ETAP 4

6.5K 250 115
                                    


 Stali tak, w ciszy. Nie patrząc na siebie.
Hermiona, puściła wreszcie jego dłoń i pogrążona we własnych myślach, nawet nie zorientowała się, że ma wbity wzrok w jego bose stopy.

- Tylko mi tu nie mdlej.

Jego głos, przywrócił jej świadomość. Uniosła głowę i popatrzyła na niego.

- Nie wyplączemy się z tego... - wyszeptała z rozpacza.

- Nie.

- Ale... - poczuła ponownie napływające pod powieki łzy.

- Miałaś rację, mówiąc, że tym co nas rozdzieli, będzie śmierć. – Wyglądał, jakby go to nawet trochę bawiło.

Hermiona poczuła, że zaczyna jej się robić ciemno przed oczami, a krew mocno dudni jej w uszach. To było niemożliwe. Nie mogła być do końca życia związana tak silnie z kimś takim jak on. To byłoby... Straszne!

- Hej! Mówiłem, że masz nie mdleć! – poczuła jego rękę na swoim przedramieniu, a później dotarło do niej intensywniej jego ciepło i zapach.

- To sen. To musi być sen. To tylko koszmarny sen... - szeptała desperacko, chwiejąc się na nogach.
Była zmuszona oprzeć się czołem o jego bark, by utrzymać równowagę.

- Też bym chciał w to wierzyć... – westchnął, kładąc dłonie na jej talii i pomagając jej się nie przewrócić.

- Co my teraz zrobimy? – Hermiona uniosła głowę i popatrzyła na niego.

- Nic. Będziemy żyć dalej – Jego ton zabrzmiał nieomal nonszalancko.

Nagle uświadomiła sobie, że stanie tak blisko niego i wgapianie się w te chłodne oczy, jest wysoce niewłaściwe. Od razu zrobiła dwa kroki w tył i odwróciła się do niego plecami. Ukryła twarz w dłoniach, tłumiąc swój szloch.
Nie powinna tak mocno pokazywać przed nim swojej słabości. Jak nic, wykorzysta to kiedyś przeciwko niej.

- Skończ śniadanie – zabrzmiało to niczym rozkaz.

- Nie chcę – odburknęła, przechodząc jednak na drugą stronę blatu, by móc jeszcze napić się kawy.
Była naprawdę roztrzęsiona tym co właśnie odkryła.

- Ja też nie chcę rzucać na ciebie klątwy posłuszeństwa, ale zrobię to, jeśli zajdzie taka potrzeba – oznajmił jej dość cierpko.

Hermiona znów popatrzyła mu w oczy.

- Zaklęcie jedności dusz, jest tak silnie wiążące, że jeśli rzucisz na mnie jeszcze jakiekolwiek inne zaklęcie łączące nas dwoje, to mogę to mocno przypłacić zdrowiem. A jeśli ja zachoruję, to i ty zapewne nie będziesz czuł się dobrze z powodu klątwy... – wyjaśniła sucho.

Draco wciąż patrząc na nią powoli skinął głową.
- Masz racje. W takim wypadku nie pozostaje nam nic innego, jak ustalić pewne zasady – stwierdził rzeczowo.

- Zasady? – spytała z niedowierzaniem. – To śmierciożercy mają w ogóle jakieś zasady?

- Owszem mamy zasady – odpowiedział spokojnie.

- No wprost umieram z ciekawości jakie! – prychnęła, wciąż rozżalona i rozdygotana.

- Na przykład takie, że obcinamy język, jeśli ktoś niepotrzebnie pyskuje, jak wściekła jędza!

Hermiona mimowolnie uniosła kąciki ust. Chyba próbował ją rozbawić.
- Posłuchaj mnie uważnie, Malfoy...

- Masz nie mówić do mnie po nazwisku! – przypomniał jej.

Dramione - Rozejm [Zakończone]Where stories live. Discover now