x

2.5K 106 153
                                    

HARRY'S POV

Wszystko poszło na marne. Całe to planowanie, ustalanie, spotkania z chłopakami, siedzenie w książkach do późna, akcja dopracowana w każdym szczególe.

W każdym? Oh, nie. Jednak nie.

Poniosłem porażkę.

I to nie taką zwykłą porażkę jaką jest np. przegranie zawodów czy oblanie egzaminu. Ta porażka była dużo, dużo gorsza, osobista. Po sześciu latach spędzonych na kuciu teorii i praktykowaniu na uniwersytecie medycznym, nie mogłem uwierzyć, że popełniłem tak katastrofalny błąd. Byłem niemalże pewien tego, co robię. Myślałem, że to może się udać. Szanse były przecież realne. Niestety, tak samo ryzyko, na które potraktowałem z przymrużeniem oka. Byłem zbyt pewny siebie, swoich wyliczeń. Myślałem, że wszystko pójdzie po mojej myśli, że odbijemy Louisa bez żadnych problemów, że na czas podam mu odtrutkę i wszystko będzie dobrze. Niestety, było za późno.

Zawiodłem go.

Stałem się najbardziej podłym człowiekiem, najgorszą wersją siebie. Oswoiłem Louisa. Pozwoliłem mu się przede mną otworzyć. Zdobyłem jego sympatię. Mało tego, sprawiłem że coś do mnie poczuł. Zakochał się. Przez tyle miesięcy mogłem obserwować jego przemianę z zamkniętego w sobie mężczyzny, który każdą próbę kontaktu i pomocy odrzucał, odpychał od siebie, w mężczyznę, który całymi dniami może myśleć tylko o tobie, który jest w stanie podjąć ryzyko, aby dać ci głupie kwiatki, który zmienił się dla ciebie i chce być lepszą wersją siebie. Romans z Liamem nie jest najgorszą rzeczą, jaką mogłem mu uczynić. Wiecie co było najgorsze?
Danie mu nadziei.
To ja wyraziłem chęć pomocy w organizowaniu ucieczki z więzienia. To ja przy każdym spotkaniu motywowałem go, prosiłem o cierpliwość i obiecywałem, że niedługo będzie wolny. Moja jedna decyzja wywołała lawinę kolejnych złych decyzji, które zaprowadziły nas tutaj.

Gdybym tylko mógł cofnąć czas... Być może wybiłbym Louisowi z głowy pomysł o ucieczce. Być może z pomocą Davida, zaprzyjaźnionego prawnika, udałoby się zadziałać w sprawie Louisa i wypuścić go warunkowo o wiele wcześniej. Albo może w ogóle nie podjąłbym pracy w tym przeklętym miejscu.

Najwidoczniej los chciał, aby stało się tak, a nie inaczej. Karma do mnie wróciła i odebrała mi ważną dla mnie osobę, która była gotowa zaryzykować dla mnie wszystko, a ja mam jej krew na rękach.

- Louis... - wyszeptałem, dławiąc się łzami, które spływały po moich policzkach. Wciąż trzymałem jego dłoń i co chwilę ściskałem ją oraz potrząsałem nią w nadziei, że coś się zmieni. Nie potrafiłem pogodzić się z rzeczywistością. Niestety, zero reakcji. - P-proszę, obudź się - wymamrotałem, próbując złapać oddech. Byłem roztrzęsiony, drżałem, patrząc cały czas na mężczyznę, leżącego nieruchomo na stole.

- Harry, to... To nie ma sensu. Już mu nie pomożesz - powiedział cicho Liam, pociągając nosem. Sam był w szoku, ale próbował zachować zimną krew. Odłączył od prądu maszynę, która nieprzerwanie wydawała nieznośny dźwięk sygnalizujący brak jakichkolwiek funkcji życiowych.

Ale to do mnie w ogóle nie docierało. Nie potrafiłem przyjąć do wiadomości tego, co się stało. Nie mogłem uwierzyć w to, że już nigdy nie spojrzę w te niebieskie oczy, zawsze pełne figlarnego błysku. Już nigdy nie zobaczę uśmiechu na jego twarzy. Już nigdy nie usłyszę jego głosu, nie poczuję ciepła.

Zdałem sobie sprawę z tego, ile ten mężczyzna dla mnie znaczy. Dla niego nawet byłem w stanie złamać prawo. Miał w sobie to coś, co sprawia, że mu ulegałem. Ale to bez znaczenia. Teraz było już za późno. Chyba nigdy nie wybaczę sobie tego, że ukrywałem przed nim romans z Liamem i przez ostatnie tygodnie byłem dla niego taki oschły i obojętny. Okłamywałem go, a teraz jeszcze przeze mnie nie żyje. Czułem się z tym jeszcze gorzej.

Liam próbował odsunąć mnie od ciała, jednak odtrąciłem go. Nie mogłem. Nie potrafiłem zostawić Louisa. Wciąż byłem w ogromnym szoku, a emocje wzięły górę. Pochyliłem się, wtulając w jego ciało i zapłakałem jak małe dziecko. Dlaczego on? To ja powinienem umrzeć. Zasłużyłem na to.

Nie miałem pojęcia ile tak płakałem z bezradności. Chłopcy oddalili się nieco od stołu i przyglądali nam się z bólem w oczach, już nie próbując mnie powstrzymać. Wszyscy byliśmy bezradni.

Skóra Louisa była już mokra od moich łez, które rzewnie wylewałem trzęsąc się w spazmach i nie potrafiąc przestać. Przez cały czas kurczowo trzymałem jego dłoń zaciśniętą w mojej i muskałem delikatnie jej wierzch i palce mężczyzny. Nie potrafiłem się z nim rozstać.

Nagle stało się coś niesamowitego. Klatka piersiowa, na której spoczywała moja głowa zaczęła gwałtownie unosić się i opadać. Usłyszałem ciężki i duszący kaszel, więc przestraszony podniosłem się i popatrzyłem na szatyna.

- Louis...? - szepnąłem, czując jak moje serce bije dwa razy mocniej. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Uśmiechnąłem się przez łzy, patrząc uważnie na mężczyznę, aby upewnić się, że nie mam omamów. - Louis, ty żyjesz! Boże kochany...

Chłopcy stojący gdzieś za mną otworzyli szeroko oczy ze zdumienia i w mgnieniu oka znaleźli się wokół stołu, na którym leżał szatyn. Cała trójka odetchnęła z ulgą widząc, że ich przyjaciel oddycha.

- H-Harry...? - wychrypiał ciężko półprzytomny mężczyzna, kiedy udało mu się opanować kaszel i łapczywie nabierał powietrza w płuca.

- Tak, Louis. Jestem tu - powiedziałem od razu, ściskając lekko jego dłoń, która nadal była zimna, ale delikatnie ścisnęła tę moją. Drugą dłonią pogłaskałem policzek mężczyzny. - To prawdziwy cud - powiedziałem, kręcąc głową szczęśliwy i spojrzałem na chłopaków. - Trzeba go przenieść do sypialni. Jest cały zimny, nie może się wychłodzić - powiedziałem, ocierając łzy i wziąłem się w garść.

Liam i Zayn bez słowa pomogli zanieść Louisa na górę do jego sypialni i położyli go na łóżku. Dokładnie przykryłem szatyna kocem oraz kołdrą i przyniosłem termometr, by kontrolować jego temperaturę. Poprosiłem chłopaków, żeby nas zostawili samych, ponieważ był to czas na odpoczynek organizmu, a ja musiałem zostać, by móc kontrolować jego stan. Zdjąłem buty, ściągnąłem z ramion płaszcz i położyłem się obok na łóżku. Delikatnie odgarnąłem karmelowe włosy z czoła szatyna.

- Gdzie jestem? Udało się? - mamrotał.

- Tak, udało się. Jesteś w domu - szepnąłem, kiwając głową. - Wszystko będzie dobrze, musisz tylko dużo odpoczywać - dodałem cicho przyglądając mu się przez cały czas. Widziałem, jak na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. Uśmiech zwycięstwa.

Louis stopniowo zaczął nabierać kolorów na twarzy, jednak jego temperatura wracała do tej prawidłowej w bardzo wolnym tempie. Pozostało tylko czekać. Zastanawiałem się nad tym, jak ogromne mamy szczęście. Tak niewiele brakowało... Już wszyscy myśleliśmy, że jest za późno. Jak już wspomniałem, to był prawdziwy cud.

Zauważając, że Louis zasnął, zacząłem delikatnie dotykać jego policzka.

- Nie masz pojęcia jak bardzo mnie przestraszyłeś, nas wszystkich. Ja... Ja nigdy wcześniej nie bałem się tak bardzo, jak dziś. Bałem się, że stracę cię na zawsze - wyszeptałem.

''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''

Notka: Witam ponownie! Mam nadzieję, że jeszcze Wam się nie znudziła ta historia hah.
No to ruszamy z kolejną częścią!

All the love, N xx

The Prisoner |Larry 2/3 ✓ POPRAWIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz