooda obochodzi z kim się umawia? Po co pyta o jej życie uczuciowe?

- U mnie wszystko dobrze. Tak, mam chłopaka. Dlaczego pan pyta?

Profesor Atwood badawczo się jej przypatrywał. W jego spojrzeniu było coś, co kazało Audrey wbić wzrok w ziemię.

- Po prostu chyba cię lubię, Audrey. - powiedział cicho, niemal szeptem.

Tym razem na niego spojrzała. Pierwsze co zauważyła to jego oczy. Te oczy, tak niebieskie, niesamowicie niebieskie. Te oczy, niby puste, ale mające to „coś". Te oczy, które znała aż za dobrze. Jak to możliwe, że Chloe Wilson także była posiadaczką tych oczu? Jak to możliwe, że były one dla niej wszystkim i niczym?

Audrey Brooke nie wiedziała co powinna zrobić. Czy miała się do niego uśmiechnąć? Czy miała powiedzieć, że też go lubi? Nie. Nie lubi. Audrey nie wiedziała co powinna zrobić. Brakowało jej emocji. Brakowało jej słów. Brakowało jej kontroli. Brakowało jej Chloe. Ona by wiedziała.

- Do widzenia, panie Atwood. - spojrzała ostatni raz na gwiazdy migające w jego czach.

- Możesz mówić do mnie po imieniu. Nie jestem już twoim nauczycielem.

- Tak, oczywiście.

Profesor wyciągnął dłoń w jej kierunku.

- Jestem Zachary.

- Audrey. - niepewnie dotknęła jego ręki i poczuła chłód.

Ten znajomy, emanujący od niego chłód. Nie chciała go dotykać. Chciała go dotykać. Nie chciała jego oczu. Chciała jego oczy. Nie chciała już iść. Ale jej pragnienia się się liczyły. Dlatego już poszła.

I wszystko byłoby, na ile to możliwe, całkiem w porządku. I nie musiałaby się o niego martwić. I nie musiałaby się martwić o siebie.

Ale się martwiła.

Może dlatego, że tak naprawdę Audrey Brooke nie miała żadnego chłopaka.

e.n.v.y.Where stories live. Discover now