🟦Killua x Gon🟦

1.4K 70 42
                                    

Ostatnio mnie i Gonowi stuknęło piętnaście lat. Z tej okazji, po roku nie widzenia się, nareszcie się spotkaliśmy. Dotychczas spędzałem cały czas z Alluką, więc wizja spotkania z innym człowiekiem, tymbardziej swoim starym przyjacielem wydała mi się niezmiernie ekscytująca.

Idąc zatłoczonym chodnikiem, otoczonym przez egzotycznie wyglądające drzewa, gdzieś w oddali zauważyłem czarną nastroszoną do góry fryzurę. Na chwilę stanęło mi serce. Gdy się otrząsnąłem z szoku, szaleńczo się uśmiechnąłem i poderwałem się biegiem w jego stronę.

- GON! - zawołałem.

Fryzura się odwróciła się i zaczęła biec w moim kierunku. Załzawiły mi oczy, ale szybko powstrzymałem płacz. Nie wierzyłem, że go ponownie widzę.

Na chwilę straciłem go z oczu, a niedawno wydawało mi się, że był juz blisko.

- Gon? - zapytałem, nawet zbytnio nie licząc na odpowiedź.

- KILLUA! - nagle wyłonił się z tłumu i rzucił mi się na szyję. Poczułem jak jego ręce mocno oplatają mnie w talii. Na moją twarz wpłynął mocny rumieniec.

- Weź to jest zawstydzające! - jęknąłem.

- Nic się nie zmieniłeś. - odpowiedział, będąc w znakomitym humorze.

Tak naprawdę wcale nie chciałem przerywać tamtego momentu, ale nie chciałem dać po sobie tego poznać. Tęskniłem za Gonem. W końcu pokonałem wewnętrzne wątpliwości i również się do niego przytuliłem, ku zdziwieniu czarnowłosego.

- Jednak trochę się zmieniłeś! - stwierdził lekko oszołomiony - Idziemy gdzieś? - spojrzał się na mnie, a ja poczułem motylko w brzuchu.

- Możemy. - wydusiłem - A gdzie?

- Zobaczymy. - wzruszył ramionami i tym razem skierował wzrok na horyzont. Odetchnąłem z ulgą - Tutaj wszystko jest ciekawe.

- Nie wątpię.

Specjalnie poruszałem się lekko wolniej od chłopaka. Co ja robię? Jeszcze się domyśli. - zbeształem się w myślach. Jeszcze przez chwilę oskarżałem się w głowie, a potem dogoniłem Gona.

Stał przy bramie parku trochę podirytowany. Uśmiechnąłem się przepraszająco w odpowiedzi.

- Gdzie się zgubiłeś?

- Zagapiłem się. - sapnąłem.

Wzruszył ramionami, następnie weszliśmy do parku. Rozejrzałem się wokół, ponieważ rozciągał się wokół nas naprawdę cudowny widok. Nad nami latały kolorowe, egzotyczne ptaki o długich ogonach, a na miękkiej ziemii rosły ciemnozielone i bujne rośliny. Drzewa tu były raczej niskie, o rozłożystych koronach, więc dawały przyjemny cień nawet w czasie upałów. Nie zdawałem sobie sprawy, że to miasto się aż tak bardzo różni od reszty. Niby jego nazwa nawiązuje do dżungli oraz raju, ale reszta kraju ma raczej klimat umiarkowany, a więc nie przypuszczałem, że będzie tu tak pięknie.

- Killua, spójrz tam! - wyszeptał zaniepokojony, wskazując w bliżej nieokreślone miejsce.

Musiałem się mocno przyjrzeć, a y dostrzec, że tam siedzi mój brat z Hisoką. Zaparło mi dech w piersi. Na szczęście nas nie zauważyli. Cały spięty złapałem Gona za rękę i odciągnąłem z tamtego miejsca. Przez dłuższy czas oskarżałem siebie, że nie przewidziałem takiej sytuacji, umawiając się tu z czarnowłosym. Potem zdałem sobie sprawę, że to wcale nie moja wina, że mój brat jest idiotą oraz, że gustuje w pedofilach z obsesją. Uspokoiłem się w końcu, ale nie trwało to dlugo, bo zacząłem przeżywać w duchu trzymanie się za ręce z Freecssem.

- Było blisko. - westchnąłem.

- Może chodźmy lepiej w tamtą stronę. - zaproponował, lekoo roztrzęsiony. Nie dziwiłem mu się.

- Niegłupi pomysł.

Chciałem się udać jak najdalej od tamtego felernego miejsca, ponieważ nieustannie zbierało mi się na wymioty, że Illumiego łączyłoby coś więcej z Hisoką. Do teraz przechodzi mnie dreszcz obrzydzenia.

Po dłuższym spacerze między krzewami z nieznanymi mi czerwonymi kwiatami, aczkolwiek bardzo ładnymi, dotarliśmy do stawu. Miał kształt podobny do ósemki, a woda w nim przybierała białawy odcień. Przywodził mi na myśl mityczną rzekę miodem i mlekiem płynącą, ale wolałem nie przekonywać.

Pływały w nim malutkie pomarańczowe rybki, połyskujące na złotawo. Przypominały mi kulki, którymi się kiedyś w dzieciństwie bawiłem.

Gon usiadł na brzegu i jak zaczarowany wpatrywał się w rybki-kulki. Dołączyłem do niego, zatapiając się w wspomnieniach.

- Stało się coś, gdy byłeś z Alluką? - zapytał nagle.

- Co? Nie. - powiedziałem trochę ostro - Czemu pytasz? - tym razem przyłagodziłem znacznie ton. Zaniepokoiłem się. Gon się okazał bardziej spostrzegawczy niż myślałem. A może raczej ja mniej czujny.

-Zachowujesz się dziwnie. - mruknął pod nosem.

Czułem się jakby mi serce spadło do tej przeklętej sadzawki. Oddech mi przyspieszył i miałem nadzieję, że on tego nie słyszy.

- Naprawdę? - potarłem nerwowo spocone dłonie.

Gon spojrzał mi w oczy marszcząc lekko brwi i pokręcił potem głową. Przeklinałem się w myślach za to, że pomyślałem w tamtej sytuacji tylko o tym, jak piękne ma oczy.

Zazwyczaj były mocno brązowe, ale tamtego dnia przybrały ciepłą zieloną barwę. Zahipnotyzowany patrzyłem się w nie przez dłuższą chwilę. Na pewno się zarumieniłem i na pewno on to zauważył. Odwróciłem gwałtownie wzrok na stojącego na brzegu ptaka.

- Zdecydowanie coś się stało. - stwierdził z powagą.

- A może ty zrobiłeś się bystrzejszy? - powiedziałem to tak cicho, że myślałem, iż tego nie usłyszy. Myliłem się.

- Możliwe. - przeciągnął to słowo.

...

Następna godzina minęła dosyć niezręcznie. Gon ciągle wydawał się pochłonięty odnajdywaniem przyczyny mojego zachowania, a ka byłem pochłonięty zapamiętywaniem każdego szczegółu na twarzy czarnowłosego. Nawet przestałem dbać o to, że wygląda to naprawdę dwuznacznie.

Po przejściu wcześniej przebytej drogi, znowu staliśmy przed wejściem do parku. Zaczynało się delikatnie ściemniać, a co z tym idzie, było trochę chłodniej. Także wiatr przybrał na sile, odgarniając włosy chłopaka do tyłu.

- Ponownie się rozdzielamy. - brzmiał bardzo smutno, ale stanowczo. Tak jakby przez cały dzień się do tego przygotowywał. Przeszła mnie gęsia skórka. Nie byłem pewny czy to od słów Gona czy od temperatury.

- Ponownie. - szepnąłem.

Żal ścisnął mi serce. Szumiało mi w głowie od nadmiaru emocji, ale podjąłem decyzję. Być może tragiczną w skutkach.

- Kiedy się spotkamy? - zapytałem.

- Może za niedługo. - powiedział, ale dosyć nieprzekonująco. Wiedzieliśmy obaj, że tak nie będzie.

- Mam nadzieję. - naprawdę miałem nadzieję.

Po tych słowach przybliżyłem się do Gona. Wydawał się lekko zdziwiony moim posunięciem, ale nie zareagował. A więc brnąłem dalej.

W przypływie odwagi złapałem oburącz za twarz czarnowłosego i połączyłem nasze usta w pocałunku. Był krótki, ale bardzo wymowny. Gdy skończyłem oparłem swoje czoło o czoło chłopaka. Chłonąłem ciepło jego skóry. Cieszyłem się ostatnimi chwilami bliskości na jakie kiedykolwiek będę mógł sobie pozwolić. Na koniec wyszeptałem mu do ucha równocześnie przytulając.

- Kocham cię.

HxH one-shotsWhere stories live. Discover now