Rozdział 11

2.9K 112 31
                                    

Kiełbaski były już wystarczająco usmażone, więc z uśmiechem na twarzy, zdjęłam je z grilla i przełożyłam na talerz. Szczęśliwa powędrowałam do stołu, umiejscowionego na obszenym tarasie. Słońce grzało, a na niebie nie widniała ani jedna chmurka. Była cudowna, wręcz idealna pogoda.

Odłożyłam jedzenie na stół i zawołałam Dracona który siedział z naszą córką w domu. Blondyn wyszedł trzymając w rękach dziecko, które śmiało się pogodnie. Podszedł do mnie i objął ramieniem. Odwróciłam głowę w kierunku małych paluszków muskających mój policzek.

-Siadamy do stołu? - zapytałam unosząc wzrok na ślizgona.

-Jasne. - Nie postawiliśmy jednak kroku, bo nagle całe niebo zaszło, ciężkimi chmurami. Zrobiło się szaro i nieprzyjemnie zimno. Nasza córeczka zaczęła płakać, więc Draco próbował ją uspokoić.

-Co się dzieje? - spytałam zalękniona. Dostałam odpowiedź szybciej niż się spodziewałam. Z szarego nieba zaczęły materializować się postacie z czarnych pelerynach i przerażających, srebrnych maskach. Śmierciożercy. Otoczyli nas stając w okręgu i po kolei zaczęli ściągać maski. Rozpoznałam Lucjusza Malfoya, Bellatrix Lestrange, Fenira Greybacka, Rookwooda, Crabba seniora i Goyla seniora, reszty nie znałam.

-Jak mogłeś nas zdradzić śmieciu! - krzyknął ojciec Dracona i wymierzył w niego różdżkę. Za nim cokolwiek zdążyłam zrobić, w jego stronę poleciało zaklęcie uśmiercające. Skulił się, całym ciałem zasłaniając dziecko. Spod ciała blondyna usłyszałam stłumiony płacz. Ruszyłam w kierunku córki nie zważając na wyciągnięte w moją stronę różdżki. Nie dobiegłam.

-Crucio! - ryknęła Bellatrix.

Zaczęłam zwijać się z okropnego bólu. Czułam jakby moją każdą komórkę ciała rozrywano i palono żywcem. Nie kontrolowałam łez i krzyków.

Widziałam tylko jak Greyback podchodzi do ciała Draco i podnosi spod niego dwuletnią dziewczynkę.

-Granger!

Tarzając się z bólu patrzyłam jak wilkołak zatapia swoje zęby w delikatnej szyjce mojej córeczki. Po chwili martwe ciało dziecka upadło z głuchym łoskotem na zieloną trawę. Nie krzyczałam już. Nawet nie zauważyłam że psychiczna Śmierciożerczyni przerwała zaklęcie. Tępo patrzyłam się tylko w dwa martwe ciała.

-Granger!

Lucjusz podszedł do mnie z kpiącym uśmiechem na twarzy i wycelował we mnie różdżką na której zaiskrzył się zielony płomień.

-GRANGER!

Zerwałam się jak oparzona. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się za głosem który mnie nawoływał. Obok siedział Draco patrzący na mnie z zatroskaną miną.
Wytrzeszczyłam zapuchnięte od płaczu oczy i wystawiłam rękę w kierunku jego twarzy. Zaczęłam dotykać go po całej głowie.

-Żyjesz. - stwierdziłam zachrypniętym głosem. Szybko opuściłam głowę by ujrzeć ciążowy brzuch. Odetchnęłam z ulgą. - Ty też żyjesz maluszku.

-Miałaś zły sen? - spytał cicho. Pokiwałam twierdząco głową. Przetrałam mokre od łez policzki i zaczęłam się uspokajać. Licz do dziesięciu...

-Wszystko dobrze? - dopytywał się.

-Zjadłabym już śniadanie. - powiedziałam nie chcąc nadal drążyć tematu. Patrzył jeszcze przez chwilę przenikliwym wzrokiem by po jakimś czasie z westchnięciem wstać i zacząć się ubierać.

°°°

Siedzieliśmy przy stole zapełnionym świątecznymi potrawami. Cudowne zapachy drażniły moje zmysły, a cicha muzyka w tle podgrzewała atmosferę.

WPADKAOù les histoires vivent. Découvrez maintenant