Rozdział 2

3.7K 344 12
                                    

Castiel zmrużył oczy i przeczesał ręką mokre włosy. Dwie kawy, zimny prysznic i tabletkę aspiryny później, wreszcie zaczynał czuć się w miarę dobrze. Wciąż był trochę zakłopotany, wylądowaniem w jednym, wynajętym pokoju z Deanem, ale przynajmniej zaczynał powoli wypełniać lukę z ostatniej nocy. Zastanawiał się ile musiał wypić żeby do tego stopnia stracić nad sobą kontrolę. I jeszcze te karty. Grę w pokera bez zastanowienia zaliczył do swoich największych porażek wieczoru, zwłaszcza, że – przynajmniej zdaniem Deana – przegrał wszystko. A później go pocałował. Po prostu zajebiście. Ale przynajmniej ten cholerny sen wreszcie zaczynał mieć sens. Tylko trochę pocieszał go fakt, że Dean nie sprawiał wrażenia szczególnie urażonego, referując temat, jakby nic się nie stało. Cas był mu za to wdzięczny, chociaż wciąż nie miał pojęcia, dlaczego właściwie zabrał go ze sobą do motelu. Pomimo ciekawości nie zamierzał pytać, podążając za swoją życiową zasadą nie zmuszania ludzi do tłumaczenia się ze swoich decyzji.
– Twoi rodzice myślą, że przez całą noc pilnowałeś pijanych znajomych – odezwał się Dean, unosząc do ust kubek z kawą. – Nie spierdol tego.
– Okej. – Castiel wolno pokiwał głową, wpatrując się w swoje dłonie. Miał wrażenie, jakby ktoś zrobił mu z mózgu jajecznicę i cierpliwie obserwował jego reakcję na wydarzenia, które teoretycznie nie powinny mieć miejsca. Gdyby do pokoju wkroczył zaśmiewający się gościu i oświadczył, że są w ukrytej kamerze, byłby skłonny mu uwierzyć. Nigdy nie spodziewałby się, że Dean mógłby wymyślać jakieś głupie historyjki, żeby go bronić. W zasadzie był przekonany, że nie obchodzi go nic z wyjątkiem młodszego brata i tylko czeka, aż jego ojciec wróci i znowu będą mogli wyjechać. Ale z drugiej strony niewiele o nim wiedział, jak na kogoś, kto był w nim zakochany od dwóch tygodni.
– Dzięki – mruknął niewyraźnie, nie podnosząc wzroku. – Tak ogólnie.
Dean uniósł kubek z kawą, jakby wznosił toast.
– Cała przyjemność, czy coś takiego.
– A jeżeli chodzi o tamtą noc...
– Zdążyłem zapomnieć.
Castiel wolno wypuścił powietrze z płuc, wreszcie spoglądając na Deana. Myślał, że poczuje się lepiej, słysząc zapewnienie, że ten cholerny pocałunek nic nie zmienił. Zamiast tego musiał walczyć z rosnącą irytacją. Pocałowałem cię Winchester, a ty mówisz, że zdążyłeś o tym zapomnieć? Zdawał sobie sprawę, że jego złość nie miała sensu. Dean nie wiedział. Dean NIE MÓGŁ wiedzieć, że to nie jest to, co Cas chciałby usłyszeć. Pewnie był przekonany, że robi mu przysługę.
– Powinienem wracać do domu – mruknął Castiel, ostrożnie podnosząc się z łóżka. Zbierał swoje rzeczy w milczeniu, czując na sobie skupione spojrzenie Deana, który pewnie myślał, że zwyczajnie ma dość tego pokoju. Tak naprawdę nie chciał wychodzić. Wolał zostać i zapomnieć o rzeczywistości czekającej na zewnątrz, ale zamiast tego podniósł z ziemi skórzaną kurtkę i szybko zarzucił ją na koszulkę z logiem AC/DC.
– Cas?
– Mhm? – zatrzymał się z dłonią na klamce, czując, że serce zaczyna mu szybciej bić, chociaż nawet nie wiedział dlaczego.
– Uważaj na siebie.
Znowu kiwnął głową i otworzył drzwi. Chciał zostać z Deanem i w przypływie głupoty powiedzieć mu, że nie przestaje o nim myśleć odkąd pierwszy raz go zobaczył. Że jest już cholernie zmęczony udawaniem, że nic do niego nie czuje.
Obrócił się, zanim zrozumiał, co właściwie robi.
– Powinniśmy się spotkać – wypalił, mierząc Deana nieśmiałym spojrzeniem, które zaraz znowu powędrowało do wojskowych butów. Czuł się jak kompletny idiota, stojąc w otwartych drzwiach i czekając na jakąś reakcję. Chciał zapaść się po ziemię i nie wychodzić przez następny tydzień. Wiedząc, że Dean otwiera usta, żeby coś powiedzieć, desperacko zaczerpnął powietrza. – To znaczy mam twoje ciuchy.
Dean wygiął usta w lekkim uśmiechu i – ku bezgranicznej uldze Casa – pokiwał głową.
– Mam twój numer. Zadzwonię.

Rebel King [destiel] {zakończone}Where stories live. Discover now