🟪Meruem x Komugi🟪

754 39 9
                                    

Pragnę spędzić z nią ostatnie chwilę. Dziwne, że tak uważam. Król nie powinien tak myśleć, jednakże jestem przekonany, że urodziłem się głównie po to żeby spędzić ten czas z Komugi.

Siedzi przed mną, zamyślona, może trochę przestraszona moim majestatem. Niby ma otwarte oczy, ale nie wiem co widzi. Uwielbiam patrzeć na te oczy. Są takie... nagie. Nic nie ukrywają. Stoją otworem dla każdego, kto jest na tyle odważny, żeby w nie spojrzeć.

- 9-5-1 marsałek. - wysepleniła.

Uśmiechnąłem się na dźwięk jej dziewczęcego głosu. Wciąż nic nie wie, zdaję sobie sprawę, iż muszę jej o tym powiedzieć, lecz coś mnie hamuje. To strach. Nie, troska. Miłość. To jeszcze bardziej dla mnie obce niż strach.

- 2-4-1 nowy szpieg.

- Csigodny Meruemie... - zaczyna tak samo nieśmiało jak zwykle. Irytująco niepewnie.

- Mów do mnie po imieniu, Komugi.

Gdy na nią spojrzałem, dostrzegłem łzy w jej oczach. Jestem zbyt ostry na nią - myślę. Mała, wrażliwa, płaczliwa istotka z którą nigdy dotąd nie wygrałem. Może tylko dlatego tak mi ma niej zależy?

- Ales nie mogę, csigodny Meruemie, to byłaby obraza dla panskiego autorytetu! - krzyczy w uniesieniu.

- Komugi, proszę.

- Nie, nie mogę tego dla pana zrobić. - zaciska usta w linijkę.

- A jeżeli wygram, będziesz mówić do mnie po imieniu?

- Dobse, a jezeli wygram, umrę? - wciąż raniła mnie ta jej nadzieja co do śmierci. Jakim cudem ona nie boi się utraty wszystkiego? Jakim cudem nie boi się zniknięcia, zapomnienia?

- Nie umrzesz, a co innego byś chciała w zamian? - pytam z nadzieją.

- Kolejną partię!

- Mogłem się tego spodziewać. - wzdycham ciężko.

Naprawdę jest przeurocza. Bezbronna. Czuję nietypowy przymus do opieki nad nią. Cóż, nie mam już zbyt dużo czasu na to. Chciałbym go mieć więcej.

Gra toczyła się dalej. Miałem coraz bardziej ściągnięte serce. Co się ze mną dzieje? Trucizna zaczęła działać? Nie. Sumienie przymusza mnie do powiedzenia prawdy Komugi. Jednak jak ona ma to zareaguje? Szczęściem, ponieważ będzie wolna? Smutkiem, bo jej na mnie zależy?

- Komugi?

- Tak?

- Muszę powiedzieć ci prawdę. - urywam na chwilę, aby poukładać myśli - Zostałem zatruty i wkrótce umrę. To jest zaraźliwe, więc ty też... - nie dokończyłem, bo Komugi pochyla się nagle nad planszą, dłońmi odszukuje moje usta i mnie z czułością całuje. Spojrzała potem w niewiadomym kierunku, myśląc z nadzieją, że ja tam siedzę.

Czuję się jakbym płonął. Równocześnie łzawią mi się oczy. Żałosne.

Nie chcę jej stracić. Głaszczę ją po policzku, następnie odgarniam niesforne włosy za ucho. Jest śliczna.

- Gdy mam juz umzec, niech to będzie z panem. - szepcze.

- Komugi. - mamroczę głęboko poruszony.

Zalewa mnie fala niepowstrzymanej wdzięczności i radości. Niepokojące, za niedługo przecież zginę. Tylu ludzi za cenę życia usiłowało utrzymać mnie przy życiu, choć na marne. Matka, Pouf, Youpi, Pitou... Przez to nie mam już praktycznie nikogo. Prócz Komugi, lecz za chwilę i ona odejdzie.

Biorę ją w ramiona i mocno przytulam. Cieszę się ciepłem jej ciała, bliskością, spokojem. Nie mam pojęcia jak to się wykonuje, nikt nie tego nie uczył, jednak podświadomie wiem co zrobić.

Drży jednocześnie przytulając się do mnie. Płacze?

- Meruem. - mówi bardzo cicho w moje ramię, jednak ja ją bardzo dokładnie słyszę.

HxH one-shotsWhere stories live. Discover now