Prolog

11.9K 272 266
                                    


Wojna była przerażająca. Pochłaniająca. Wyniszczająca. Destrukcyjna.
I bardzo mroczna.
I trwała już od dziesięciu lat.

Świat magii był podzielony, słaby, rozdarty i przygnębiający.
Wszyscy powoli topili się we wszechogarniającej beznadziei, jednocześnie coraz mocniej uświadamiając sobie brak szansy na ostateczne zwycięstwo, którejkolwiek ze stron.

Nikt się nie spodziewał, że samo pokonanie Voldemorta, nie będzie wystarczające do uzyskania pokoju.
Jego wierne zastępy Śmierciożerców, w mig pojęły, że jeśli nie zawalczą teraz o siebie, to skończą jako pożywka dla dementorów.
Nie chcieli do tego dopuścić, dlatego niemalże od razu, rozpętała się kolejna wojna domowa, która mocno wstrząsnęła całym światem.

Dwa obozy. Dwie strony barykady.
Zakon Rycerzy Walpurgii kontra Zakon Feniksa.
Wrogowie, którzy kawałek po kawałku próbowali przejąć wszystko, co tylko było możliwe do przejęcia.

Ciągłe starcia, walki, bitwy, ofiary, cierpienie, rozpacz, strach i ból.
Szala zwycięstwa chyliła się raz na jedną, raz na drugą stronę, ale nigdy, żadne z nich nie było nawet blisko osiągnięcia głównego celu.

Impas trwał, a ludzie powoli uczyli się żyć w nowej rzeczywistości. Już od urodzenia każdy przyjmował piętno – mogłeś być albo Feniksem, albo Śmierciożercą – nie było nic pomiędzy.
Każdy czarodziej, musiał określić komu udzieli poparcia. Gdy tylko to robił, natychmiast zostawał przyjmowany z otwartymi ramionami w szeregach jednych i automatycznie znienawidzony i skazywany na śmierć w oczach drugich. Tak wyglądała codzienność i długo nie zapowiadało się na to, by coś mogło się zmienić.


💢💢💢

Aż do pewnej chłodnej, marcowej nocy, gdy na polu jednej z kolejnych potyczek, stanęło ze sobą oko w oko dwóch przywódców.

Lucjusz Malfoy, mierzył swą różdżką wprost w Harry'ego Pottera, który równie trzymał swój magiczny atrybut, wycelowany w arystokratę.

- Dobrze, że tu jesteś, Potter – wycedził cicho Lucjusz.

- I ja się cieszę, że cię wreszcie widzę na polu walki, Malfoy. Chodziły już plotki, że wolisz chować się w swojej rezydencji, niż walczyć – Harry uśmiechnął się kpiąco.

- Jak widzisz, jestem. Zapewne interesuje cię, dlaczego jeszcze nie rzuciłem żadnej klątwy, prawda? – Lucjusz również przybrał na usta cyniczny uśmieszek.

- Nie. Interesuje mnie tylko fakt, że to ja nie przekląłem jeszcze niczym ciebie. Masz minutę mojego czasu, nim wreszcie to zrobię – Harry hardo popatrzył mężczyźnie w oczy.

- Rozejm Potter. To właśnie chcę ci zaproponować.

- Rozejm? – Wbraniec nie potrafił ukryć nuty zdziwienia w swoim głosie.

- Tak. Rozejm. Jeśli ta wojna, potrwa jeszcze dłużej, to niezależnie od tego, który z nas zwycięży, nie będzie miał nic ze swojej wygranej, bo nic nie zostanie – wytłumaczył spokojnie Lucjusz.

- Zabiłeś mi przyjaciół, a teraz liczysz na rozejm z mojej strony? – wysyczał mściwie Potter.

- Ty zabiłeś mi żonę. Doceń to, co ci proponuję – Lucjusz wyglądał na zupełnie opanowanego.

- To bzdura! Żaden z moich ludzi nie zabił twojej żony! – zdenerwował się Harry.

- Rozejm Potter. Układ, który pomoże nam razem odbudować nasz świat, nim do reszty pochłonie go mrok.

- Myślisz, że ot tak ci zaufam i się zgodzę? – syczał Harry.

- Przysięga wieczysta. Skonstruowana tak, by gdy jeden podniesie rękę na drugiego, to natychmiast umrze. To nasza jedyna opcja, Potter. Ta wojna musi się kiedyś skończyć – Lucjusz opuścił różdżkę i twardo patrzył mężczyźnie w oczy.

Dramione - Rozejm [Zakończone]Where stories live. Discover now