《XV》

275 26 6
                                    

《Oscar》

Kurczę, mam ochotę ją pocałować. Tak uroczo się śmieje. Jej szare oczy tak pięknie się błyszczą. Na prawdę bym ją pocałował, ale tak z zaskoczenia nie wypada... W końcu jestem tylko przyjacielem.

《Levi》

Cholera jasna! Mogłem jej nie śledzić. Nie drżał bym wtedy ze wzburzenia. Nie widziałbym tego. Nie widziałbym jak osoba, którą kocham tak leży z jakimś kolesiem na trawie i robi z nim nie wiadomo co. Mam o niej zapomnieć. Przestać ją kochać. A nie śledzić i upewniać się czy jest bezpieczna. Jak tak dalej pójdzie to zamiast przestać ją kochać, będę brnąć w to uczucie jeszcze głębiej. Teraz jeszcze będę zmuszony patrzeć, jak ma tego swojego chłoptasia. Muszę się do tego przyznać. Jestem zazdrosny. Zazdrosny o kobietę, która nie jest, nigdy nie będzie i nigdy nie miała być moja. Będę patrzeć jak jest z innym. Weźmie ślub. Będzie mieć dzieci. A ja będę stał z boku i patrzył na jej szczęście. Z nim będzie szczęśliwa. Zna go dłużej niż mnie, jest wyższy, nie jest z podziemia, ma rodzinę, ma nazwisko. Beze mnie będzie jej lepiej. Jeśli nie będę jej kochał, ona będzie żyła.

Oddaję się treningowi, aby zająć czymś myśli. Udaje mi się to. Skupiam się tylko na kukłach, manewrach i tym podobne. Po ścięciu jakichś dwudziestu "karków" schodzę na ziemię, zgarniam oddział i kieruję się do swojego gabinetu. Guther, Eld, Oluo i Petra bardzo dobrze sobie radzą. Nie wybrałem ich bez powodu. Reagują szybko, walczą świetnie. Idealnie nadawali się do oddziału specjalnego. Zdążyłem się do nich przywiązać, zrobię wszystko, żeby wracali z każdej wyprawy. Życie moich żołnierzy cenię sobie ponad wszystko. Tu każdy jest ważny i potrzebny. Mój oddział jest dla mnie jak rodzina. Strata ich byłaby równie bolesna jak śmierć Farlana i Isabel.

Na wspomnienie moich przyjaciół mimowolnie się uśmiecham. Siadam przy biurku. Wzięło mnie na wspominki. Pamiętam jak spotkałem Farlana, to było niedługo po odejściu Kenny'ego. Później dołączyła do nas Isa. Tak bardzo chciała się nauczyć latać. Chciała się stamtąd z wydostać. Jak my wszyscy. Podziemie jest okrutne, tylko najsilniej dadzą radę tam przetrwać. Jest tam zimno, ciemno i brudno. Nie ma jedzenia i leków, za to są choroby, głód, oraz handel żywym towarem ma się bardzo dobrze. Wspominanie dawnych lat nie przychodzi mi łatwo. Dopiero kiedy Erwin wyciągnął nas z podziemia, ujrzeliśmy słońce i  gwiazdy. Dopiero wtedy, gdy miałem dwadzieścia dziewięć lat, poczułem jak to jest nie mieć nad sobą sufitu. Poczułem się wolny, jednak mury uświadomiły mi, że jeszcze nie byłem wolny. Nie obchodziło mnie to. Chciałem po prostu wyrwać się z podziemi, zabić Erwina i uciec z Isą i Farlanem. Jednak na wyprawie popełniłem błąd i ich zostawiłem. Gdybym wtedy został, przeżyliby. Postanowiłem tu zostać i zawalczyć o tą prawdziwą wolność. Jako najsilniejszy żołnierz ludzkości.

《Nora》

Unikam Levi'a drugi tydzień. Brakuje mi naszych rozmów, ale on nie chce już mnie znać. Muszę się z tym pogodzić. Jutro wyprawa. Coś co kocham i czego się boję. Wyjazd za mury daje chwilowe poczucie wolności. Najpiękniejsze uczucie na świecie.

Zmierzamy w stronę Trostu - miasta, z którego wyjeżdżamy od upadku muru Maria. Z daleka już widzę bramę dystryktu. Jedziemy powoli, nie chcemy męczyć koni. Po kilkunastu minutach wjeżdżamy do miasta. Ludzie sądzą, że ta wyprawa nie wniesie nic oprócz ogromnych strat w ludziach i wcale tego nie kryją. Głośno ogłaszają swoje niezadowolenie. Niektórzy żołnierze mają w Troście rodziny, które teraz poszukują swoich bliskich, aby zamienić z nimi kilka słów przed wyprawą. Siostry Christiana z mojego oddziału właśnie go odnalazły. Jest z nimi jego ukochany pies, Blackie - śliczna czarna suczka z kilkoma brązowymi plamkami. Blackie bardzo się cieszy na widok swojego Pana, który kiedyś uratował jej życie. Podskakuje i szczeka wesoło. Mama Nico też już go znalazła. Powtarza mu, że ma uważać i przeżyć. Wygląda jakby miała się za chwilę rozpłakać. Nie dziwię się jej, w końcu jej jedyny syn jedzie walczyć z wrogiem. Też bym się martwiła na jej miejscu. Nico jest przy niej taki spokojny. Mógłby być taki codziennie. Chociaż, gdyby taki był, to byłoby strasznie nudno, a on po prostu nie byłby sobą.

Rozglądam się. Widzę, jak zwykle, dzieci przyglądające się nam z zachwytem. Gdy byłam mała i pierwszy raz zobaczyłam zwiadowców, moje spojrzenie było niemal identyczne, choć miałam zaledwie trzy lata, już wtedy uważałam ich za wyjątkowych ludzi. To było w Shiganshinie, tata wiózł meble, które zamówił ktoś stamtąd i postanowił wziąć mnie i mamę ze sobą. Akurat wyjeżdżali za mury.

Z rozmyślań wyrywa mnie odliczanie. Jeszcze tylko kilka chwil i znów zobaczę ten piękny, zewnętrzny świat. Gdy brama zostaje otwarta opuszczamy tę klatkę, która jest dla nas domem i więzieniem jednocześnie.

Ci, którzy walczyli 《 Levi x OC 》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz