18

1K 109 115
                                    

- Lou? - odezwałem się przerywając ciszę, która zapanowała między nami na kilka, może kilkanaście minut. Leżeliśmy wtuleni w siebie i po prostu milczeliśmy. To było na swój sposób przyjemne, ale nie tak bardzo jak to, co chłopak zrobił chwilę temu.

- Hm? - Louis zerknął na mnie zaciekawiony.

- Nie potrzebujesz czegoś z tym zrobić? - zapytałem lekko się odsuwając i wskazałem palcem na duże wybrzuszenie odznaczające się w bokserkach mężczyzny, które dotychczas wbijało mi się w udo, gdy na nim leżałem.

- Ja... myślałem, że zaczekam aż zaśniesz i wtedy poszedłbym do łazienki... - odpowiedział wyraźnie zakłopotany, co było dla mnie naprawdę rzadkim widokiem. Zaraz... czy Louis właśnie się zawstydził?

- Nie musisz się przede mną ukrywać - uśmiechnąłem się lekko, co jeszcze bardziej zdziwiło szatyna.

- Chcesz, żebym sobie zwalił konia w twojej obecności? - uniósł wysoko brwi.

- Nie przeszkadzałoby mi to... w zasadzie chętnie bym popatrzył - zagryzłem wargę. - Ale nie o to mi chodziło. Pomyślałem sobie, że może mógłbym temu zaradzić?

- Harry, to nie tak, że się przed tobą z tym ukrywam - Louis westchnął i podniósł się do siadu, dlatego zrobiłem to samo. - Po prostu... wiem, że jesteś delikatnym, wrażliwym chłopakiem i trochę mniej doświadczonym - popatrzył na mnie niepewnie drapiąc się po karku. - Może nie tyle niedoświadczonym, co uhm... nieprzyzwyczajonym do takich rzeczy? Z tego powodu... a tym bardziej po tym, jak cię skrzywdzono, nie chcę cię spłoszyć. I absolutnie nie chcę też, żebyś czuł powinność, aby mnie zadowalać tylko dlatego, że jesteśmy parą. Mówię to tak na wszelki wypadek, bo różne rzeczy już widziałem - dodał szybko.

- Rozumiem - skinąłem głową i popatrzyłem uważnie w niebieskie oczy mężczyzny. - Nie płoszysz mnie tym i nie czuję się zmuszany do niczego, i właśnie dlatego cię uwielbiam, wiesz? - uśmiechnąłem się delikatnie. - Nie lubię się żalić na temat swoich byłych, ale jeden szczególnie naciskał na mnie w tej kwestii...

- Dupek - Louis mruknął cicho pod nosem.

- No i czułem z jego strony taką presję, że do niczego między nami nie doszło nigdy i musieliśmy zerwać - ciągnąłem dalej temat i westchnąłem cicho. - I wiesz, od tamtej pory byłem na tyle zniechęcony, że nawet nie myślałem o seksie, nie fantazjowałem i zacząłem się w ogóle zastanawiać czy ze mną jest wszystko w porządku, czy to przejściowe i mi minie, czy po prostu taki jestem - przygryzłem lekko wargę. - A gdy poznałem ciebie... - spuściłem wzrok zarumieniony.

- Oh, Hazz - szatyn objął mnie w pasie i przyciągnął blisko siebie. - Chcesz mi powiedzieć, że udało mi się obudzić twoją hazzacondę? - zapytał próbując powstrzymać figlarny uśmiech.

- Hazza-co?... O mój Boże, Louis! - zaśmiałem się głośno, kiedy zrozumiałem o co mu chodzi. Pokręciłem głową rozbawiony i spojrzałem na mężczyznę. - Tak, skoro tak to ujmujesz... Zgadza się - mruknąłem jeszcze bardziej zarumieniony.

- Schlebia mi to, naprawdę - mruknął zadowolony, zataczając kciukami kółka na moich biodrach i delikatnie je masując.

- Ale wracając do tematu. Zmierzam do tego, że... Wzbudziłeś moją ciekawość i chęć próbowania nowych rzeczy, dlatego jeśli chcesz, to mógłbym... - szepnąłem umieszczając swoją dłoń na kroczu mężczyzny, co sprawiło, że nagle ciężko wciągnął powietrze i zacisnął palce na moich biodrach.

- Oh, nawet nie wiesz jak bardzo tego chcę, kochanie - wymamrotał. Widziałem jego tęczówki jak zmieniają odcień na ciemniejszy, gdy patrzył na mnie z pożądaniem.

The Prisoner |Larry 2/3 ✓ POPRAWIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz