《II》

549 40 19
                                    

Jest wieczór. Wychodzę na mury zamku. Często przechodzę tam pomyśleć. Tym razem kogoś tam zastałam. Levi siedzi sam i patrzy w niebo. Nie wiem co mam zrobić. Podejść i próbować pocieszyć? Odejść? Decyduję się na drugą opcję. Nie wiem co mogłabym powiedzieć osobie, która właśnie straciła tak bliskie osoby. Już mam odchodzić, ale zatrzymuje mnie jego głos.

-Co się tak czaisz?

-Ja... Często tu przychodzę, ale Ty tu jesteś. Nie chcę ci przeszkadzać... Może wolałbyś być sam, albo coś...

-Możesz zostać jak chcesz. Ciebie nawet toleruję. - Słysząc te słowa zdziwiłam się. To chyba pierwsza miła rzecz jaką od niego usłyszałam.

Usiadłam obok niego. Chcę coś powiedzieć, ale boję się, że zamiast go pocieszyć tylko pogorszę sprawę, więc wolę siedzieć cicho. Jako zwiadowca mam do czynienia ze śmiercią bardzo często, ale pierwszy raz spotkałam się z nią już w wieku trzech lat.

《827 rok》
《Narrator》

Mała dziewczynka słyszy krzyki matki. Chce pobiec zobaczyć co się z nią dzieje, ale pod drzwiami pomieszczenia, z którego dobiegają, stoi jej ojciec i nie pozwala jej tam wejść. Bierze ją na ręce.

- Co się stało mamusi?- pyta przytulając się do pluszowego misia.

-Nic skarbie, nic... mamusi tylko przyśnił się jakiś zły sen. - mówi niosąc ją do jej łóżka.

Opatula ją kocykiem i lekko kołysze. Dziewczynka zasypia po chwili, wtulona w ojca i wsłuchana w bicie jego serca.

Kolejnego dnia czarno włosa dziewczynka od razu po przebudzeniu zaczyna szukać mamy. Nigdzie jej nie znajduje. W kuchni zastaje jedynie ojca, który buja drewnianą kołyskę.

- Co to? - pyta stając na palcach, żeby zobaczyć co się znajduje w kołysce.

- To twoja siostrzyczka. Ma na imię Alice. - bierze starszą córkę na ręce, by pokazać jej nowego członka rodziny.

- A gdzie mama?

-Mama... mama jest teraz z gwiazdkami na niebie. Będzie nas pilnować i chronić.

-Poszła sobie?

- Nie... ale mama jest obok i nas kocha. - spojrzał na Norę i zaszkliły mu się oczy. Jest tak podobna do matki...

Od tamtego wydarzenia Nora pokochała gwiazdy, wierząc, że razem z nimi jest jej matka i dla kochanej rodziny świeci najjaśniej na całym niebie.

Mam przynajmniej jeszcze ojca, siostrę i dziadków, a on? Isabel i Farlan to byli jego jedyni przyjaciele. Chcę żeby wiedział, że nie jest sam i jego przyjaciele dalej są przy nim. Ja też jestem obok. Czasami samo bycie przy kimś może dać więcej niż tysiąc słów. Zaczynam myśleć o matce. Nie wiele pamiętam. Najbardziej zapadł mi w pamięć jej ciepły uśmiech i spokojny głos. Z przemyśleń wyrywa  mnie głos Levi'a.

-Idź już spać, bachorze.

-Jaki bachorze? Mam 21 lat. - bronię  się.

- Ja 29, więc dla mnie jesteś bachorem. - wstaje - i dzięki, że ze mną tu posiedziałaś. - po tych słowach odchodzi.

Ostanie słowa, które powiedział Levi bardzo mnie dziwią. Był... milszy niż wcześniej. Siedzę jeszcze kilka minut i idę się położyć.

Budzę się dość wcześnie. Ogarniam gniazdo, które powstało na mojej głowie w trakcie nocy i zaczynam zakładać mundur. Te pasy są zdecydowanie najgorszą rzeczą, jaka kiedykolwiek powstała. Po piętnastu minutach mocowania się z uprzężą zakładam kurtkę. Patrzę na skrzydła wolności na niej naszyte. Kocham ten herb, a wszyscy zwiadowcy są dla mnie jak druga rodzina.

Idę na śniadanie. Jak zwykle zajmuję miejsce obok Oscara.

-Smacznego, Norka!

-Przyda się, nawzajem. I miałeś mnie tak nie nazywać. - mruczę.

-Zaraz po śniadaniu apel. - informuje nas major Stein.

-Świetnie, tylko o tym marzyłam. - przewracam oczami.

Apel mija dość szybko. Levi awansował na starszego szeregowego.
Szybki jest. Awans po pierwszej wyprawie to rzadkość. Również szybko awansowałam.

-Pierwsza wyprawa i już starszy. Nieźle. - stwierdza Oscar.

Razem z Oscarem, właśnie siedzimy pod drzewem i rozmawiamy. Często tak robimy w wolnym czasie.

-Cóż, trzeba przyznać, że jest utalentowany. - mówiąc to opieram głowę na jego ramieniu. - Jak myślisz, kiedy ten koszmar się skończy?

- Nie wiem, ale mam nadzieję, że oboje tego dożyjemy. Chciałbym razem z tobą zobaczyć wolny od tytanów świat.

- Ja też, Oscar. Ja też...

Od spotkania na murach zamku ja i Levi zaczęliśmy rozmawiać nieco częściej niż przedtem. Znaczy ja mówię znacznie więcej, Levi dalej niewiele się odzywa. Chyba ufa mi coraz bardziej i zaczyna stopniowo się przede mną otwierać.

《847 rok》

Zginął major Stein, oraz dwie osoby z jego oddziału, Maya i Jacob. Zostałam dowódcą oddziału, do którego aktualnie należą: Oscar Ritter, Alexander René, Nicolas Wunsh, Christian Dorian i Franz Hoffman. Franz jest najmłodszy, ma 16 lat i dopiero dołączył do zwiadowców, Chris jest tu od roku, Alex od dwóch lat, Nico od czterech, a ja i Oscar od sześciu.

Z początku obawiałam się, że nie dam rady dowodzić oddziałem, w końcu mam jedynie 23 lata. W prawdzie  już wcześniej zastępowałam majora, ale wtedy to była tylko chwila, teraz jestem ich dowódcą na stałe. Przywiązałam się do chłopaków i bardzo przykładam się do ich treningu. Chcę, żeby byli coraz lepsi, chodź i tak są całkiem zdolni. Zależy mi na tym, żeby rozwijali swoje umiejętności, by przeżyli tę wojnę.

Wieczorem siedzę w swoim pokoju i czytam książkę. W pewnym momencie słyszę pukanie do drzwi.

-Proszę. - mówię odkładając książkę.

Przez drzwi wchodzi Oscar.

-Dzień doberek. - uśmiecha się. - A może lepiej dobry wieczór.

-Cześć. - również się uśmiechnęłam. - Chodź, siadaj. - klepię miejsce obok siebie.

-Dlaczego wy macie takie wygodne łóżka?! - pyta siadając na łóżku.

- Dzisiaj możesz spać że mną, jeśli chcesz.

-Mogę?

-Idź się przebierz i chodź.

Tej nocy śpimy razem. Zresztą to nie  pierwszy raz. Ufam mu jak nikomu innemu, więc nie boję się spać z nim w jednym łóżku. Od wielu lat jesteśmy sobie bliscy, dzielimy wiele wspaniałych wspomnień i wiemy o sobie wszystko. Jedno poszłoby za drugim chodźby na koniec świata.

Ci, którzy walczyli 《 Levi x OC 》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz