14|Wilson

131 44 37
                                    

    Chloe Wilson chciałaby aby było jak dawniej.

   Chciałaby przyjaźnić się z Rey. Mieć normalne stosunki z bratem. Z siostrą. Ze swoimi rodzicami. Mogłaby nawet do końca życia zostać w tym gównianym Spotswood. Byleby żyć i przeżyć. Chloe Wilson nie pragnęła bardziej niczego innego.

*

Chloe postanowiła zrobić cokolwiek. Jednak nie mogła posprzątać, pokukładać swojego życia. Nie sama. Na początku więc zajęła się porządkiem w wynajmowanym mieszkaniu.

Mieszkała w zgrabnym, trzydziesto dziewięcio metrowym mieszkaniu w samym centrum miasta. Nie było może ono spełnieniem jej marzeń. Ale marzenia Chloe Wilson się nie spełniały. Tego nie dało się zaprzeczyć.

Lecz musiała gdzieś mieszkać. Tak więc mieszkała w tych przyzwoitych trzydziestu dziewięciu metrach w samym sercu Nashville, stolicy stanu Tennessee. Było to jej pierwsze i jak dotąd ostatnie mieszkanie w tym miejscu. Swoje trzydzieści dziewięć metrów poznała prawie dwa lata temu. Owszem, teraz miała pieniądze, mogła znaleźć coś lepszego. Ale Chloe Wilson nie lubiła zabawy w poszukiwania czy agencje. Dlatego tkwiła w swoim lokum, do którego się już przyzwyczaiła.

Nashville od Spotswood dzieliło ponad tysiąc pięćset kilometrów. Toteż Chloe Wilson rzadko bywała w domu. Z resztą nigdy nie nazywała Spotswood swoim domem. Było to tylko gówniane miasteczko, do którego się przeprowadziła mając dziewięć lat. Gówniane miasteczko, w którym spędziła połowę swojego życia. Gówniane miasteczko, za którym tak cholernie tęskniła.

  Mówiąc rzadko Chloe miała na myśli wcale. Nie była u rodziców od półtora roku. Odwiedziła ich jedynie raz. Nie dzwoniła też często. Nie odczuwała takiej potrzeby. Rozmawiała z rodzicami w święta, jakieś imieniny i w sumie tylko wtedy. Nie dzwoniła do nich z każdą błahostką. Nie dzwoniła do nich z żadną błahostką. Nie zwierzała się mamie z piątkowych imprez czy jej sercowych dylematów. Może dlatego, że nie chodziła na żadne imprezy. Może dlatego, że nie miała żadnych sercowych dylematów, a nawet jeśli to nie mogła o nich rozmawiać. Może dlatego, że nie było u niej żadnych zwierzeń.

   To nie tak, że ich nie kochała. Bo kochała. Jej rodzice byli dobrymi i bardzo porządnymi ludźmi. Rzadko się kłócili, byli raczej zgodnym małżeństwem. Mieli trójkę (nie)wspaniałych dzieci, które należycie wychowali. Zasługiwali  na te wszystkie medale najlepszych rodziców, które robiła kiedyś w przedszkolu.

   Jednak ich relacje nigdy nie były specjalnie bliskie. Wyprowadzka, a raczej ucieczka Chloe tylko poluzowała nici porozumienia.

   Sprzątanie mieszkania zaczęła od pokoju sypialnego. Grzebiąc w zakurzonych pudłach pod łóżkiem znalazła w jednym z nich zdjęcie.

   Przedstawiało ono ją samą na tle morza.

   Chloe Wilson się uśmiechnęła. Doskonale pamiętała dzień, w którym zostało zrobione. Było to dokładnie dwudziestego pierwszego października dwa i pół roku temu. Dokładnie trzy miesiące przed urodzinami Rey.

  To właśnie z nią kojarzyło się jej to zdjęcie. I mimo iż to Chloe była na fotografii to kojarzyło jej się ono z Audrey Brooke. Może dlatego, że to właśnie Audrey była po drugiej stronie.

  Chloe Wilson zaczęła sprzątać resztę domu. Nie mogła dopuścić do siebie przeszłości. Nie chciała wspomnień. Nie chciała bólu, który i tak nieustannie jej towarzyszył. Chloe Wilson nie chciała już tego całego kotła problemów, uczuć jakim było życie.

    Po ośmiu godzinach nieprzerwanej pracy jej trzydzieści dziewięć metrów było w zdecydowanie lepszym stanie. Niestety to tylko mieszkanie, nieistotne mieszkanie.

   Bo mimo iż jej lokum było czyste, w życiu nic się nie zmieniło.

   Bo w życiu Chloe Wilson już nic nie mogło się poukładać.

e.n.v.y.Where stories live. Discover now