《I》

1K 47 22
                                    

《Rok 845》
《Nora》

Stoję tuż za dowódcą oddziału. W przeciwieństwie do mnie jest dość wysoki - poza skrzydłami wolności, które ma na plecach nie widzę zbyt wiele. Niestety, nie mogę przesunąć się nawet o milimetr, żeby zobaczyć nowych towarzyszy broni. Ta trójka nowych zwiadowców jest właśnie powodem apelu.

-Przedstawić się!- rozkazuje Shadis.

-Levi.-rzuca krótko.

-Będzie was trzeba jeszcze nauczyć manier.- warczy Shadis.- Następny!

-Jestem Isabel Magnolia. Miło mi was poznać!- woła miło brzmiąca dziewczyna.

-Jestem Farlan Church. - mówi kolejny, męski głos.

Nowi zostali przydzieleni do Flagona, co niezbyt mu się spodobało. Gdy tylko apel się kończy od razu drapię się po nosie, który swędział mnie od jakichś dziesięciu minut i odwracam się do przyjaciela, który stoi za mną.

-Chodźmy się przywitać.- mówię i uśmiecham się.

-Flagon poszedł teraz pokazać im kwatery. Później się z nimi poznasz.

-Byle szybko to załatwił. Niedługo trening. Znów będę miała okazję zniszczyć cię w walce wręcz.

-Tym razem cię pokonam!

-Od jakichś dziesięciu lat to powtarzasz i jeszcze ci się nie udało, kochany.- czochram go po brązowej czuprynie.- Ale co poradzisz, miałam najlepszego nauczyciela na świecie.

《godzinę później》

-Kobieta mnie bije...- jęczy Oscar.

-Wybacz . - mówię podając mu rękę, by pomóc mu wstać.

-Skąd w tobie tyle siły, co?

-Sama nie wiem. Treningi? Już ćwiczyłam przecież przed wstąpieniem do treningowego. Pamiętasz jak biegiem przybyłam całą drogę z domu do miasta?

-Ta, jakim cudem płuc nie wyplułaś?- strzepuje z siebie piach.

-Teraz biegamy na dużo większe dystanse...

-No, ale wtedy miałaś dwanaście lat i nie byłaś w wojsku- stwierdza.

Oddział Flagona zaczął trening z manewrami przestrzennymi. Niski brunet chwycił miecze nieco inaczej niż wszyscy. Jedno ostrze znajdowało się za nim, a drugie normalnie, z przodu. Nie spodobało się to Flagonowi i stwierdził, że nie tak powinno się ich trzymać i szybko zginie za murami. Mylił się jednak. Sposób trzymania mieczy tego karzełka jest bardzo skuteczny i lepszy od tradycyjnego, ale trudniejszy. Od razu po treningu wraz z Oscarem idziemy do nowych członków korpusu zwiadowczego. O ile z Isabel i Farlanem da się dogadać i są całkiem mili, to Levi jest dość oschły i mało mówi. Jednak widać, że ta trójka jest ze sobą blisko i uzupełniają się nawzajem. Jak ja i Oscar. Razem od dzieciństwa. Jeśli ktoś ma kontakt ze mną, ma kontakt również z nim. Tak jest też w przypadku tej trójki, często rozmawiam z Isabel, czasem też z Farlanem, co sprawiło, że Levi za mnie pośrednio. Znają mnie jego najlepsi przyjaciele. Jego rodzina. Więc on też mnie za. Ze mną rozmawiają więcej, niż z innymi zwiadowcami. Jestem bardzo towarzyska i lubię poznawać nowych ludzi. Każdy nowy zwiadowca, który pojawił się w przeciągu ostatnich czterech lat spotkał się z ciepłym powitaniem. Staram się jednak nie przywiązywać, co nie zawsze wychodzi. Najbardziej martwięsię o Oscara. Z nim jestem najbliżej. Choć jesteśmy w jednym oddziale i ukończył szkolenie na szóstym miejscu, tak strasznie się martwię.

Zbliża się kolejna wyprawa. Dla Levi'a, Isabel i Farlana - pierwsza. Pierwsza wyprawa to coś niezwykłego. Pierwsze spojrzenie na wolność, ale też na to jaki, ten świat potrafi być okrutny. Jak giną ludzie. Giną za wolność. Giną, aby ci, którzy tkwią w ciasnej klatce, zwanej murem, mogli chociaż mieć nadzieję, że to piekło kiedyś się skończy, że będą kiedyś wolni.

Podczas wyprawy ma zostać wypróbowana formacja, nad którą pracował pułkownik Smith.

Nadszedł w końcu ten dzień. Kolejna wyprawa, kolejni polegli, kolejny krok w stronę wolności. Chciałabym, żeby ojciec i siostra byli tu, w Shiganshinie, w mieście z którego wyjeżdżamy na wyprawy, ale mieszkają zbyt daleko, niedaleko miasta Calaneth, na terenie muru Rose. Przynajmniej matka tu jest. Zawsze była obok, zwłaszcza, gdy tego potrzebowałam. Nie mogę jej zobaczyć, ale czuję, że jest. Tak zawsze mówił mi ojciec. Szare oczy wlepiam w bramę, do czasu aż usłyszałam dzieci zachwycające się zwiadowcami. Odwracam się w ich stronę i uśmiecham się ciepło. Dzieci ekscytują się korpusem zwiadowczym i wyprawami, w przeciwieństwie do wielu dorosłych. Zapewne dlatego, że jeszcze nie zrozumiały, jak okrutny może być świat za murami. Chodź na terenie murów też nie brakuje potworów w ludzkiej skórze. Mimo okrucieństwa zewnętrzny świat jest piękny. Czeka na nim wolność, a wolność jest piękna. Najpiękniejsza.

Zaczyna się odliczanie. Za chwilę brama zostanie otwarta. Wielu może już nie wrócić. Brama została otwarta. Wiatr, który wpadł przez ogromną bramę rozwiał mi czarne włosy. Wyjeżdżamy. Niby są tam tylko zwykłe pola i pojedyńcze drzewa, czasem jakiś lasek. To samo jest na terenie murów, a jednak jest w tym coś wyjątkowego. Kilka minut po wyjeździe na niebie pojawia się pierwsza czerwona flara.

Niestety pogoda po pewnym czasie się zepsuła. Mgła i deszcz sprawiły, że system komunikacji poszedł w cholerę i znacznie trudniej dostrzec tytanów. Dowódca oddziału, major Patrick Stein dojrzał niewyraźną sylwetkę potwora.

- Meyer! Wunsh! - krzyknął - Zajmijcie się nim!

Nicolasowi Wunshowi nie trzeba dwa razy powtarzać. Jest narwany i gwałtowny, a gdy tylko nadarzy się okazja do walki, nie może z niej nie skorzystać. Walką z człowiekiem też nigdy nie pogardził.

Wbiłam ostrza w oczy olbrzyma, na co ten ryknął głośno z bólu. Gorąca krew obryzgała mi ręce i twarz.

-Zdychaj!- wydarł się Nico tnąc kark tytana.

Ogromne cielsko upada z hukiem na ziemię, rozchlapując błoto na wszystkie strony.

Pod wieczór pogoda się poprawiła. Niebo się rosjaśniło, a ulewę zastąpił łagodny deszczyk. Zostaje zarządzony odwrót. Droga powrotna mija niemal bezproblemowo. Oddział majora Steina wrócił za mury w pełnym składzie. Znowu wielu żołnierzy poległo na marne. W mieście zwiadowcy zostali przywitani narzekaniami i wyzwiskami. Nic nowego. Przyzwyczaiłam się. Zostało jedynie dotrzeć do zamku.

Ci, którzy walczyli 《 Levi x OC 》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz