dzień 6

4.6K 519 189
                                    

Od samego rana zapowiadał się naprawdę świetny dzień. Słońce muskało moją skórę delikatnymi promieniami i naprawdę nie mogłem przestać się śmiać z żartów, które opowiadał mi Zayn. Musiałem przyznać, że byłby najgorszym komikiem na całym, pięknym świecie, a uszy aż krwawiły od tych bzdur jakie wypowiadał. Przecież te kawały były tak idiotyczne, że po prostu śmiałem się z nich tylko dlatego, że nie mogłem wytrzymać tej głupoty, która nie mieściła mi się w głowie. Jednak nie poddawałem się bez walki i postanowiłem stoczyć walkę przeciwko mojemu współlokatorowi i tym samym nowym przyjacielowi. Zasady były proste - wygrywa ten, który wymyśli najgłupszy żart.

-Które drzewa są najgłupsze? -rzucił Malik głupio uśmiechając się w moją stronę, a ja już praktycznie spadłem ze swojego miejsca na ławce przed stołówką, ponieważ jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. -Powalone!

Kolejna salwa śmiechu wypełniła przestrzeń wokół nas i odbiła się echem od drzew, na które już nigdy nie spojrzę tak samo obojętnie, bo będę wspominał czekoladkę.

-Wchodzi garbaty do lekarza, a lekarz na to "po co się pan skradasz?" -opowiedziałem i znowu zaczęliśmy się śmiać niczym pacjenci ośrodka dla niezrównoważonych psychicznie.

Jednak nadal żaden z nas nie miał zamiaru rezygnować.

-Co robi skater w toalecie? -głupkowaty uśmiech Zayn'a sprawił, że już zacząłem chichotać. -Szaleje na desce!

-To było tak bardzo niewłaściwe -przyznałem i przez chwilę zastanawiałem się nad moją kolejną wypowiedzią. Kiedy wpadłem na pewien pomysł wiedziałem, że będę miał kolejnego focha od Zayn'a na koncie, ale kto nie ryzykuje ten nie ma. -Zayn, najpierw muszę wiedzieć gdzie mieszkasz.

-Skąd mam wiedzieć, że nie zaczniesz mnie stalkować? -zapytał patrząc na mnie spod długich, czarnych rzęs. Przewracam oczami. -Uh no dobra, mieszkam w Seattle.

-Więc jak się bawią muzułmanie w Seattle? -spytałem czekając na jego reakcje. Będę się smażyć w piekle. -Bombowo.

Na moje szczęście Zayn okazał się mieć trochę dystansu do swojego pochodzenia i zaczął się śmiać tym samym upewniając mnie, że nie zostanę spalony na stosie w najbliższym czasie.

-To było rasistowskie, ale dobre -wyszczerzył się w moją stronę, a ja wręcz odetchnąłem z namacalną ulgą. -Przychodzi baba do windy, a tam schody.

-A na jakie imprezy chodzą muzułmanie? -posłałem mu dwuznaczne spojrzenie, ale uprzedził moją odpowiedź.

-Niech zgadnę.. Wybuchowe? -zaśmiał się pod nosem, a ja prychnąłem niezadowolony z tego, że mnie przejrzał.

-Dobra, uznajmy, że wygrałeś -powiedziałem niezadowolony, że trzeba kończyć nasze niesamowite rozgrywki, ponieważ na placu zaczęli zbierać się opiekunowie grup.

-Cukiereczku, te rozgrywki były już rozstrzygnięte na samym początku, nie oszukujmy się, ale nikt nie może się ze mną równać -stwierdził Malik wypinając dumnie swoją pierś. Wstał. -Dobra, chodźmy już, bo spóźnimy się na najlepsze zajęcia!

***

Stałem jak głupi i nie wiedziałem jak się za to zabrać. Spojrzałem na swoją tarczę, na której widniały jak na każdej innej namalowane kolorowe koła, w które trzeba było trafić.

Przeniosłem swój wzrok na mulata stojącego tuż obok mnie. Wyglądał jakby urodził się do robienia tego. Wziął jedną strzałę do dłoni i prześledził ciemnymi oczyma jej strukturę. Gdy delikatnie naciągnął cięciwę wystawił język skoncentrowany, a mięśnie pod koszulką - która nawiasem mówiąc nie była nawet jego, tylko moja - napięły się. Jego twarz była skupiona i nie widział nic poza tym co robi. Strzała przeszyła powietrze wokół nas jednak nie trafiła w sam środek. To nie zraziło mulata ani trochę, ponieważ chwilę później poszybowała za nią druga i trzecia, a ja wciąż wpatrywałem się w pracę jego mięśni, które napinały się i rozluźniały.

ziam mayne // summer campحيث تعيش القصص. اكتشف الآن