dzień 10

5.3K 466 219
                                    

Mówiąc, że w nocy byłem spokojny, byłoby niedomówieniem roku, ponieważ jedyne co byłem w stanie robić to przewracać się z boku na bok. W głowie ciągle pojawiały mi się coraz to nowsze pomysły jak to Zayn mógł spotkać seryjnego mordercę i jest teraz torturowany lub ćwiartowany. Może nawet zakopano go żywcem, a ja siedziałem w tym cholernym domku i nawet nie próbowałem go szukać. Byłem zły na siebie za taką nieodpowiedzialną postawę.

Wręcz z trzęsącymi się jak galareta rękoma wszedłem do stołówki rozglądając się po całym pomieszczeniu, które było wyładowane doszczętnie ludźmi. Niektórych znałem lepiej, niektórych widziałem po raz pierwszy, a oni znali mnie lepiej niż mogłem przypuszczać. Powiedzmy sobie szczerze, że po akcji z moim rzekomym związkiem z Malik'iem zrobiło się głośno o nas w całym obozie i to nie tylko wśród młodzieży, ponieważ sami opiekunowie często plotkowali na różne tematy. Jednak nie to teraz było dla mnie czymś ważnym. Jedyne co miałem w głowie to znaleźć Zayn'a, odnaleźć mojego zaginionego współlokatora, który w zasadzie uciekł mojej winy, ponieważ nie mogłem zapanować nad swoimi głupimi emocjami i pocałowałem go jakby nigdy nic. Chłopak miał rację. Nie powinienem bawić się z nim w kotka i myszkę, ale to było naprawdę silniejsze ode mnie i nie mogłem się powstrzymać przed zrobieniem tego, Gdybym miał być szczery zrobiłbym to ponownie i to bez żadnego zastanowienia. Zayn musiał tylko uwierzyć, że wcale nie chcę go ranić, wyśmiewać czy co mu przychodziło wtedy do głowy; chciałem po prostu poczuć jego gorące usta na moich i może zabrzmi to śmiesznie, ale naprawdę potrzebowałem tego. Czytałem wiele razy w książkach czy widziałem w filmach, jak ludzie porównują uczucie do drugiej osoby jako narkotyk. Nigdy jakoś specjalnie nie chciałem w to uwierzyć, ale dzisiaj już dobrze wiedziałem, że to jest możliwe i nie mam żadnych wątpliwości; to uczucie pali, piecze, boli i wręcz chce nas zabić. Pozostawało jedno pytanie - jakim uczuciem darzę Zayn'a i czy w ogóle to nie jest wymysł mojej chorej wyobraźni, która po prostu płata mi dziwne figle i próbuje wmówić, że cokolwiek co czuję jest czymś na sposób zauroczenia. Myślę, że to właśnie jest odpowiednie słowo. Zauroczenie.

Wtedy ciemna czupryna wyrosła pomiędzy głowami dziewczyn. Od razu rozpoznałem zaginionego, za którym byłem zdolny chwilę wcześniej wysłać list gończy. Był tak rozpoznawalny między tymi ludźmi, zobaczyłbym go nawet z dużo większej odległości. Jednak od razu niezadowolony stwierdziłem, że nie miał na sobie jego ubrania, a do domku nawet na chwilę nie wstąpił, więc musiał być u kogoś innego i pożyczył ubrania.

Powinien chodzić tylko w moich ubraniach.

Tak, byłem samolubnym draniem, który chciał mieć go tylko i wyłącznie dla siebie. Byłem jednak też zmartwiony i potrzebujący bliskości chłopaka, którego nie widziałem od kilkunastu godzin. Chociaż miałem miliony myśli w głowie i istny mętlik to czułem niespotykaną ulgę, że go widzę. Żył i miał się dobrze. W sensie fizycznym, bo po jego zmęczonej twarzy, lekko podkrążonych oczach i braku uśmiechu, można było sądzić, że jest cholernie skarany przez los. Najgorsza była świadomość, że to wszystko przeze mnie.

Szybko ruszyłem w jego stronę nie chcąc, aby zdążył się gdzieś zaszyć i nawet na mnie nie spojrzeć. Musieliśmy sobie to wyjaśnić. Moje nagłe uczucia wobec niego były dziwne i czułem się naprawdę niekomfortowo z tym, że nie chciał ze mną rozmawiać. Sam w zasadzie nie byłem pewien czy to co robię było odpowiednim posunięciem, ale tak właśnie podpowiadało mi sumienie. Czułem, że właśnie tak powinno być. Ja, on i nasze sekrety, których nikt inny nie musi kiedykolwiek poznawać.

Dziewczęta spojrzały na mnie i uśmiechnęły się szeroko przeciągając jakoś głupio brzmiące powitanie, którego nawet nie chciałem słuchać. Usiadłem tuż obok niego. Chciałem być jak najbliżej, a wtedy on zaczął się podnosić. Nie mogłem na to pozwolić. Nie mógł mi uciec kolejny raz. Moim automatycznym ruchem było zatrzymanie go. Moja dłoń wylądowała na jego kolanie odzianym w jeansy. Spojrzałem na niego z błagalnym spojrzeniem, aby został. Przyglądał mi się przez chwilę z bólem wypisamym w jego czekoladowych tęczówkach. Samo patrzenie na niego było dla mnie niewyobrażalną męką. Wiedziałem, że zawiódł się na mnie jako na przyjacielu, ale nie dał mi tego wyjaśnić. Chciałem wytłumaczyć tylko, że to było prawdziwe. Spuściłem na chwilę wzrok na swoją dłoń, która powędrowała w górę i lekko ścisnąłem udo chłopaka chcąc jakoś przekazać, że między nami jest dobrze, że znaleźliśmy naszą wspólną bezpieczną przystań. Teraz już praktycznie nic nie stało na przeszkodzie do zgody, ale tak było tylko i wyłącznie w mojej głowie.

ziam mayne // summer campWhere stories live. Discover now