《XIX》

215 17 12
                                    

Minęło kilka miesięcy od śmierci Oscara. Zmarł zaledwie dwa tygodnie po swoich dwudziestych piątych urodzinach. Wciąż się obwiniam, że mu nie pomogłam, że nie było mnie przy nim. Obiecałam sobie, że nie pozwolę już, aby ktoś zginął z mojej winy. Przysięgałam chronić ludzkość, choćby za cenę życia. Mam zamiar dotrzymać słowa. Czasem mi się śni. Wszystkie te sny są podobne- odchodzi, a ja nie mogę go zatrzymać. Myślałam, że zupełnie się załamię, ale jest ktoś, kto trzyma mnie przy życiu. Levi. To on wziął mnie w ramiona, kiedy tego potrzebowałam. Bez słów, po protsu mnie do siebie tulił. Doskonale wiedział, co czuję. Rozumiał mnie. Mam wrażenie, że tamto wydarzenie sprawiło, że najsilniejszy żołnierz ludzkości, który mnie pokochał, stał mi się jeszcze bliższy niż przedtem. Przyzwyczaił się do dotyku drugiej osoby, do tego ciepłego i miłego uczucia, o którym niemal zapomniał.

W ciągu ostatnich miesięcy spędzaliśmy razem więcej czasu. Potrzebowałam jego obecności. Levi'owi spodobało się spanie ze mną, twierdzi, że tylko wtedy jest w stanie przespać całą noc i nie dręczą go koszmary. Jednak przez ten, dość długi, czas ani razu nie widziałam, aby się uśmiechał. Widziałam szczęście w jego granatowych oczach, ale ani razu nie było mi dane widzieć uśmiechu.

Powiedział mi kiedyś, że nie potrafi okazywać uczuć, więc stwierdziłam, że go nauczę. Jednak... było by prościej, gdybym sama to potrafiła. Nigdy wcześniej nie miałam żadnego partnera, na początku naszego związku byłam zagubiona i nie wiedziałam co zrobić. Levi pewnego dnia zaskoczył mnie i pocałował mnie w czoło. To była ostatnia rzecz, jakiej się po nim spodziewałam. Tego typu wydarzenia miały miejsce kilka razy i za każdym razem byłam zaskoczona, aż w końcu zastałam sama w jego gabinecie, bo musiał ma chwilę wyjść. W jednej z szafek znalazłam kilka romansideł o wymyślnych tytułach. W ten oto sposób dowiedziałam się skąd czarnowłosy czerpie wiedzę.

Do każdego, nawet najmniejszego pocałunku, czy prztylenia dochodziło gdy byliśmy sami, za zamkniętymi drzwiami. Nie chcemy, żeby ktoś się dowiedział. Szczególne Hanji. Jeśli Hanji coś wie- wie o tym całe państwo. Levi jest osobą znaną, oraz posiadającą sporą liczbę adoratorek. Chcemy po postu mieć spokój. Przy ludziach jesteśmy po prostu dwojgiem ludzi, którzy udają, że ani przez chwilę nie kochali się nad życie.

Przygotowujemy się do kolejnej wyprawy za mury. Choć jest już listopad i raz na jakiś czas pada deszcz i śnieg, który rozpuszcza się po kilku chwilach, oraz wieje zimny wiatr, nie decydujemy się jeszcze na zimowe płacze, ponieważ dzień jest dość ciepły jak na tę porę roku, a na niebie nie ma ani jednej chmurki.

- Uważaj na siebie, bachorze. - mówi Levi, stykając nasze czoła.

- Wiesz, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, staruchu. - odpowiadam, odsuwając się.

- Ja nie żartowałem.

- To nie moja pierwsza wyprawa. Poza tym sam nauczyłeś mnie lepiej korzystać z manewrów. Dam sobie radę.

Czarnowłosy potrafi być nadopiekuńczy, jeśli chodzi o wyprawy. Jest to prawdopodobnie spowodowane tym, że nasze oddziały są dość daleko i nie ma szansy mnie pilnować. Jeszcze upewnia się czy z moim sprzętem wszystko w porządku, przypomina mi, żebym nie dała się zabić, po czym wyjeżdżamy za mur Rose.

Byłam na wielu wyprawach, ale za każdym razem czuję, jakby to była moja pierwsza. Ten zachwyt pięknem wolnego świata. To uczucie jednak towarzyszyło mi, gdy byliśmy poza Marią. Teraz, gdy jesteśmy na terenie utraconego muru, czuję przygnębienie. Jeszcze nie dawno były to tereny rolnicze, tętniące życiem, teraz jest to opustoszały kawałek ziemi, opanowany przez tytanów.

Wjeżdżamy do Lasu Ogromnych Drzew. Pełno w nim tytanów, których, o dziwo, nie spotkaliśmy wcześniej. Od razu wlatujemy na drzewa. Jest nas około czterdziestu, winniśmy dać radę. To dobrzy żołnierze. Nie możemy cały czas siedzieć na drzewach. Musimy zacząć działać. Atakujemy. Teraz zaczyna się rzeź.

Jestem cała w gorącej, parujacej krwi, zmęczona. Kończą mi się ostrza, zostały dwa. To ciężka walka, a nas jest coraz mniej. Staję na wielkiej gałęzi, aby odpocząć kilka sekund. Nagle wśród pary i unoszącego się kurzy dostrzegam żołnierza, lecącego na manewrach i tytana, wyciągającego po niego rękę. Zdaje mi się, że czas zwolnił. Bez chwili namysłu naciskam spust i wzbijam się w powietrze. Nie mogę pozwolić, aby ktoś zginął, gdy jestem blisko. Już nigdy więcej. Na zabicie tytana już za późno. W ostaniej chwili odpycham go od wielkiej dłoni, która zaciska się na mnie.

Czuję przeszywający ból w całym ciele. Myślę, że to już koniec, ale słyszę charakertueczny syk gazu, następnie uścisk słabnie. Upadam na ziemię. Ktoś krzyczy, ale nie jestem wstanie usłyszeć słów. Ktoś do mnie podchodzi, ale nie widzę kto to. Czuję się, jakbym tonęła w jeziorze bez dna i ktoś próbował mnie stamtąd wyciągnąć.

Po chwili pozostaje tylko ciemność, cisza i chłód. Czy to już koniec? Tak szybko? Po dwudziestu pięciu latach życia dołączę do gwiazd? Każdy z nas wyobrażał sobie śmieć wiele razy. Chyba za chwilę się dowiem, czy nasze wyobrażenia były choć trochę podobne do rzeczywistości.

Byłam dzielna, mamo. Byłam dzielna i walczyłam.

Ci, którzy walczyli 《 Levi x OC 》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz