Rozdział 46

1.8K 110 11
                                    

*7.11.2016*

ROSELYN

Czas jakby się zatrzymał. Choć ostatnie dni minęły mi w mgnieniu oka, czas w samochodzie płynie zdecydowanie za wolno. Po raz kolejny zerkam nerwowo na zegarek wskazujący tę samą godzinę co poprzednio.

- Spokojnie... Eva zaraz będzie – uspokaja mnie Paul.

Tym razem to on postanowił ze mną przyjechać. Annie ma dziś masę obowiązków do wykonania i nie mogła sobie pozwolić na kilkugodzinne wyjście.

Czekamy w samochodzie tuż pod wejściem do wielkiego, obskurnego budynku. Skrzydło, a raczej osobna budowla, przeznaczona dla więźniów płci męskiej wygląda dużo gorzej niż ten, gdzie odwiedzałam Dorothę.

Nie zdążam jednak odpowiedzieć Paulowi, gdyż przy naszym aucie staje Eva i radośnie macha mi na powitanie.

- Uważaj na siebie, Rose. I pilnuj się Evy.
- Tak, wiem – zapewniam.
- Gdyby cokolwiek było nie tak, czekam tutaj.

Kiwam potakująco głową, po czym opuszczam wnętrze samochodu i w towarzystwie różowowłosej przechodzę przez próg aresztu.

- Jak długo będą tu jeszcze siedzieć? – zagaduję, gdy w towarzystwie strażnika przechodzimy w coraz dalszą część budynku.
- Dorotha i Roberth? Trudno powiedzieć. Sprawa, a właściwie śledztwo jest w toku. Służby zbierają dowody, zeznania świadków, szukają jakichś poszlak, które wcześniej ominęli. Minęło wiele lat, dlatego dużo ciężej jest im cokolwiek znaleźć. Będą siedzieć tu do momentu rozprawy, a wtedy sąd zadecyduje gdzie i na jak długo ich umieści. Po procesie, o ile tak zdecyduje sąd, trafią do właściwego zakładu karnego. Na razie gniją w areszcie tymczasowym.

Potakuję lekkim skinięciem głowy.

- Dlaczego właściwie mogę się z nimi zobaczyć, skoro śledztwo wciąż trwa? Przecież...
- Powiedzmy, że odebrałam nieco zaległych przysług dla ciebie.

Po załatwieniu formalności i kontroli bezpieczeństwa wreszcie staję przed salą, w której za chwilę pojawi się Roberth. Do niedawna najważniejsza osoba w moim życiu. Wbrew pozorom wobec niego nie czuję tak głębokiej odrazy jak w przypadku Dorothy. Sama nie wiem dlaczego, może jest to kwestia tego, że rzadziej bywał w domu, rzadziej się mną opiekował i zawsze był nieco zdystansowany..

- Gotowa? – z rozmyślań wyrywa mnie głos Evy.
- Tak...
- Jeśli chcesz... możesz wejść sama. Annie i Paul podpisali zgodę. Oczywiście strażnik musi być wewnątrz, sama rozumiesz. Tu panują trochę inne zasady niż w części z oddziałami damskimi.
- Dziękuję...

W towarzystwie strażnika wchodzę do dość sporej, zaniedbanej sali, w której dostrzegam stolik, dwa krzesełka i mały stołek w rogu pomieszczenia, zapewne miejsce wyznaczone strażnikowi.

Mężczyzna wskazuje mi jedno z miejsc przy stole, a zaraz potem zajmuje miejsce w kącie.

Bez zawahania siadam na krześle i splatam dłonie na blacie stołu. Choć spodziewałam się, że przed spotkaniem będę panikować i wyjątkowo się denerwować, aktualnie jestem bardzo spokojna i opanowana. O ile można odczuwać takie emocje w miejscu, w którym się znajduję.

Po kilku minutach drzwi od pokoju widzeń otwierają się, a ja słyszę za sobą odbijające się echem kroki.

- Tylko grzecznie. Bo pogadamy inaczej – słyszę niski, bardzo surowy i oschły głos strażnika. – Jasne?

Nie pada odpowiedź słowna, więc jak się domyślam Roberth skinął głową na znak, że rozumie.

Biorę głęboki wdech, po czym powoli wypuszczam powietrze ustami, a gdy tylko otwieram oczy dostrzegam przed sobą sylwetkę i twarz Robertha.

Zaginiona | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now