Znowu Hogwart

451 26 35
                                    

Draco pozwolił stewardowi zabrać swój bagaż i sowę Harry'ego, dając mężczyźnie mały napiwek, jak zawsze robił to jego ojciec. Uczniowie i ich rodziny wirowali wokół niego, ciągły strumień hałasu, śmiechu i kilka łez w tętniącym życiem tłumie. Wydawało się, że jest więcej mugolaków niż kiedykolwiek, Draco zauważył marszcząc brwi.

Dominującymi kolorami stacji był nadal Gryffindor, choć wokół wirowała spora część błękitu Ravenclawu i żółci Hufflepuffu. Zieleni Slytherinu prawie nigdzie nie było widać, coś, co sprawiło, że żołądek Draco zacisnął się.

Gdzie jest Harry? Stuknął stopą w ziemię, sprawdzając duży zegar, który stał wysoko na ścianie. Pociąg już prawie odjechał. Draco stał przy wejściu do tylnego przedziału, z którego Slytherin korzystał od lat przez studentów pierwszego roku. Gryffindor zawsze dostawał środkowe przedziały, Ravenclaw z przodu, a uczniowie Hufflepuffu znajdowali miejsca tam, gdzie mogli.

Z wiru tłumu dobiegł wyraźny śmiech. Draco drgnął. Pansy i Millicent wyłoniły się z chaosu niczym dwie boginie na szalejącym haju. Nie było się za czym uchylić.

-Draco! - Pisk Pansy słychać było na całej długości platformy. Zebrał się w sobie.

Młoda kobieta rzuciła się na niego. Złapał ją tylko dla grzeczności.
-Pansy, co ty...

- Och, Draco, też miło cię widzieć! - Pocałowała go w policzek, cofając się. Przerzuciła włosy przez ramię i spojrzała w dół platformy. - Myślisz, że wszyscy mnie słyszeli?

- Myślę, że mugole w Londynie mogli cię usłyszeć.

- W takim razie gdyby Harry tu był, on też by mnie usłyszał, prawda?

Nie wiedział, czy ją uderzyć, czy przytulić. - Jesteś opalona - powiedział zamiast tego. Millicent stanęła obok nich, jej długie formalne szaty wyróżniały się na tle mugolskich ubrań.

- Tak, cóż, mama i ojciec zdecydowali, że muszę odwiedzić kuzynów w Sorrento - przewróciła oczami Pansy. - Powiedziałam im, że już zdecydowałam, ale czy mnie wysłuchali? Oczywiście, że nie...

-Zdecydowałaś się?

- Oczywiście, głuptasie.

Podążając za linią rozmowy Pansy, czasem potrzebował mapy, kompasu i butelki ognistej whisky, żeby ją zrozumieć. - Na co zdecydowałaś?

-Przyszłość!

Draco oparł się chęci uszczypnięcia grzbietu nosa.
-O czym gadamy?

- Ona nie wyjdzie za tego z Ravenclawu - wtrąciła Millicent. - Po ukończeniu studiów zdecydowała się pojechać do Paryża, aby studiować przemysł modowy. Czarodziejka i mugolka - prychnęła Millicent.

Draco zamrugał. - Masz szczęście, że twoi rodzice nie wysłali cię na księżyc, Pansy.

-Och, proszę, - wspomniana dziewczyna tupnęła nogą. - To takie dziecinne.

Ich rozmowę przerwało nagłe pojawienie się tłumu uczniów Gryffindoru. Draco zmrużył oczy na pokaz solidarności, obejmując jedną dłonią ramię Pansy.

Dean Thomas odchylił głowę do tyłu, przyglądając się Draco w górę iw dół.
-Wygląda na to, że czarodzieje czystej krwi nie robią się już zbyt ważni  - powiedział.

Wydawało się, że to dzień na bóle głowy; Draco poczuł, jak mięsień jego szczęki zaczyna drgać. - Czego chcesz, Thomas?

- Gdzie twój mały... przyjaciel, Malfoy?

Draco zacisnął dłonie w pięści.
-Ty...

-Potrzeba wam czegoś? - Zza Gryfonów przemówił nowy głos. Mały tłum rozstąpił się, ukazując Blaise'a, Neville'a, Sashę i Seamusa stojących obok siebie.

Wiara część 2 | DrarryWhere stories live. Discover now