Rozdział 52

1.6K 97 20
                                    

*26.06.2003*

BLUE

Bardzo nie lubię, gdy rodzice wychodzą i zostaję z moją nianią, Veronicą. Jest niemiła i nie chce się ze mną bawić. Najczęściej siada przed telewizorem i coś ogląda, a mnie każe iść spać i nie schodzić na dół.

Tym razem jest tak samo. Siedzę w swoim pokoju i urządzam przyjęcie herbaciane dla wszystkich moich misiów. Veronica nie zgodziła się na zabawę, dlatego wszystko przygotowałam sama.

- Blue! – słyszę piskliwy głos niani. – Blue! Chodź do łazienki!

Wzdycham. Nie chcę się kąpać. Veronica zawsze nalewa mi wody do oczu. Mówi, że niechcący, ale ja jej nie wierzę.

Odstawiam filiżankę na stolik, wsuwam stopy w puszyste kapcie i najszybciej jak potrafię idę do łazienki.

- Blue, ile można czekać. Jest już późno, musisz się wykąpać.
- A mogę wziąć zabawki?
- Do wanny?

Kiwam potakująco głową.

- No dobra. Ale tylko na chwilę. Przyjdę tutaj za dwadzieścia minut i wtedy się myjesz, okej?
- Okej!

Wracam do pokoju, zabieram swoje ulubione zabawki do kąpieli i wracam z powrotem do łazienki. Veronica pomaga mi się rozebrać i nalewa mi wody do wanny, a potem wychodzi i nie zamyka za sobą drzwi.

Wskakuję do wody i nie chcąc tracić czasu, zaczynam swoją ulubioną zabawę. Mama zawsze bawi się ze mną. Napełnia strzykawki od syropu wodą i strzela nią w moje gumowe kaczki. Potem robię to ja. I sprawdzamy kto wygrał. Im więcej kaczek się przewróci tym więcej punktów zdobywamy. Bardzo lubię tę grę.

- Tak! – słyszę krzyk Veronici z pokoju obok.

Mama zawsze mówiła mi, że nie wolno nikogo podsłuchiwać, bo to bardzo brzydko. Ale dziś jest to silniejsze ode mnie. Wychodzę z wody i na paluszkach zbliżam się do uchylonych drzwi od łazienki. Może stąd będzie lepiej słychać.

- Boże tak! Przecież cały czas to mówię. Nie słuchasz mnie. A ja nie zamierzam taplać się w gównie dla kogoś, kto mnie ignoruje i nie koduje co mówię – Veronica robi dłuższą przerwę, a potem znów mówi. – Roberth, wszystko załatwione. Dziecko zaraz pójdzie spać, okno będzie gotowe. Wystarczy wejść, wziąć dzieciaka i modlić się, żeby żaden sąsiad nic nie zobaczył.

Nie rozumiem co dokładnie mówi. Wielu słów nigdy nawet nie słyszałam. Ale słucham dalej.

- Podam jej leki. Ale nie za dużo. Nie chcemy, żeby wykorkowała. To da ci jakieś pięć, może sześć, w porywach do siedmiu godzin na działanie. Potem się obudzi i zacznie płakać. Musisz wykorzystać to jak najlepiej. I jak najszybciej znaleźć się poza granicami kraju. Do starych zadzwonię jakiś czas po tym jak dziecko zniknie, tak na wszelki wypadek. I żadnych numerów. Bierzesz dzieciaka, wsiadasz w samochód i jedziesz. Przepisowo, kulturalnie, żeby nie wyróżniać się z tłumu. A potem zrywamy jakiekolwiek kontakty. Nigdy się nie widzieliśmy, nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy, ogólnie nie wiemy o swoim istnieniu, tak?

O czym ona mówi? To o mnie? Nie chcę żadnych lekarstw.

- Nie martw się. Z mojej strony wszystko zostanie dopięte na ostatni guzik. Obiecuję. Ale ty też nie możesz nawalić, Roberth. Dobra, zadzwonię jak dostanie leki.

Szybko wracam do wanny, gdy słyszę, że Veronica idzie do łazienki.

- Pobawiłaś się?

Kiwam potakująco głową.

- To teraz cię umyje. Blue...
- Co?
- Dobrze się czujesz?

Czemu mnie o to pyta? Przecież dobrze się czuję.

Zaginiona | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now