Rozdział 21

2.7K 100 38
                                    

Tego dnia na dworze było wyjątkowo ciepło. Słońce wychylało się zza przerzedzonych chmur, wiatr poruszał leniwie drzewami, a zza okien dało słyszeć śmiechy dzieci które powychodziły na spacer razem ze swoimi rodzinami. Uśmiechnęłam się lekko na widok małego chłopca przytulającego się do swojego taty, którzy przechodzili akurat pod moim balkonem. W mojej wyobraźni zaczęły powstawać wizje dwóch słodkich maluchów chodzących razem ze mną i Draco po norweskich parkach. Mój uśmiech poszerzył się gdy poczułam ręce przytulające mnie od tyłu.

-Czemu mnie nie obudziłaś? - mruknął  w zagłębienie mojej szyi. Wzruszyłam leniwie ramionami, i wzięłam łyk ciepłej malinowej herbaty.

-Pójdziemy na spacer? - spytałam się, odwracając przez co stykaliśmy się nosami. - Jest ładna pogoda, a przez tą śnieżycę rzadko wychodziłam z domu.

-Pewnie. - ziewnął i cmoknął nie w usta. - Tylko coś zjem. - postanowił i zostawił mnie samą w salonie z herbatą, śmiechem dzieci zza okien i zarumienionymi policzkami. Od pewnego czasu zaczęłam zauważać że zaczynam inaczej reagować na jego czułości. Wcześniej odbierałam to w sposób okazania wsparcia związanego z naszą sytuacją, teraz odczuwałam to bardziej w sposób... romantyczny. Tak to mogę chyba nazwać. Zauważyłam że zaczął mi się co raz bardziej podobać, nie tylko w sposób intelektualny tak jak wcześniej, tylko w sposób fizyczny. Przyłapywałam się na tym że lustruję wzrokiem jego ciało opięte przez skąpą koszulkę, lub zawieszam się gdy mój wzrok napotyka jego oczy. Nie wiem co mam o tym myśleć.

-Idziemy? - usłyszałam pytanie od stojącego w progu blondyna.

-Już idę. - wytrząsnęłam się przemyśleń na temat istoty stojącej parę metrów przede mną. Odłożyłam kubek z niedokończoną herbatą i ruszyłam za chłopakiem do korytarzyku w którym zaczęliśmy ubierać ciuchy wyjściowe. Zrezygnowany Krzywołap już nawet nie próbując iść za nami, siedział tylko w progu drzwi od kuchni i patrzył na naszą dwójkę przenikającym spojrzeniem. 

Gdy wyszliśmy z bloku od razu skierowaliśmy się do najbliższego parku. Na dworze rzeczywiście było o wiele cieplej niż podczas ostatnich dni, a rześki wiatr pobudzał krążenie krwi. Odetchnęłam szczęśliwa i złapałam Draco za rękę.

-Wracając z parku może wejdziemy do sklepu i kupimy jakieś zabawki? - spytałam i skierowałam wzrok na jego pogodną twarz.

-Jeśli nie będziesz zbyt zmęczona. 

-Nie przesadzaj. - wywróciłam oczami, i po chwili ciszy weszliśmy pomiędzy wysokie drzewa obsypane jeszcze nieroztopionym śniegiem. W parku można było nawdychać się o wiele świeższego powietrza, a nie tak jak obok bloku zanieczyszczonego przez spaliny wydobywające się w samochodów jeżdżących po ulicach. Mijaliśmy tu roześmiane rodziny, zakochane pary, stare małżeństwa, grupki znajomych. Miałam nadzieję że wszystko w naszym życiu potoczy się dobrze i też będziemy szczęśliwi za te kilka lat. 

W mojej głowie coraz częściej powstawały wizje dwóch podobnych do siebie, jak dwie krople wody maluchów które plątają się pod moimi nogami.  Chciałabym być już po porodzie z dwóch powodów. Jednym z nich jest to że chcę już ujrzeć twarzyczki moich dzieci, natomiast drugim powodem jest to że boję się porodu. Chyba każda kobieta boi się porodu. Przecież  zdarzają się przypadki że matka podczas porodu umiera. Co prawda są to małe procenty, ale jednak.

- O czym myślisz? - usłyszałam pytanie z ust Malfoya.

-O porod... - nie skończyłam jednego słowa gdy usłyszałam ogłuszające wrzaski.

-STAĆ! NIE RUSZAĆ SIĘ! - wrzeszczeli po norwesku policjanci okrążający nas ze wszystkich stron. Tak mnie zmurowało że nie byłam w stanie nawet nabrać wdechu. Mężczyźni poubierani w mundury którzy celowali w nas pistoletami co raz bardziej otaczali nas nie pozostawiając miejsca na ucieczkę, która w sumie i tak nie miałaby sensu.

Draco przytulił mnie w taki sposób że nie można by było wystrzelić w brzuch w którym niczego nie świadome wypoczywały bliźniaki. Nie trwało to jednak długo bo z niesamowitą siłą blondyn został ode mnie oderwany i rzucony na ziemię gdzie dwóch policjantów zaczęło go skuwać w metalowe kajdanki. Nie wiedziałam co się dzieje, dlaczego zatrzymują ślizgona. Przecież on nic nie zrobił. 

W tym momencie poczułam ogromny ból podbrzusza, z moich oczu pociekły łzy gdy upadłam na kolana z powodu skurczy. Usłyszałam tylko jak Draco krzyczy moje imię, a jakiś policjant rozkazuje natychmiast wezwać karetkę. Potem widziałam tylko ciemność.

***

-Mogę wiedzieć za co jestem zatrzymany? - warknął wściekły i obolały blondyn od  kilkugodzinnego siedzenia w jednym miejscu blondyn w kierunku dwóch policjantów siedzących po przeciwnej stronie biurka w pokoju przesłuchań. Nie dość że został bezprawnie zatrzymany przez bandę kretynów, to na dodatek wszystko zżerało go od środka z powodu stresu i zmartwienia o Hermionę którą zabrała karetka do szpitala. Dlaczego los tak uwziął się na ich dwójkę?

-Już pan dobrze wie, panie Eriksson. - zakpił brunet. - Handel ludźmi, sprzedawanie organów na czarnym rynku, zmuszanie do prostytucji, produkcja narkotyków. - wyrecytował patrząc mu prowokacyjnie w oczy. 

Spojrzał na nich z niedowierzaniem wypisanym na twarzy i uśmiechnął się kpiąco. 

-Nic ci to nie mówi? - prychnął rozbawiony czarnowłosy policjant. - Jesteś świetnym aktorem, musze ci to przyznać, ale szukaliśmy cię prawie trzy lata i nie wywiniesz się tu teraz jakimiś sztuczkami. Pójdziesz do pierdla i będziesz tam siedział do usranej śmierci. 

-Nie nazywam się Eriksson! - wrzasnął wściekły próbując wyswobodzić się z metalowych kajdanek które nieprzyjemnie wżynały się w jego bladą skórę na nadgarstkach. - Nie wiem z kim mnie do cholery pomyliliście, ale jak tylko ktoś mnie rozkuje to urwę wam jaja!

-Nie pogrążaj się gnoju. - syknął brunet. Czarnowłosy spojrzał natomiast na ślizgona z pewną ciekawością wymalowaną na jego przytłustej twarzy.

-Więc, niby jak się nazywasz? - spytał.

-Draco Malfoy. - wysyczał. Gdy funkcjonariusze policji dostali odpowiedź parsknęli śmiechem, na co Malfoy popatrzył ze zrezygnowaniem. - Tak, wiem. Mam dziwne imię.

Nagle cała trójka odwróciła się w stronę drzwi, z kierunku których usłyszeli pukanie. Bez wejścia na pozwolenie przeszedł przez nie mężczyzna z siwymi włosami, srogą twarzą i nieprzyjemnym spojrzeniem które nakierował na swoich podwładnych.

-To nie jest Lucas Eriksson. - powiedział głosem który mógłby zamrozić piekło. - Rozkujcie go, wypuście, a potem przyjdźcie do mojego gabinetu. - po czym skierował się do blondyna który minimalnie rozluźnił się słysząc słowa komendanta. - Pańska, dziewczyna panie Malfoy przebywa w szpitalu narodowym. I uprzedzając pańskie pytanie, jej ani pańskim dzieciom nic poważnego się nie stało. Reszty dowie się pan od lekarzy. Do widzenia. - trzasnął drzwiami pozostawiając po sobie pogrążony pokój przesłuchań w ciszy.

Po kilku sekundach czarnowłosy podniósł się z krzesła i rozpiął kajdanki ślizgonowi. Blondyn potarł nadgarstki które pokryły się małymi ranami spowodowanymi zbyt zaciśniętym metalem na skórze. Posłał dwóm policjantom nieprzyjemne spojrzenia i wyszedł z komisariatu.

Gdy ponownie poczuł wiatr owiewający jego twarz jak najszybciej ruszył do szpitala w którym leżała Hermiona. Z niezadowoleniem zauważył że słońce zaczynało chylić się ku zachodowi.

WPADKATempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang