Rozdział 3

3.2K 155 36
                                    

*13.09.2016*

ROSELYN

Po lekcjach, w towarzystwie Olivii, wychodzimy ze szkoły i kierujemy się prosto na przystanek autobusowy. Dziewczyna opowiada mi o najnowszej kolekcji jakiejś znanej marki modowej, która kosztuje co najmniej dziesięć wypłat mojego taty.

- Nie do wiary! Ta kiecka kosztuje tyle kasy. Gdybym tylko mogła okraść bank to kupiłabym takie trzy – śmieje się cicho.
- I naprawdę ludzie płacą tyle pieniędzy za sukienkę?
- Oczywiście! Wiesz, dla jednych to faktycznie bez znaczenia, ale inni tylko czekają, żeby kupić coś, co zostało okrzyknięte najnowszych trendem – ekscytuje się blondynka.
- Hm.. no nie wiem. Zdecydowanie jestem tym pierwszym typem ludzi.
- Rose, tak swoją drogą, w ten piątek jest impreza u Nicolasa, chłopaka z naszej klasy. Oficjalnie zaprosił dziś wszystkich. Idziesz?

Zerkam na Olivię pytająco. Albo jestem głucha albo on wcale nie zaprosił całej klasy. Zresztą, to nie ma zbyt wielkiego znaczenia. Moja mama i tak nigdy nie zgodzi się na jakąś imprezę, szczególnie u chłopaka. Jej pogląd na takie sprawy jest bardzo staroświecki. Raz udało mi się nieco zaszaleć, za co potem spotkały mnie odpowiednie konsekwencje.

- Może i bym chciała. Ale moja mama się nie zgodzi.
- Naprawdę? Może uda ci się ją przekonać?
- Nie ma szans. Jest nieugięta i bardzo surowa.
- Szkoda. Ale gdybyś jednak zmieniła zdanie to napisz do mnie na Insta.. e.. znaczy, zadzwoń.

Dziewczyna uśmiecha się niezręcznie, co powoduje u mnie cichy śmiech. Doskonale zdaje sobie sprawę jak głupio się poczuła, ale ja nie widzę w tym nic złego. Nastolatka bez życia w social mediach to niezły okaz archeologiczny, dlatego jej rówieśnicy często zapominają, że nie wiedzie takiego życia jak oni.

- Jasne – odpieram z uśmiechem.

Docieramy do mojego domu chwilę przed godziną 14. Dziś wszystkie lekcje zostały skrócone, dzięki czemu skończyły się nieco wcześniej.

Zapraszam koleżankę do środka i zamykam za nami drzwi. Nim tylko przekraczamy próg dzielący przedpokój od salonu, pojawia się moja mama. Nienagannie ubrana, delikatnie umalowana i idealnie uczesana. Przez jej talię zawiązany jest długi fartuch w ludowe wzory.

- Dzień dobry, pani Linc – wita się uprzejmie Olivia.
- Dzień dobry, Olivio – mama uśmiecha się do niej życzliwie. – Jesteście głodne?

Kiwam potakująco głową, na co Olivia również odpowiada krótkie „tak". Posyłam jej uśmiech i prowadzę prosto do kuchni. Siadamy przy małym jadalnianym stole.

- Pięknie pachnie – komentuje blondynka, gdy moja mama wyjmuje zapiekankę z piekarnika.
- Poczekaj aż spróbujesz – zagaduję, cicho się śmiejąc.
- Aż takie dobre?
- Zobaczysz.. Będziesz chciała ze mną zamieszkać.

Olivia i ja śmiejemy się cicho, gdy mama nakłada nam po porcji zapiekanki. Stawia przed nami talerze i zachęca do jedzenia, mówiąc, że nie zje z nami, bo sama jest już po obiedzie. Dostawia na stół również dwie szklanki i dzbanek z mrożoną herbatą, po czym posyła nam uprzejmy uśmiech i wychodzi z kuchni.

- Wow.. to jest pyszne – zachwyca się koleżanka, gdy wkłada pierwszy widelec z jedzeniem do ust. – Twoja mama jest kucharką?
- Nie – śmieję się. – Po prostu uwielbia gotować.
- Zazdroszczę ci dziewczyno. Moja mama przypala wodę na herbatę. U nas w domu nie ma co liczyć na pyszny obiad, czy nawet zjadliwe kanapki.

Po jedzeniu siedzimy wspólnie w salonie i przeszukujemy książki, wcześniej wypożyczone przez nas z biblioteki. Mama chwilę z nami porozmawiała, po czym oznajmiła, że musi pojechać do osiedlowego sklepu po warzywa i pieczywo, a więc od dobrych pięciu minut jesteśmy same w domu.

Zaginiona | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now