《IV》

435 31 15
                                    

Wróciłam bardzo późno, więc po cichu idę do pokoju. Kolejnego dnia, jeszcze przed śniadaniem, pytam Oscara jak sobie poradził.

-Całkiem nieźle, tak myślę. Tylko Nicolas miał problem. - odpowiada.

- Spodziewałam się tego.

-No i Alex ma do Ciebie sprawę.

-Okej, na śniadaniu go zapytam o co chodzi.

-Noraaa!!! - słyszymy głos z drugiego końca korytarza. Należy do czterookiej nawałnicy. Pobiega do nas - Gdzie byłaś? - Tuli mnie mocno. Za mocno.

-W d-domu b-byłam. - wydusiłam. - D-dusisz.

-A, przepraszam. - puszcza, a ja od razu biorę głęboki wdech. - A czemu tam byłaś?

-Ali miała urodziny. Dwudzieste.

-Ależ ten czas szybko leci, co nie? - klepnęła mnie w plecy.

- Tak tak, a teraz wybacz mi proszę, ale muszę już iść. Zobaczymy się później. - Odchodzę razem z Oscarem.

- Pani Hanji trochę mnie przeraża. - Mówi.

- Co? Dlaczego?

- Jej obsesja na punkcie tytanów i jej nadpobudliwość mnie trochę niepokoją.

- Ha, rozumiem. No cóż taka już jest, ale ja nawet ją lubię. Ma w sobie to coś, co nie pozwala mi jej nie lubić. Za chwilę śniadanie. Idziemy na stołówkę?

- Pewnie.

- To bardzo dobra broń. - mówi Oscar biorąc do ręki widelec. - Cztery rany kłute na raz.

- Może i tak, ale ja wolę moja strzelbę. - stwierdza Alex.

- Jak się chce to wszystkim można zabić. Nawet szczoteczką do zębów. - mówi Nicolas.

- Nie musisz nam zdradzać swoich chorych fantazji... - Oznajmia Franz.

- A, Alex, podobno masz jakąś sprawę do mnie. - mówię.

- Tak. Moja starsza siostra za trzy tygodnie bierze ślub. Chciałbym prosić o pozwolenie na opuszczenie siedziby w ten dzień.

- Okej, nie ma problemu.

- Dziękuję Pani bardzo.

- Ja już coś mówiłam o nazywaniu mnie "Pani".

- A, no tak. Zapomniałem, proszę wybaczyć.

- Nie szkodzi. Tylko chyba Chris się nie oduczy.

- Nie wyobrażam sobie mówić do przełożonego po imieniu. - mówi Christian. - Ja bardzo panią szanuję, jako przełożoną i jako żołnierza. Dlatego nie będę mówił do Pani po imieniu.

- No cóż, szanuję to. No dobra jedzmy, bo po śniadaniu apel.

《Wieczór》

Siedzę na murach zamku i "rozmawiam" z mamą. Lubię wtedy patrzeć w gwiazdy, bo czuję, że patrzę też na nią. Dla niektórych to może się zdawać głupie, ale ja dalej wierzę w to, co mówił mi tata. Wierzę, że nasi bliscy w chwili śmierci dołączają do gwiazd. Inni mogą nie dostrzegać tych kilku gwiazdek, będą dla nich takie jak wszystkie inne na niebie. Tylko dla bliskich osób świecą najjaśniej na całym niebie. Mama jest jedyną taką gwiazdą. I mam nadzieję, że tak zostanie.

- Tu jesteś, bachorze. - słyszę za plecami. - Z kim gadasz?

- Z mamą.

- Gadasz do gwiazd. Głowa cię nie boli?

- Kiedy mama zmarła tata powiedział, że jest teraz z gwiazdami. - Levi dosiada się do mnie.

- Moja matka też zmarła. Tylko, że nad nią nawet nie było gwiazd. Tylko sufit. - niespodziewałam się, że powie mi coś takiego ot tak.

- A twój ojciec?

- Nigdy go nie poznałem. - znowu mnie zaskoczył. Może się czegoś napił?

- Jakoś dużo dziś mówisz. - stwierdzam.

- Zawsze dużo gadam.

- To chyba nie do mnie. - śmieję się.

- Do Ciebie. Rozmawiam tylko z Tobą, okularnicą i Erwinem.

- Cóż za zaszczyt. - Zadrżałam. - Chłodno się zrobiło, pójdę już. - Wstaję. - Do jutra, staruszku.

Idę do pokoju. Na prawdę nie sądziłam, że tak nagle powie mi coś takiego. Nie dość, że dwa lata temu stracił tak bliskie osoby, to jeszcze dowiedziałam się, że stracił matkę i nie było mu dane poznać ojca. I jeszcze podziemie. Ja mam dobre życie. Ojciec chciał jak najlepiej wychować mnie i Alice. Myślę, że mu się udało. No może oprócz tego, że postanowił chronić nas przed każdym niebezpieczeństwem, nawet takim, jakim są mężczyźni. Oscara cały czas obserwował, gdy przychodził. Przecież to tylko mój przyjaciel. Gdy miałam 14 lat wstąpiłam do korpusu treningowego i ojciec już nie mógł mnie chronić, co sobie obiecał. Za to Alice nie ma szczęścia w miłości, pisała mi, że każdy, prędzej czy później, łamie jej serce. Nie wiem dlaczego. Jest bardzo ładna, silna i ma wspaniały charakter. Nie wiedzą co tracą. Jedyny "romantyczny" gest skierowany w moją stronę miał miejsce jak miałam 12 lat. Dostałam od kolegi że szkoły bukiet polnych kwiatów po przejściach. To było urocze. Chyba.

Biorę szybki prysznic, zakładam koszulę nocną i kładę się do łóżka. Patrzę w sufit. Nie jestem zbyt zmęczona, ale rano trzeba wstać. I założyć te przeklęte pasy. Bo długim przekręcaniu się z boku na bok w końcu udało mi się zasnąć.

Ci, którzy walczyli 《 Levi x OC 》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz