Rozdział 15

2.2K 134 11
                                    

*3.10.2016*

ROSELYN

Po śniadaniu wróciliśmy jeszcze do hostelu po nasze rzeczy, a dopiero potem wybraliśmy się na krótką wycieczkę do parku w pobliskim miasteczku. Idziemy jedną z głównych alejek parku podziwiając niskie, zadbane drzewka, otaczające wąski chodnik.

Jason miał rację. Tu jest pięknie. Park może nie jest zbyt duży, jednak jest tak zadbany, jak żaden inny, który dotąd widziałam. Drzewa rozsadzone są w równych odstępach od siebie, trawa idealnie ścięta, a ławki świeżo odmalowane. Gdzieniegdzie w gęstwinie drzew widać małe kamienne posągi w kształcie zwierząt, a w innych miejscach niewielkie tabliczki z informacjami turystycznymi.

- Cieszysz się na powrót do domu? – pyta nagle Jason, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.

Nie! – krzyczy mój wewnętrzny głos.

Dopiero teraz, gdy zadał to pytanie, dotarło do mnie, że przez te wszystkie dni, ani razu nie zatęskniłam za „rodzicami". Nie brakowało mi żartów taty ani kuchni mamy. Nie tęskniłam za wspólnymi rozmowami czy graniem w gry planszowe. Żyłam tak, jak gdybym nagle o nich zapomniała i całkowicie wyrzuciła ich z mojej głowy. Tak to teraz będzie wyglądało? Zapomnę o nich i zacznę nowe życie?

Odpycham od siebie te myśli, skupiając się na pytaniu bruneta.

- Nie bardzo – przyznaję szczerze.
- Dlaczego? Na pewno się stęskniłaś. Twoi rodzice pewnie też.
- Pewnie tak, o ile w ogóle wrócili już do domu..
- Rose, jesteś ich dzieckiem, kochają cię całym sercem. Gdy zobaczyli, że zwiałaś, na milion procent wrócili do domu. Jestem tego pewien. W końcu minęło już trochę czasu.

Może lepiej, gdyby jednak nie miał racji. Nie mogę się z nimi spotkać. Jeśli spojrzę mamie w oczy to cały mój plan legnie w gruzach. Widząc smutek jej błękitnych oczu zmieniłabym każdą decyzję byle tylko poprawić jej humor, a to jest najgorsze co mogłabym w tej sytuacji zrobić.

- Nie wiem.. – próbuję zmienić temat. – Być może, ale to nie ważne.
- Nie ważne? Przecież jak cię zobaczą to najpierw się ucieszą, a potem dostaniesz szlaban na wszystko do śmierci.

Kiwam potakująco głową, jednak Jason nie odpuszcza. Ma skubany nosa.

- Co się dzieje? – pyta, jednocześnie zatrzymując się po środku pustej alejki.
- Nic. A co ma się dziać?
- Przecież widzę. Jesteś  strasznie przestraszona, a w dodatku nic nie mówisz tylko zawzięcie nad czymś myślisz. To zupełnie nie podobne do dziewczyny w twoim wieku, na ogół buzie wam się nie zamykają.
- Wydaje ci się – przybieram na twarz swój najlepszy sztuczny uśmiech z nadzieją, że chłopak w końcu odpuści.
- No nie wiem. Raczej nie, ale jak wolisz. Wracamy?

Zgadzam się z nim, więc wolnym krokiem zmierzamy w kierunku, gdzie Jason zaparkował swój samochód. Na szczęście w drodze powrotnej nie odzywa się już ani słowem.

- Okej to gdzie właściwie jedziemy? Muszę wpisać adres w nawigacji – mówi, gdy zajmujemy miejsca wewnątrz auta.

Po chwili ciszy podaję chłopakowi adres, zapinam pas i opieram głowę o zimną szybę.

***

Pierwsza godzina drogi mija nam w zupełnej, lecz komfortowej ciszy. Do tej pory nie poznałam nikogo z kim mogłabym „pomilczeć". Miewałam znajomych wszędzie, gdzie się przeprowadzałam, ale za każdym razem, gdy zapadała cisza każdy czuł się niezręcznie i na siłę próbował podtrzymywać rozmowę. Było to bardzo krępujące i nieco dziwne. Tym razem jest zupełnie inaczej. Obserwuję zmieniający się krajobraz za oknem a Jason skupia się na drodze.

Zaginiona | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now