🟦Killua x Gon #2🟦

820 41 10
                                    

(bohaterowie mają po około 22 lata)

Słońce wejrzało do pokoju przez niedociągniętą żaluzje, rzucając swoje złociste promienie dokładnie na moje oczy. Z irytacją przewróciłem się na drugi bok, żeby parzyło w ostateczności głowę zamiast oczu.

Gdy się tak wierciłem, potrąciłem także Gona, leżącego obok mnie. Przez chwilę byłem zdezorientowany tym, bo nieprzypominałem sobie, żeby do mnie przychodził. Wspomnienia urywały się na rzyganiu w klubowym kiblu.

Wstałem i rozejrzałem się po pokoju. To nie było moje mieszkanie. Może dlatego wydawało mi się to dziwne, że Gon przyszedłby do mnie, skoro jestem w jego domu.

Popatrzyłem na przyjaciela. Miał taki spokojny wyraz twarzy, w którym jednak coś mi nie pasowało. Obserwował mnie.

- Hej. Nie wiedziałem, że jestem aż tak godny uwagi, by ukrycie mnie obserwować.

- Sprawdzałem czy żyjesz po wczoraj.

- Oj tam, oj tam, nie przejmuj się. Wszystko jest o-

Nie dokończyłem zdania przez szczęk wydany przez moje ramię, a także przez ból głowy, który nagle się pojawił. Myślałem, że już mnie to ominie. Głupia myśl.

Padłem na łóżko. Wpatrywałem się usilnie w sufit z zeschniętym na wiór gardłem. Wtedy zdałem sobie sprawę, z tego że jestem półnagi.

- Gon, gdzie moja koszulka?

- Musiałem ją z ciebie zdjąć po rzyganiu.

Natychmiastowo się zarumieniłem. Wizja jego rozbierającego mnie w innych okolicznościach nie mogła odpuścić.

Wstałem, nie zwracając uwagi na chichrającego się chłopaka i poszedłem do kuchni. Napiłem się wody z kranu, bo nie chciało mi się otwierać butelki.

Utrzymywałem wzrok na ścianie przed mną, wędrując myślami w jakieś nieznane rejony. W tym momencie podszedł do mnie Gon i objął mnie od tyłu w talii.

Zesztywniałem, ponownie się rumieniąc. Uniosłem brew, jednak nie mógł tego zauważyć. Zdarzało się już, że mnie przytulał, na przykład gdy byliśmy pijani. Wtedy jednak się dzieją różne rzeczy.

Zakłopotało mnie szczególnie to, że nie byłem całkowicie ubrany. Trzeba było ją ubrać, gdy wychodziłem z pokoju. Mimo wszystko cieszyłem się jego bliskością.

W końcu się oddalił. Nagle zrobiło się zimno, co było w sumie logiczne. Zabrałem jakąś losową bluzę z krzesła obok, okazała się ona bluzą przyjaciela. On, widząc to, skinął pozwalająco głową.

Niepewnie ją ubrałem. Jako, że Gon był od mnie niższy, to bluza która mu pasowała, mi była krótkawa. Nie zwróciłem na to uwagi, po prostu włączyłem telewizor i skierowałem się w stronę kanapy.

Włączył się jakiś film animowany, który o dziwo pochłonął mnie do reszty. Nawet za dzieciaka nie za bardzo za nimi przepadałem. Wziąłem koc, owinąłem się nim, wlepiając oczy w ekran. Coraz bardziej się przyzwyczajałem do ubrania chłopaka.

Po jakimś czasie dosiadł się do mnie Gon. Nawet tego nie poczułem. Dopiero gdy zmieniłem pozycję, napotkałem pewną przeszkodę. Moja głowa skończyła na piersi chłopaka.

Przegryzłem wargę i spojrzałem w górę na jego twarz. Uśmiechnąłem się lekko, udając wszystko jest ok.

Zachowywałem kamienna minę, ciesząc się w duchu jak dziecko, także pęsząc niczym święta dziewica, a on tylko się szczerzył, zresztą jak zwykle.

Zaczął głaskać mnie po głowie. Zacisnąłem dłoń na kocu, próbując coś wymyślić. W końcu ośmieliłem się i złapałem jego rękę. W zasadzie był moją pierwszą miłością. Spodobał mi się już jak mieliśmy dwanaście lat po walkach na Podniebnej Arenie. Do teraz moje uczucie nie osłabło.

Od zawsze nie potrafiłem odgadnąć jego myśli, chociaż był bardzo otwarty. Przez to dla mnie niezrozumiały.

Leżeliśmy w takiej pozie, aż do końca filmu, czyli niezbyt długo. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Zeszłem z niego i spojrzałem mu w te jego brązowe oczy, które nierzadko przybierały inne barwy przy zmianie otoczenia.

Wziąłem w ręce jego twarz, przybliżając ją do siebie. Kiedy pozostało dosłownie kilka centymetrów między naszymi nosami, nareszcie zebrałem się na odwagę.

- Gon... wiesz...

- Wiem. - rozszerzyłem oczy, nie wiedziałem czy myślimy o tym samym. - Bisky mi powiedziała.

Nawet nie zdążyłem się zdenerwować. Ulżyło mi ogromnie. Potarłem palcem policzek chłopaka, mając załzawione oczy.

Zamknąłem je. Cieszyłem się, że wczoraj zemdlałem w tamtym klubie. Gdyby nie to, możliwe, że nigdy by mi się nie udało.

HxH one-shotsWhere stories live. Discover now