dzień 7

4.3K 436 227
                                    

Gdy tylko moje oczy uchyliły się na milimetr pierwsze co poczułem to niesamowity, przeszywający moją czaszkę ból.

-Cholera -wymamrotałem próbując przekręcić się na prawo, ale coś mnie zatrzymało. Coś co trzymało mnie mocno w pasie i nie miało zamiaru puszczać. Moje plecy napotkały naturalną przeszkodę w postaci klatki piersiowej.

Jedno było pewne - musieliśmy się cholernie ujarać.

Kompletnie nie przejmując się tym niezręczym momentem uderzyłem łokciem mojego towarzysza. Zamruczał coś po nosem więc ponowiłem swoje działania. Otrzymałem niewyraźne "spierdalaj Liam" i westchnąłem.

-Puść mnie debilu, pragnę iść pod prysznic -powiedziałem zachrypniętym głosem do granic możliwości.

-Jest mi zbyt wygodnie. Nawet nie próbuj się ruszyć rasisto. Jesteś mi winny przysługę za swoje niemiłe żarty -odpowiedział mlaskając swoimi ustami na koniec. -Nawet twoja ładna buźka i te oczka cię nie uratują.

-Śmiałeś się z nich czekoladko -westchnąłem, ale wiedziałem, że muszę odpokutować nawet jeśli Zayn wcześniej nie był o to zły. Jego humor potrafił się zmienić szybciej niż nastroje kobiety w ciąży. Nie doczekałem się żadnej odpowiedzi od chłopaka. Jedno było pewne, dziś jest wolny dzień, aby odespać ognisko, a ja spędzę dzień przygnieciony przez umięśnioną, ciemnej karnacji rękę.

Najgorsza była świadomość, że naprawdę odpowiadało mi bycie wtulonym w tego irytującego człowieka.

***

Dopiero w południe Zayn postanowił odpuścić przytulanie i postanowił, że dobrze zrobi nam spacer nad jezioro w ten piękny dzień. Wygrzebaliśmy się więc z uśmiechami na twarzach.

Zajęliśmy zwyczajowe miejsce pod drzewem. Moje plecy opierały się o korę, a Zayn wpół śpiąc opierał się na mnie i zwyczajowo nucił jakąś piosenkę pod nosem, której nigdy nie słyszałem. Słońce błyszczało odbijając swoje promienie w tafli jeziora. Wokół była względna cisza i spokój, ponieważ większość z obozowiczów wolało przespać cały dzień lub po prostu posiedzieć w swoim towarzystwie rozmawiając i po prostu ciesząc się ze swojej obecności. Zupełnie jak ja i Zayn. Mogłem już bez problemu powiedzieć, że zostaliśmy przyjaciółmi chociaż poznaliśmy się dopiero tydzień temu. Między nami już od razu narodziła się głupia relacja, która polegała na denerwowaniu siebie nawzajem. W zasadzie tylko dzięki niemu ten idiotyczny obóz był całkiem znośny.

-O czym tak rozmyślasz rasistowski narkomanie? -zapytał Zayn i tym samym sprawił, że przewróciłem oczami, co było niegrzeczne, ale przy nim nie umiałem się powstrzymać.

-Będziesz wymyślał mi coraz to dłuższe i głupsze pseudonimy? -zaśmiałem się z niedowierzaniem. Mulat fuknął i wyprostował się. Usiadł przodem do mnie i uśmiechnął się.

-Nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu -położył dłoń na moim ramieniu, a ja oburzony zrzuciłem ją z siebie i kolejny raz przewróciłem oczami. Zayn jednak wpatrywał się we mnie nadal jakby nie mógł oderwać wzroku od czegoś na mojej twarzy lub jakby go zawiesiło niczym starą płytę.

-Nie gap się na mnie jakbym miał tarantulę na twarzy, bo to przerażające -stwierdziłem robiąc zdezorientowaną minę. Chłopak się zaśmiał.

-Może po prostu podziwiam twoje rzęsy? -stwierdził bardzo poważnym tonem i uwierzyłbym mu gdyby nie to, że starał się nie uśmiechać z całych swoich sił.

-Są śliczne, prawda? -zatrzepotałem powiekami niczym jakaś kobieta z reklamy proszku do prania, która cieszy się z tego, że plama z jej ulubionej sukienki się zmyła.

ziam mayne // summer campOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz