thank you Santa

2.4K 240 43
                                    

W rodzinnym domu Harry'ego panował gwar. Anne zaprosiła wszystkich do siebie; moich rodziców i brata, rodzinę Louisa, nawet Desa z jego nową żoną, którzy nie zdążyli jeszcze przyjechać. Rodzice Harry'ego rozstali się w zgodzie, dlatego nie przeszkadzało im ich wzajemne towarzystwo.

Moja mama i mama Lou pomagały Anne w kuchni podczas, gdy męska część rodzin rozmawiała, siedząc spokojnie w salonie.
Ja natomiast byłam rozkojarzona. Nie wiedziałam za co się złapać. Chciałam pomóc, ale nie wiedziałam jak.

Mimo to, że wszyscy w spokoju prowadzili rozmowy i dokańczali przygotowania panująca atmosfera była dziwna. Brak obecności Harry'ego był niezwykle odczuwalny - przynajmniej dla mnie.

Spojrzałam na rozstawiony stół, który już dawno był nakryty. Westchnęłam cicho, przypominając sobie, że jeszcze niedawno temu siedzieliśmy tutaj dosłownie wszyscy razem.

-Kochani, siadajcie już do stołu. - powiedziała nagle Anne, wchodząc do pokoju z wazą w ręku. W momencie, gdy odstawiła naczynie na stół po całym domu rozniósł się dźwięk dzwonka. Wszyscy spojrzeli po sobie.

-Ja otworzę! - krzyknął Alex, idąc w stronę holu. Iskierka nadziei, że to on, tliła się we mnie. O jakże wielki był mój zwód, gdy w progu ujrzałam Desa wraz z Kristen.

-To teraz już na pewno możemy zasiąść do stołu. - powiedziała Anne, uśmiechając się delikatnie. Po jej minie widziała, że też miała nadzieję, że wrócił.

Wszyscy złożyli sobie życzenia, jedli w spokoju - od czas do czasu żartując i chwaląc potrawy przygotowane przez mamę Harry'ego.

-Idę zapalić, El idziesz ze mną? - zapytał nagle Louis, wstając od stołu, zaskakujący tym wszystkich. - Proszę. - po chwili także wstałam od stołu, przepraszając wszystkich.

*

-Cholerna zapalniczka. - narzekał Lou, który siedział obok mnie na ławeczce na ganku. - Nigdy nie lubiłem tego ustrojstwa.

-Może to znak, żebyś w końcu rzucił palenie.

-Nah, takiej opcji nawet nie biorę pod uwagę. - zaśmiał się po czym wstał. - Zaraz wrócę. Idę po zapałki. - kiwnęłam tylko głową i zaczęłam bawić się palcami, które już zaczęły odmarzać.

Nie wiem ile czasu minęło odkąd Lou zniknął za drzwiami, ale było co raz zimniej. Zadrżałam, gdy zawiał chłodny wiatr.

-Widzę, że znowu pani nie wzięła rękawiczek. - usłyszałam nagle, jak strzała podnosząc głowę do góry. - Naprawdę nie wiem ile można powtarzać.

Nie mogłam uwierzyć. U podnóży schodów stał Harry, ubrany w wojskowy mundur z szelmowskim uśmiechem na ustach.

Moje wargi rozchyliły się. Naprawdę nie wiedziałam co się działo. Byłam w tak wielkim szoku, że nie potrafiłam nic powiedzieć, ani się ruszyć.

-Wróciłem, El. - powiedział, a moje nogi instynktownie zaczęły prowadzić mnie do niego. Położyłam dłoń na jego zmarzniętym policzku, chcąc mieć dowód, że to nie jest żadna zjawa. - Obiecałem, że wrócę. - dodał, wtulając twarz w moją dłoń.

-Jesteś. - wyszeptałam, patrząc mu prosto w oczy.

-Jestem, kochanie. - złapał moją dłoń, która była na jego policzku i złożył na niej pocałunek.

Przez chwilę obserwowałam jego twarz. Przyswajałam jego wszystkie detale na nowo. Zauważyłam, że jego włosy znacznie się wydłużyły - to była chyba jedyna rzecz, która się zmieniła. - Nie płacz. - powiedział nagle, uświadamiając mi, że płaczę. Moment później zdjął jego rękawiczkę i starł moje łzy z policzka.

Tyle mi wystarczyło. Nie kontrolując tego rzuciłam mu ręce na szyję i najmocniej jak tylko potrafiłam wtuliłam się w niego. Poczułam jak obie jego ręce oplatają się dookoła mojej talii i jak mocno przyciągnął mnie do siebie. Złapałam za tył jego głowy, nie posiadając żadnej kontroli nad moimi ruchami. Moje ciało chciało mieć pewność, że on jest tu teraz przy mnie.

-Tak bardzo tęskniłam. - powiedziałam, zaciągając się jego zapachem, który w ogóle się nie zmienił.

-Nie tak bardzo jak ja. - odparł, całując przelotnie moją szyję. - Tak bardzo cię kocham.

Więcej łez wypłynęło na moje policzki, ale nawet nie próbowałam ich hamować. To nie było potrzebne.

-Nie tak bardzo jak ja ciebie. - powtórzyłam jego słowa, zyskując od niego cichy śmiech.

Teraz już wiedziałam, że jest dobrze. Nareszcie w pełni mogłam czuć się sobą, bo w końcu miałam go przy sobie.

Dziękuję święty Mikołaju x

***

I to już koniec tego opowiadania. Zaraz dodam podziękowania.

Mam nadzieję, że wam się podobał ostatni rozdział x

twelve wishes // h.s.Where stories live. Discover now