Rozdział 13

1.6K 186 28
                                    

Z rozkopanego grobu buchnęły płomienie, zmuszając Deana do cofnięcia się o parę kroków. Przez chwilę podziwiał swoje dzieło, uśmiechając się przy tym lekko, aż w końcu wysypał resztę soli na dogorywające szczątki i wrócił do Impali. 

- Giń suko - rzucił, siadając za kierownicą. 

Naprawdę rzadko łamał dane słowo, polując bez wsparcia, ale czasami tylko ustrzelenie czegoś mogło go uspokoić. Zaczynał niepokoić się o ojca, który nie wracał trochę zbyt długo, a od jakiegoś czasu nawet nie dzwonił. Gdyby to było jakiekolwiek inne polowanie, na pewno znosiłby to lepiej, jednak tym razem John znowu szukał Żółtookiego Demona, mimo że w oczywisty sposób było to czystym idiotyzmem. Łatwiej byłoby gdyby wiedzieli czym go zabić.  Chociaż może ojciec czegoś się dowiedział, ale postanowił nikomu o tym nie mówić; to też było czystym idiotyzmem. 

Drugi problem stworzył sobie, żeby nie myśleć o pierwszym. Miał nawet imię, śliczne niebieskie oczy, końcówki w tym samym kolorze i od niedawna powód, żeby trzymać się od niego z daleka. Castiel. Dean w zasadzie wolałby pić z nim teraz piwo i całować się w jakiś zapomnianych przez Boga klubach zamiast siedzieć wykańczać mściwe duchu i mocno przy tym obrywać, ale to też skutecznie odciągało myśli od wszystkiego innego. 

Słysząc dzwonek telefonu, gwałtownie przechylił się na siedzenie pasażera i jęknął, kiedy zmęczone mięśnie zaprotestowały tępym bólem. Numer nieznany. 

- Hm? - mruknął bez zainteresowania; w zasadzie żałował, że odebrał.

- Cześć Dean. 

Przez chwilę próbował dopasować twarz do głosu, a kiedy w końcu mu się udało, uśmiechnął się lekko. 

- Myślę, że to trochę niesprawiedliwe w stosunku do Castiela, Gabe. 

- Masz na myśli to, że chcę się z tobą umówić zaraz po tym jak z nim zerwałeś? - Gabriel brzmiał, jakby bardzo powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. 

- Lepiej trochę zaczekać. 

- Proponuję żebyś przyjechał i z nim pogadał. 

Dean wyobraził sobie jak nad jego głową zapala się wielki znak zapytania jak w kreskówkach. 

- Jesteś pijany? 

- Potrzebuję kogoś, kto dowie się za mnie, czy ten mały skurwiel ma jakieś pojebane pomysły, o których nikt nie wie - głos Gabe'a przybrał zabójczo poważny ton, którego nikt się pewnie po nim nie spodziewał - bo z nikim nie rozmawia i wydaje mi się, że naprawdę zależy mu, żeby wyciągnąć Balthzara z więzienia. 

- Czy ktoś w waszej rodzinie jest normalny? - westchnął Dean, zamierzając wytłumaczyć Gabrielowi, że jest ostatnią osobą, z którą Cas chciałby rozmawiać, ale zawahał się w ostatniej chwili. Dwa problemy. Łatwiej byłoby żyć z jednym, a drugi zniknie, kiedy przestanie tęsknić za Castielem i znowu będą się po prostu dobrze bawić. Wymyśli coś, żeby wytłumaczyć pistolet i wszystko będzie w porządku. - Dobra, uratuję twoje dobre samopoczucie - rzucił, odpalając silnik chevroleta. 

***

Dean cofnął się o krok, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich wyraźnie rozdrażniony Cas.

- Na litości boską, Gabriel, zajebię cię w końcu! - krzyknął, opierając się na klamce i zamrugał z niedowierzaniem, widząc osobę stojąca w progu. - Winchester?

- Cześć, Castiel - rzucił Dean, siląc się na lekki ton i bez słowa wyminął chłopaka w drzwiach. Bardzo starał się nie dostrzegać jak dobrze wygląda z rozczochranymi włosami i - co ważniejsze - bez koszulki. Dawało to Deanowi rzadką okazję, żeby podziwiać jego tatuaże, pokrywające smukłe ramiona, za których widokiem tęsknił. Dzięki temu nie musiał też patrzeć w boleśnie smutne oczy.
Cas przeczesał dłonią włosy, stojąc na środku pokoju z pytający wyrazem twarzy. 

Rebel King [destiel] {zakończone}Where stories live. Discover now