Rozdział 11. Sąd.

1.3K 87 130
                                    

Pierwszy raz w życiu Ronald Weasley stał i patrzył na słońce i błękit nieba, jakby były najcenniejszym darem, jakie mógł dostać od losu. Wciągał głęboko do płuc czyste powietrze, nie mogąc się nim nasycić po tygodniach spędzonych w zamknięciu.

Prowadzony przez dwóch strażników z Azkabanu, potykał się co chwilę o swoje własne nogi. Nic jednak nie mogło zmącić jego szczęścia, choćby miało być chwilowe. Liczył na to, że właśnie dzisiaj będzie ostatni dzień jego męczarni i zostanie wreszcie uwolniony. Pocieszała go myśl, że za kilkanaście minut zobaczy Hermionę, Harry'ego, Ginny, braci i rodziców. Będzie mógł się nacieszyć ich widokiem i napełnić serce dobrą energią, której tak bardzo potrzebował.

Rozejrzał się po korytarzu w podziemiach Ministerstwa, próbując dostrzec znajome twarze. Mijali go obcy czarodzieje, niektórzy przypatrywali mu się z zaciekawieniem, inni życzyli szczęścia, a pozostali obdarzali go spojrzeniami pełnymi odrazy, z cichym słowem „morderca" na ustach.

Musiał to wszystko zdusić w sobie i odepchnąć od siebie.

Wysokie, zakapturzone postacie do złudzenia przypominające dementorów, pociągnęły go za sobą, gdy drzwi do wielkiej komnaty zostały otwarte. Przemieścili się w stronę wysokiego, wielkiego krzesła i siłą posadzili na nim mężczyznę. Niewidzialne łańcuchy wyrosły spod ziemi i silnie oplotły ręce i nogi aurora. Usłyszał cichy szloch matki i przeniósł wzrok w tamtą stronę i blady uśmiech pojawił się na jego zmizerowanej twarzy.

Zobaczył ich wszystkich, byli tam, chcąc go wesprzeć w tej najgorszej chwili w życiu. Ujrzał też Hermionę, która z pewną miną patrzyła na niego, prosto w oczy, chcąc dodać mu otuchy. Czuł w sobie jej wiarę i było mu to potrzebne, żeby mógł przetrwać.

Zmienił się nie do poznania i ciężko było pewnie jego bliskim na niego patrzeć. Długie, rude, brudne włosy przylepiały mu się do chudej twarzy, a na sobie miał łachmany. Blask jego oczu zgasł.

– Ronaldzie Weasley – usłyszał donośny głos z oddali, dlatego odwrócił się w tamtym kierunku. – Zostałeś dzisiaj doprowadzony przed Wizengamot, abyś mógł złożyć zeznania i żebyśmy mogli cię osądzić. Wszyscy tutaj obecni zostali wcześniej zapoznani ze szczegółami tych tragicznych wydarzeń, zebrano szereg dowodów w postaci zeznań świadków i oględzin miejsca zdarzenia. Pozostało jedynie przesłuchanie samego oskarżonego. Nie przedłużając, czy zatem przyznajesz się do użycia jednego z zaklęć niewybaczalnych Avada Kedavra, w czasie ataku śmierciożerców w Ministerstwie w dniu dwudziestego piątego października tego roku, czego skutkiem była śmierć członka nowej fali śmierciożerców – Eleanor Branstone?

– Tak – odpowiedział schrypniętym głosem. W ciągu ostatnich tygodni rzadko się odzywał, dlatego teraz miał wrażenie, że głos odmawia mu posłuszeństwa, a język nie będzie w stanie uformować słów. – Przyznaję się do użycia zaklęcia niewybaczalnego, ale przecież nie chciałem zabić tej kobiety. Zbliżał się do mnie inny śmierciożerca, miał wyciągniętą różdżkę, myślałem, że chce mnie zamordować. Byłem tuż obok mojej narzeczonej – spojrzał w tym momencie na Hermionę i uśmiechnął się, widząc ją całą i zdrową. – Byłem pewien, że zginęła w czasie walki. Myślałem, że on ją zabił.

– Czy sprawdził pan funkcje życiowe panny Granger, zanim uznał pan, że jest ona martwa? Powinien pan to zrobić przed powzięciem decyzji o zastosowaniu tak drastycznych środków, jak zaklęcie uśmiercające – spytała czarownica zajmująca miejsce kilka rzędów wyżej od czarodzieja prowadzącego rozprawę.

– Tak, sprawdziłem. Nie wyczułem tętna. Czułem ogromną wściekłość, kocham moją narzeczoną, a oni mi ją odebrali! Przynajmniej wtedy byłem o tym przekonany – krzyknął i potoczył nieprzytomnym wzrokiem po zebranych. – Musicie mi uwierzyć, nie mogę wrócić do Azkabanu, tam jest cholernie dużo pająków – powiedział już ciszej. – Celowałem w kogoś innego, ale on deportował się w ostatniej chwili. I nie mam pojęcia, jak to zrobił – zatrzymał się i mocniej ścisnął wychudzone dłonie na oparciu krzesła. – Przykro mi, że tak się stało. Wiem, że powinniśmy brać ich żywcem, ale teraz już czasu nie cofnę.

Dwie twarze 🍓💚🖤 || Dramione || Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz