Rozdział 55

1.5K 98 9
                                    

*2.01.2017*

ROSELYN

Wychodzimy z hali w naprawdę fantastycznych nastrojach. Już od dawna nie bawiłam się tak dobrze. Jestem niesamowicie wdzięczna, że Jason postanowił zabrać mnie w to miejsce. Trzy godziny minęły nam w mgnieniu oka, ale na szczęście wspaniałe wspomnienia zostaną na dużo dłużej.

Po kilkunastu minutach jazdy samochodem zatrzymujemy się pod małym, drewnianym domkiem w jednej z bocznych uliczek pobliskiego miasteczka. Zerkam na masę świątecznych ozdób, przystrajających budynek, a zaraz potem na Jasona.

- Zostaniemy tutaj na noc. Wynająłem nam pokój.
- Wynajmują tu pokoje?
- Aha. Właścicielką jest pewna starsza pani. Mieszka tu na co dzień, a w okresie świątecznym wynajmuje kilka pokoi gościom, głównie przyjezdnym albo tym, którzy w ostatniej chwili pędzą na święta do rodzin.
- Wow... ślicznie tu. Do pełni szczęścia brakuje tylko zasp śniegu – mówię z rozmarzeniem. - Chłodno już jest.
- W przyszłym roku załatwię ci też śnieg, Rose.
- W przyszłym roku? Aż tak dalece idące plany ze mną snujesz?
- A nie mogę? Warto o czymś marzyć, prawda? – posyła mi swój pokazowy, uroczy uśmiech.
- Oczywiście.

Wysiadamy z samochodu i już po chwili znajdujemy się w środku domku. Na dole czeka na nas przestronny, również świątecznie udekorowany salon, a tuż obok niego starodawna, bardzo przytulna kuchnia.

Nim się obejrzymy, podchodzi do nas starsza, posiwiała pani z drewnianą laską.

- Dzień dobry, dzieciaki – uśmiecha się serdecznie. – Witajcie w moich skromnych progach. W czym mogę służyć?
- Rezerwowałem u pani pokój.
- Ah tak! Widzisz chłopcze, na starość to już człowiek o wszystkim zapomina – staruszka śmieje się cicho. – W takim razie zapraszam. Oprowadzę was.

Kobieta wchodzi pewnym krokiem do salonu i zatrzymuje się na środku pomieszczenia.

- Salon i kuchnia jest dostępna dla wszystkich gości. Ale spokojnie, oprócz was jest tu tylko jedno młode małżeństwo, także nie musicie martwić się o tłok. Tu możecie czuć się jak w domu.

Rozglądam się po pomieszczeniu, uważnie zapamiętując każdy szczegół. Dwie duże, obite skórą kanapy, stoją ustawione w kształt litery L tuż przy sporej wielkości, kamiennym kominku, ozdobionym świątecznymi skarpetami i łańcuchami choinkowymi. Pod stopami roztacza się duży, brązowy i puchaty dywan, a tuż przy kanapach stoi drewniany, jak przypuszczam, ręcznie rzeźbiony stolik kawowy. W rogu pokoju natomiast znajduje się punkt kulminacyjny, nadający temu pomieszczeniu prawdziwego, świątecznego klimatu. Wysoka, bogato ozdobiona choinka, a tuż pod nią góra idealnie zapakowanych prezentów o różnych wymiarach. Kolorowe lampki rozświetlają prawie całe pomieszczenie.

- Tutaj – staruszka wskazuje dłonią na drzwi balkonowe. – Tutaj jest wyjście na taras i ogród.

Siwowłosa wychodzi z salonu i prowadzi nas do małego przedpokoju, w którym przed chwilą byliśmy.

- Schody prowadzą do pokoi. Wszystkie są na górze, a tutaj jest garderoba – tym razem wskazuje na małe, drewniane drzwi tuż obok schodów. – Możecie zostawić tam kurtki, buty, walizki. Co tam chcecie.

*

Po zaprowadzeniu nas do pokoju, staruszka pożegnała nas serdecznym uśmiechem i życzyła miłego pobytu, a potem zniknęła w ciemnym korytarzu.

- Ślicznie tu – mówię, siadając na brzegu ogromnego, nienagannie zaścielonego łóżka. – Nie wiem skąd wytrzasnąłeś to miejsce, ale wygląda jak w filmach świątecznych.
- Cieszę się, że ci się podoba. To co, obejrzymy jakiś film? I co powiesz na gorącą czekoladę?
- Z wielką chęcią.
- W takim razie zejdę do kuchni i zaraz wracam, okej?

Zaginiona | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now