Rozdział 15

1.6K 161 30
                                    

- Więc tym się zajmujesz? - Cas uniósł do ust szklankę z whiskey i upił łyka. - Zabijasz potwory i ratujesz ludzi?

Siedzieli w obskurnym, a przy tym wyjątkowo tanim, pubie już od godziny, próbując zachować względne pozory normalności i nie wrócić do momentu, w którym darli się na siebie na środku drogi, nie wiedząc nawet o co im chodzi. Castiel uwielbiał klimat nocnych klubów – zbyt głośną muzykę, którą można zakwalifikować gdzieś pomiędzy zepsutym komputerem, a starym samochodem, któremu jakiś idiota postanowił ściągnąć tłumik i przekrzykiwanie się z obcymi ludźmi. Czuł się tym wszystkim uspokojony, a opętany samochód i jego życie nagle wywracające się do góry nogami wydawały się odległym wspomnieniem. 

Dean lekko wzruszył ramionami, opierając się łokciami o bar. Niemal w tej samej chwili pojawiły się przed nim cztery shoty, który zniknęły kilka sekund później.

- Mniej więcej.

- Ale mniej, czy więcej?

- Więcej. Najczęściej też nie daję się prawie zabić. 

- Pocieszające – mruknął Cas, przeczesując włosy palcami. Nie miał pojęcia, co jeszcze powiedzieć, dlatego zaczął rozglądać się po lokalu. Na prowizoryczną scenę ze skrzynek po piwie właśnie wchodził zespół, którego członkowie przypominali trochę skrzyżowanie KISS z wulgarnie wymalowanymi dziwkami. Zresztą wyglądali, jakby pożyczyli od nich cichy, a mimo to grali całkiem przyzwoicie. Złapał się nawet na tym, że nuci jeden z ich kawałków, chociaż jego wartość merytoryczna oscylowała pomiędzy bardzo niską, a zerową. - I wozisz ze sobą srebrne kule? Ziemię z cmentarza? Sól? Kości czarnego kota? 

– Czy ja ci wyglądam na wiedźmę, Novak? – Dean zaśmiał się mimowolnie, opróżniając kolejny kieliszek wódki. - W tym samochodzie jest pełno gratów, ale nie wiem, czy wala się tam szkielet martwego kota. Chyba żadnego nigdy nie przejechałem. 

– Lucyfer się ucieszy – rzucił Castiel, uśmiechając się z przekąsem. Zespół właśnie zmienił repertuar i przeszedł do lżejszego utworu All Summer Long, który podśpiewywało kilka osób w klubie. Wokalista nawet dawał radę, wyglądał na bardziej rozgarniętego od pozostałej trójki. - Dean? 

- Hm? 

Przez chwilę zastanawiał się jak zadać następne pytanie w najmożliwiej subtelny sposób, jednak jego zamroczony alkoholem umysł doszedł do wniosku, że to i tak bez znaczenia. 

- Dlaczego, na litość boską, ktoś miałby wybierać takie życie? - wypalił, a Winchester westchnął ciężko, jakby właśnie doszli do momentu rozmowy, którego wolał uniknąć. 

– Nie wiem – mruknął i szybko wypił whiskey, jednocześnie dając barmanowi znak, żeby uzupełnił jego szklankę. - Mój tata chciał się zemścić. 

Mimo, że cały obraz Deana, który sobie wyobraził zmienił się w jednej chwili, wszystko wreszcie zaczynało do siebie pasować.

- Twoja mama...

- Nie żyje - uzupełnił Winchester beznamiętnym tonem, wbijając wzrok w bursztynowy płyn.

- Przykro mi - mruknął Cas, bez sensu bawiąc się swoją szklanka. Prawdopodobnie powinien powiedzieć coś mniej przewidywalnego i nudnego aż do przesady, ale nigdy nie potrafił reagować odpowiednio, kiedy czuł się niezręcznie. Chociaż chciał. Naprawdę zależało mu na tym, żeby być tym typem człowieka, który zawsze potrafi znaleźć odpowiednie słowa, któremu łatwo zaufać i który nie spierdoli całej znajomośći ze swoich egoistycznych pobudek. 

- Masz już pomysł jak wyciągać Balthazara z więzienia? - Dean, ku jego bezgranicznej uldze, gładko zmienił temat, odchylając się na stołku i upił łyk alkoholu. Cas zastanawiał się ile razy musiał ratować konwersację w ten sposób i ile czasu zajęło mu opanowanie tej sztuki do perfekcji. 

Rebel King [destiel] {zakończone}Onde histórias criam vida. Descubra agora