《XIV》

262 27 10
                                    

Budzę się obok Oscara. Spanie we dwoje na jednoosobowym łóżku nie należy do najwygodniejszych, ale jakoś daliśmy radę. Szybko zakładam mundur i chwilę męczę się z paskami. Teraz pozostaje obudzić tego starego konia. A sen ma twardy. Bardzo. Chodźby wszystkie mury na raz zaczęły się walić, on się nie obudzi. Potrząsam nim i wmawiam jego imię kilka razy, ale nic to nie daje. Pora więc na nieco bardziej drastyczne działania. Zrywam z niego kołdrę. Nic. Zaczynam się zastanawiać, czy on w ogóle żyje. Oddycha. Więc żyje.

- Wstawaj! - zero reakcji. - Dobra. Śpij, ale śniadanie sam sobie jedz.

Idę na śniadanie. Niestety wielbiciel mioteł również uznał, że ta pora jest idealna na posiłek. Staram się na niego nie patrzeć, udawać, że wcale go tam nie ma. Ale, cholera, ciągnie mnie do niego jakiś niewidzialna siła i spoglądam na niego co chwilę. Siedzę przy stole z moimi chłopakami, jak zawsze. No, nie wszystkimi, bo śpiąca królewna się jeszcze nie obudziła. Rozmawiamy o różnych sprawach, aż w końcu pojawił się on, wciąż nieco zaspany.

- Co tak uciekłaś z rana? - pyta

- Głodna byłam. Mu już prawie kończymy, a Ty dopiero przyszedłeś. Nie dałam rady cię obudzić.

- Chwila, co? Spaliście ze sobą? - pyta Alex.

- No, tak. - odpowiadam.

- Wiedziałem, że kiedyś do tego dojdzie! Na prawdę do siebie pasujecie. Ale, Oscar, z boku to może trochę źle wyglądać, że Ty tak z dowódcą. Jeszcze ktoś pomyśli, że stopień masz nie za umiejętności i zasłigi, tylko...

- Nie, nie. To nie tak. Po prostu było mi smutno i Oscar chciał mnie pocieszyć. - tłumaczę.

- To niezłe pocieszenie. - stwierdza Alexander.

- Nie, Alex. My tylko spaliśmy w jedynym łóżku. I tyle. Do niczego nie doszło. Rozumiesz?

- A... Ale po co? Masz swoje łóżko.

- Ale smutno mi było i potrzebowałam kogoś bliskiego.

Dostrzegam jak Levi nam się przypatruje. Wygląda jakby chciał Oscara udusić i pociąć na małe kawałki tu i teraz. Jakby był zazdrosny. Ale czemu miałby być zazdrosny, skoro mnie nie chce? Kocham Oscara, ale jako przyjaciela, on mnie też. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, kochamy się po przyjacielsku, nie tak, że moglibyśmy być w związku. Pokochałam Levi'a i tego żałuję. Czemu nie mogłam tego poczuć to do kogoś innego? Kogoś kto by mnie tak nie odtrącił. Dlaczego musiałam pokochać kogoś, kto tego nie odwzajemnia? Zakochałam się nieszczęśliwie. Teraz wiem jak to jest mieć złamane serce.

Staram się zrozumieć dlaczego się przede mną otworzył, pokazał, że mi ufa, sprawił, że go pokochałam, a potem po prostu przepędził mnie z naszego miejsca. Miejsca w którym rozmawialiśmy, oglądaliśmy gwiazdy, w którym się poznawaliśmy. Teraz nie będę już tam chodzić. Będę patrzeć przez okno. Sama. Bez niego. Starając się zapomnieć, że go kocham. Okłamując serce wmawiając sobie, że nigdy nie czułam tego, co na prawdę czuję.

Nie mogę dłużej znieść jego obecności. Szybko kończę śniadanie i wychodzę. Po chwili dołącza do mnie Oscar. Wychodzimy na plac, niedługo zaczniemy trening. Niedaleko od nas stoi Nastka i z kimś rozmawia. Mój wspaniały przyjaciel, który uważa, że dzień bez "kłótni" z nią to dzień stracony, postanawia spróbować zajść ją od tyłu i przestraszyć. Gdy jest tuż za nią, dziewczyna odwraca się.

- Nawet nie próbuj. - mówi spokojnie.

- Jak?! - pyta zdziwiony. - Skradałem się przecież!

- Po pierwsze: poruszasz się z gracją tytana. Po drugie: słuch mam dość dobry. Mogłabym słyszeć twoje myśli, ale wolałabym nie, bo jeszcze zgłupieję, jak ty.

Tak oto zaczyna się na prawdę interesującą dyskusja. Tak jest dzień w dzień odkąd się poznali. Kurczę, na prawdę do siebie pasują. Osoba, z którą rozmawiała Nastia wciąż tam stoi i przygląda się tej wymianie zdań. Wygląda jakby zastanawiała się czy odpuścić, uciec jak najdalej, czy  może jednak poczekać aż skończą i wrócić do rozmowy ze złotooką.

Trenujemy w lesie, na manewrach. Uwielbiam to. Mogę choć przez chwilę poczuć się jak wolny ptak. No i manewry są bardzo ważne. To one umożliwiają nam walkę z wrogiem i przeżycie za murami. Po rozcięciu kilku sztucznych karków przysiadam na większej gałęzi. Widzę jak Oscar pruje w drugą stronę. Czemu się cofa?

- Co ty robisz?! - pytam.

- Odwroty też trzeba ćwiczyć! - odpowiada.

Śmieję się i zaczynam go gonić. Przeskakuję z drzewa na drzewo, wciąż siedząc mu na ogonie. Już prawie go mam, ale schodzi na ziemię. Również to robię i doganiam to już na nogach. Skacze na niego z zaskoczenia, przewracając go. Trawa i Oscar amortyzują mój upadek. Turlamy się razem parę metrów. Siedzę na nim okrakiem.

- Kto ci zezwolił na odwrót, żołnierzu?! - krzyczę, śmiejąc się.

- Instynkt przetrwania. - również się zaśmiał.

Jak dzieci. Ale nawet dorośli potrzebują czasem wrócić do czasów dzieciństwa, nie przejmować się choć chwilę co inni o nas pomyślą, dobrze się bawić i czasem trochę powygłupiać. Mamy po dwadzieścia cztery lata, a tarzamy się po trawie. Chociaż na te kilka minut pozwalamy sobie na odrobinę szaleństwa, żeby potem wrócić do wojskowej, szarej rzeczywistości. Zresztą, jesteśmy tu sami. Nikt nie widzi. Tak mi się przynajmniej zdawało, bo słyszę nagle oddalający się syk gazu.

*~*~*~*~*~*~*~*~*

Jeszcze szybkie pytanie.
Jak się książka podoba? Opinie są dla mnie na prawdę ważne. ^.^

Ci, którzy walczyli 《 Levi x OC 》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz