Rozdział 34

1.9K 115 49
                                    

*21.10.2016*

ROSELYN

Przez chwilę mam ochotę chwycić za telefon i zadzwonić do Jasona, żeby upewnić się, że chłopak, którego przed chwilą widziałam to nie on. Na szczęście, gdy postaci odchodzą zbyt daleko i nie jestem już w stanie dokładnie im się przyjrzeć, odpuszczam.

Odchodzę od okna, próbując wybić sobie tę myśl z głowy. Koniec z Jasonem. Koniec.

Z rozmyślań wyrywa mnie ciche, bardzo delikatne pukanie do drzwi.

- Proszę! – wołam, gdy otwieram swoją walizkę.

Nim się zorientuję do pokoju wchodzi Lucas i posyła mi przyjacielski, szeroki uśmiech.

- I jak ci idzie? Jak pokój? – zagaduje i siada na brzegu idealnie, bogato zaścielonego łóżka.
- Jeszcze nie zaczęłam się rozpakowywać, ale poza tym wszystko okej. Pokój jest śliczny. Taki.. klimatyczny.
- Na przyjazd gości ciocia zawsze ubiera najlepszą i najdroższą pościel – śmieje się cicho. – Wiesz.. te stare przekonania.

Odpowiadam śmiechem, gdyż moja babcia, Zelda, robiła identycznie. Co prawda nie wiele osób ją odwiedzało, głównie ze względu na geograficzne położenie z dala od pozostałej części jej rodziny czy przyjaciół z młodości, ale gdy tylko nadarzała się okazja wyciągała świąteczną zastawę, nową pościel i najprzyjemniejsze w dotyku ręczniki.

Cóż.. przywodząc na myśl wspomnienia z mojego dzieciństwa od razu przypominam sobie, że to wcale nie jest i nigdy nie była moja rodzina. Nic nigdy nie łączyło mnie z ludźmi, których uważałam za rodziców, babcię, ciotki.. Nic. Byłam im zupełnie obca, tak jak oni mi.

- Coś się stało? – z rozmyślań wyrywa mnie zmartwiony ton głosu Lucasa.
- Nie, nie – zmuszam się do swojego najlepszego uśmiechu, choć wcale nie mam teraz na to ochoty. – Wszystko w porządku. Zamyśliłam się, bo.. moja babcia była taka sama jak twoja ciotka. Tylko... już nie żyje i... sam rozumiesz.

Blondyn kiwa lekki głową.

- Przepraszam, nie powinienem,..

Przerywam mu.

- Przestań. Przecież to nie twoja wina. Nawet nie zacząłeś tematu, sama nadinterpretowałam twoją historię o ciotce.
- Skoro tak twierdzisz.. Słuchaj, Rose.. e.. mam do ciebie taką małą prośbę. Bo wiesz, mieliśmy przyjechać moim samochodem więc już obiecałem coś ciotce, a nagle zmieniliśmy plany i... trochę głupio mi teraz odmawiać – blondyn nerwowo skubie odstające skórki przy palcach u rąk.
- Mów śmiało – zachęcam go. – Nie musisz się tak denerwować.
- Obiecałem ciotce, że zabiorę ją na większe zakupy, bo najbliższy duży market jest prawie pół godziny drogi stąd i..

Ponownie przerywam chłopakowi.

- Pojadę – tym razem uśmiecham się szczerze. – Oczywiście, że pojadę. Lucas, mieszkam u twojej ciotki za darmo więc chociaż tak mogę się odwdzięczyć.
- Naprawdę nie będzie to problem? – upewnia się.
- Naprawdę. Obiecuję.

Wkładam ostatnie kilka rzeczy do ogromnej, drewnianej szafy, stojącej naprzeciw łóżka, gdy dochodzi nas głos ciotki Lucasa.

- Obiad!

*

- Bardzo mi miło, że się zgodziłaś, kochanie – zwraca się do mnie rudowłosa.
- Proszę mi nie dziękować. To dla mnie przyjemność, że mogę pani jakoś pomóc.
- Och dziecko.. nie mów mi na pani, czuję się wtedy taka stara jak moja matka, gdy umierała. Mów mi po imieniu. Jestem Rachel.

Kiwam potakująco głową, choć w duchu wiem, że to nie będzie takie proste. Nawet do Annie, z którą mieszkam od dłuższego czasu, nie zwracam się po imieniu, bo uważam to za brak szacunku. A co dopiero do kilkukrotnie starszej ode mnie kobiety, którą dopiero co poznałam.

Zaginiona | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now