Rozdział 8

2.3K 237 18
                                    

Castiel zanurzył papierosa w prawie pustym kubku po kawie, który wrzucił do kosza przed domem. Kiedy matka do niego zadzwoniła był wkurzony, jednak spacer i podwójne esperesso bardzo dobrze koiły nerwy, zwłaszcza, kiedy na dworze robiło się coraz cieplej. Wiosna zdecydowanie była jego ulubioną porą roku, chociaż zaczynał rozumieć, że tym razem będzie myśleć przede wszystkim o Baltazarze i jego godzinie dziennie na spacerniaku, kiedy on cieszy się swoją nieograniczoną wolnością. Prawie nieograniczoną. Ograniczoną o tyle, że jego matka bawiła się w jakiegoś cholernego Strażnika Teksasu i jakimś cudem zawsze wiedziała, kiedy uciekał z lekcji. Zaczynała męczyć go rola dzieciaka, na którym naprawia się błędy wychowawcze.
Wchodząc do domu zamierzał rzucić głośne „cześć mamo", jednak na widok rodzicielki, stojącej w przedpokoju z skrzyżowanymi rękami, zrezygnował.
– Zamierasz powiedzieć mi, gdzie byłeś, Castiel?
– Nie. – Wzruszył ramionami, zsuwając z nóg niezawiązane glany. Doszedł do wniosku, że skoro użyła jego pełnego imienia jest i tak już wystarczająco zirytowana. – Myślałem, że przestaliśmy mówić sobie o ważnych rzeczach – dodał, kiedy stało się jasne, że matka nie zamierza się odezwać, ani uciąć rozmowy.
– Na przykład o tym, gdzie się włóczysz po nocy?
– Na przykład o tym, że Balthazar handlował narkotykami w więzieniu – rzucił, bardzo starając się brzmieć spokojnie, chociaż nuta wyrzutu w głosie doprowadzała go do szału. 

– Może powiedziałabym ci, gdybyś więcej czasu spędzał w domu, zamiast włóczyć się po mieście z tymi twoimi „znajomymi". – Kobieta narysowała w powietrzu cudzysłów, z widoczną irytacją, odgarniając z twarzy nieuczesane włosy. Castiel był przekonany, że pewnie nawet nie próbuje się uspokoić. 

– Bo oni ze mną rozmawiają – mruknął i wyminął matkę z zamiarem zamknięcia się w swoim pokoju z milionem złośliwych rzeczy, których nie zamierzał powiedzieć, jednak zatrzymał się w pół kroku.
– Powiesz mi, co z Balthazarem? – spytał, mając nadzieję, że jego ton dobrze odegra rolę milczącego „przepraszam". – Będziesz do niego jechać?
– A Gabriel przyjedzie tutaj, więc możesz zapomnieć o robieniu z mojego domu nocnego klubu.
Castiel ucieszył się, że zdążył trzasnąć drzwiami dokładnie w tym samym momencie, w którym mruknął ciche „żebyś się nie pomyliła", unikając przeniesienia tematu kłótni na Gabriela. Chociaż z drugiej strony ostatnio z matką mógł kłócić się o wszystko, a mimo to Balthazar ciągle był w centrum. Jakim cudem można być tematem każdej rozmowy, będąc w więzieniu? Nawet nic ciekawego się z nim nie działo. Po prostu go nie było. Więc dlaczego, do jasnej cholery, tylko o nim rozmawiali?
Z westchnieniem opadł na łóżko, z zaskoczeniem dochodząc do wniosku, że jest wkurzony na brata. Chwilowo nie obchodził go nawet, czy zamierza się wytłumaczyć, zadzwonić, albo zrobić cokolwiek, skoro ostatnim razem, jak rozmawiali odpuścił sobie chociażby wymijające „Castiel, mam problem". Trudno. Przestał się przejmować. To cholerny problem Balthazara, jeżeli wolał mu nie mówić o tych pierdolonych narkotykach.
Zastukał palcami w stojak z płytami i po chwili zastanowienia włożył do odtwarzacza Houses of the Holy Led Zeppelin. Okazała się dobrym soundtrackiem do czytania bełkotu z kartek, które zabrał Deanowi. Podejrzewał, że krótka instrukcja „jak zabić Vetalę?" byłby naprawdę interesująca, gdyby wiedział, czym jest Vetala. Ciekawsze okazało się, że Dżiny miały nie spełniać trzech życzeń, tylko truć swoje ofiary i żywić się ich krwią. Albo, że wystarczy je zabić srebrnym nożem, zatopionym w owczej krwi. Przeczesał ręką włosy, pobieżnie przeglądając wzrokiem resztę papierów. Zombie, Ghule, sól i czyste żelazo, odstraszające duchy. Nie było źle, dopóki Dean nie palił zwłok na cmentarzach. Castiel z rezygnacją doszedł do wniosku, że byłby zbyt pięknie, gdyby chociaż jego niedoszły chłopak był normalny. 

Rebel King [destiel] {zakończone}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz